Syberia
-
///Czekam na wyniki odczytania mapy.///
-
Postarał się znaleźć ich pozycję na mapie według ostatnio spotkanych punktów orientacyjnych. Gdy już mu się to udało, sprawdził co mieści się w pobliżu.
-
Ciężko mówić o jakichkolwiek punktach orientacyjnych, ale mogłeś ustalić Wasze obecne położenie tak na oko. Po kilku chwilach zastanawiania się i mocowania nad mapą, zdołałeś ustalić, że znajdujecie się w okolicy Mirny, a dokładniej odkrywkowej kopani diamentów zamkniętej na początku dwudziestego wieku. Czyżby to tam tamta banda miała swoją bazę? Lub w pobliskim mieście?
-
Z racji tego, że jego towarzysz milczał od pewnego czasu, zawołał:
-Masz coś?! -
To dosyć możliwe. Przeglądając mapę, Oleżka zagryzł zęby na swoim palcu, ot taki odruch. Oglądał ją aż do czasu, gdy nie zawołał go towarzysz:
— Mirny! Jesteśmy niedaleko miasta Mirny i starej kopalni diamentów! — -
-Najrozsądniej jest więc ominąć zarówno miasto, jak i kopalnię, nie sądzisz?!
-
— A no! Zaraz Ci powiem, jak trzeba jechać. — Mówiąc to, zaczął szukać kierunku, który należałoby obrać, by ominąć te miejsca.
-
-Dobrze, poczekam…
-
Prosto jak w mordę strzelił, a po jakichś trzydziestu kilometrach na wschód. Wtedy też będziecie przejeżdżać niedaleko tajgi, dobrego miejsca na rozbicie obozu czy uzupełnienie zapasów świeżego mięsa poprzez polowanie.
-
/// : ) ////
-
— Kulamy się jeszcze trzydzieści prosto, a potem odbijamy na wschód, na tajgę i powinniśmy ich wszystkich ominąć tak. — Wytłumaczył.
-
-Rozkaz, rozkaz. W razie czego to ty poprowadziłeś nas na pole minowe!
Ruszył zgodnie ze wskazówkami towarzysza. -
Jechaliście spokojnie, tym razem nieniepokojeni przez drabów na skuterach śnieżnych, dzięki czemu po około półtorej godziny zwinęliście w okolice tajgi, o której była mowa na mapie.
-
— Stajemy tu? Trzeba byłoby znaleźć coś dobrego na kolejne obiady. — Zapytał, podnosząc głowę z nad piecyka, na którym pichcił ubogi gulasz rybny.
-
-Oczywiście, że zostajemy. Na dalszą drogę potrzebujemy surowców i pożywienia.
-
Oleżka odmruknął w odpowiedzi i dalej mieszał łyżką zawartość garnka, jakby odganiając fakt, że za moment najpewniej będzie musiał opuścić wygodne wnętrze przyczepy i wyjść wprost w objęcia mrozu, śniegu i wiecznej zmarzliny.
-
Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że gulasz już gotowy.
-
— Można jeść! — Krzyknął do towarzysza, zalewając jedną miskę gulaszem. On sam zje z garnka, nie ma potrzeby brudzić innych naczyń.
-
Na ten okrzyk zatrzymał i zgasił maszynę, po czym udał się do środka.
-No to co dzisiaj przyrządziłeś, mistrzu kuchni? -
“Mistrzu kuchni”? A to dobre. Oleżka parsknął śmiechem.
— Gulasz z ryby. Przy dobrych wiatrach nie przeżre Ci żołądka na wylot. — Zażartował.