‐Wciąż twierdzę, że rozdzielanie się to zły pomysł… Skupiska ludności najpewniej będą gdzieś w centrum wyspy, tylko jak ona jest duża?‐ Pomyślał tak, po czym kontynuował przeszukiwanie wyspy.
Grupa ruszyła i idąc tak w kółko znalazła wejście. Pilnowane było przez dwóch strażników ubranych w sandały i przepaski. Uzbrojeni byli w tarcze z wikliny i włócznie z kamiennymi grotami.
Jedni z członków załogi wycelowali łuki i kusze w strażników, a kapitan najzwyczajniej w świecie wyszedł z otwartymi ramionami pokazując, że nie ma broni.
‐Zatem zróbmy coś ciekawego, bo pewnie tego chcą.‐ Zebrał zatem w dłoniach energię szkarłatu co było widoczne, wykonał kilka falistych ruchów i złączył dłonie w jedno celując nimi ku górze, po czym wystrzelił w niebo pocisk czerwonej energii.
Strażnicy odskoczyli gwałtownie i zaczęli się drzeć pełni przerażenia i podziwu. Potem kapitan znów coś powiedział, a jeden ze strażników pobiegł do wioski.
Strażnik wrócił, a po nim sześciu kolejnych. Ci jednak mieli miecze i tarcze z brązu. Po nich weszły piękne kobiety w skąpych strojach, a na końcu dość niski i otyły mężczyzna w koronie i z pierścieniami na wszystkich palcach rąk.