Nowy Jork
-
-
Kuba1001
Antek:
Wszyscy wracaliście wkurzeni, czując pod skórą, że zrobili Was w jajo, że przegraliście. Aura panująca w kanałach niewiele pomogła. Ale wróciliście, chociaż tyle dobrego.
Ray:
‐ Tam. ‐ odparł szef bandy, wyciągając rękę i wskazując Ci palcem na spory budynek, być może jakąś halę czy magazyn. ‐ My idziemy od frontu, tam mają główne wejście, i odwrócimy ich uwagę, jeśli będzie trzeba. Ty obejdź budynek i spróbuj dostać się na tyły. -
-
antekk5
Wszedł do gabinetu swojego dowódcy i natychmiast przekazał mu, co się działo podczas sequelu filmu “Poszukiwacze Zaginionej Aparatury Medycznej”.
‐ Sir, mam dobre i złe wieści. Dobre są takie, że w tym szpitalu znajduje się aparatura medyczna. Niestety jednak w tym samym szpitalu przebywa grupa ocalałych, która zażądała za aparaturę medyczną żywność, broń i amunicję oraz oddział, który chroniłby to miejsce. -
Kuba1001
Ray:
Żeby zajrzeć do środka, musisz najpierw pokonać jakoś ogrodzenie złożone z betonowych pali pomiędzy którymi rozciągnięto siatkę, a przy tym zrobić to w miarę cicho.
Antek:
‐ Uważasz, że powinniśmy z nimi negocjować? ‐ zapytał, a było to dość dziwne pytanie jak na oficera formacji, która miała za zadanie chronić ludzi w czasach apokalipsy za wszelką cenę. -
-
-
Antek:
- A co wtedy powiem dowództwu w raporcie? - drążył dalej porucznik. - Mamy przecież chronić ludzi, nawet za cenę własnego życia, a nie ich zabijać.
Ray:
Udało Ci się, cudem nie zaalarmowałeś nikogo w środku swoim dość bolesnym upadkiem, w końcu wejść było w miarę łatwo, zejść już gorzej. Ale jesteś w środku i tylko to powinno się teraz liczyć. -
- Prawda, prawda… No nic, pozostają jedynie negocjacje. Najwyżej gdzie indziej trzeba będzie szukać aparatury medycznej.
-
- Uda się tam z Wami kilku moich ludzi, oni będą gadać, a Wy macie stać z boku… Ale gdyby któryś z tamtych Was prowokował albo wprost spróbował zagrozić żołnierzom czy misji, to liczę, że palec na spuście będzie wtedy odpowiednio lekki. - odparł i dał ręką znak, że możesz odejść. Czyżby było to błogosławieństwo na strzelanie do cywili?
-
Błogosławieństwo czy nie, ważne, że trzeba przeprowadzić te negocjacje. Wyszedł i czekał na ludzi, których miał mu przysłać przełożony.
-
Poza dwójką Twoich umazanych w gównie i ściekach kompanów, przyszli czterej kolejni po jakimś czasie. Byli to dwaj podobnie wyglądający, co Twoi kompani, żołnierze, ale uzbrojeni w karabinki M16, bagnety, granatniki podwieszane i granaty, a także oficer, sądząc po dystynkcjach, podporucznik, być może zastępca lokalnego dowódcy, uzbrojony licho, bo tylko w rewolwer i pistolet, ale to wystarczająco, skoro i tak nie musiał strzelać na pierwszej linii do Zombie i Bandytów, a przynajmniej nie na co dzień. No i był jeszcze ten wysoki i milczący, trzymający się zawsze blisko dowódcy, z tymi dziwnymi ostrzami przypominającymi tonfy… Chyba wszyscy czuli się nieswojo w jego towarzystwie.
-
- Ta… Mam nadzieję, że wzięliście ze sobą dezodoranty, bo się za chwilę przydadzą. - zażartował i poprowadził swoich kompanów i “głuchoniemego z tonfami” do kanałów.
-
- Mam tam wejść? - zapytał oficer, wskazując na studzienkę kanalizacyjną, mówiąc to tonem, jakbyś właśnie opowiedział mu co najmniej nieśmieszny żart. Inni nie mieli obiekcji, ale on był wyższy rangą i dowodził, Ty tu robiłeś tylko za przewodnika, więc lepiej wytłumaczyć mu, dlaczego to najlepsza trasa, nim każe się Wam przebijać do szpitala przez kordon żywych trupów.
-
- Ta. Przyzwyczaisz się do smrodu. Poza tym jeśli pójdziemy inną trasą, to albo spotkamy tabun wygłodniałych truposzy, albo wpadniemy w zasadzkę bandytów, tak jak to miało miejsce z moim oddziałem. - odpowiedział i zszedł pierwszy, oczekując na dole na towarzyszy.
-
Oficer wzbraniał się najdłużej, ale w końcu uznał, że chyba lepiej być cuchnącym i żyć, niż umrzeć jako czyścioszek, więc również dołączył do Was na dole.
-
Prowadził dalej swoich towarzyszy przez kanały i gdy tylko dotarli do studzienki kanalizacyjnej niedaleko szpitala, otworzył właz i czekał na pozostałych.
-
Wszyscy wygramolili się na zewnątrz, oficer był z tego chyba najszczęśliwszy, choć wizja prania munduru, a wcześniej powrotu tą samą trasą, zapewne nieco go przerażała.
-
- Wchodzimy. - powiedział krótko i poprowadził oficera i jego ludzi na drugie piętro, zatrzymując się przy wcześniej zabarykadowanych przez ocalałych drzwiach, żeby zapukać.
- Z-Com. Przyszliśmy z tym, czego chcieliście. -
- Tu kończy się Twoja rola. - szepnął Ci oschle oficer, najwidoczniej mając dość, że to Ty byłeś tu do tej pory liderem. - Ja rozmawiam, Wy stoicie z tyłu i potakujecie mi, gdy będzie potrzeba. Jasne? - zapytał, oba zdania dodając nieco głośniej, aby usłyszeli je wszyscy, nim wejdą do szpitala.