//Postaram się to zmienić.//
Maszerujesz więc. Idzie to sprawnie, dopóki nie zauważyłeś jak ktoś biegnie w kierunku przeciwnym do Twojego, czyli wprost na Ciebie.
Okazało się, że to rzeczywiście Krasnolud. Dzierżył w dłoniach dwuręczny topór, ale chyba nie miał zamiaru go na Tobie użyć, bo w jego twarzy dostrzegłeś jedynie smutek, rozpacz i strach.
‐ Panie, ratuj pan! ‐ krzyknął.
‐Przed czym mam ratować przyjaciela krasnoluda?! Nie ma czasu do stracenia, co mam robić?
Liczył na to, że to nic poważnego. No ale tak chamsko odmówić pomocy nie mógł.
Zaprowadził Cię do wozu stojącego na uboczu drogi. Niedaleko stały dwa kuce, pasąc się na małej polanie. Obok wozu klęczał mężczyzna, a klęczał nad ranną Elfką i innym Krasnoludem.
‐ Panie, ratuj! ‐ powtórzył Krasnal. ‐ Znasz się pan na lekach?
‐ Odpoczywaliśmy na polanie, aż napadł nas w ch*j wielki niedźwiedź! ‐ krzyknął Krasnolud. ‐ Zanim wbiłem mu toporzysko w łeb, zdążył poranić tych dwoje i zabić jednego Elfa, którego pochowaliśmy niedaleko.
Krasnolud odniósł spore obrażenia; stracił prawą goleń i stopę w szczękach niedźwiedzia, całe ramiona, przedramiona i klatka piersiowa poorane były śladami po pazurach. Elfka miała się lepiej, bo jedynie trzy wielkie ślady pazurów na plecach i rana na brzuchu, zapewne od ciosu łapą.