Piwo lało się strumieniami, Gobliny śpiewały sprośne piosenki i rżnęły w karty, dwóch ziomków Bane’a toczyło właśnie pojedynek na pięści, a on się tylko temu przyglądał ze swojego ulubionego stolika, sącząc czasem piwo.
‐ Nie zróbcie tu burdelu, jak mnie nie będzie. ‐ odparł ze śmiechem, ale po chwili spoważniał i dodał: ‐ I uważaj na Drzewojebów. Ostatnio sporo ich się tu kręci.
Najpewniej nie spał, gdyż zdążyłeś zapukać do jego drzwi jedynie raz, a później ukazał się w nich. Miecz w dłoni i kropelki potu na twarzy świadczą, że przed chwilą trenował sam.