Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Jak na razie ten dzień to najlepszy dzień jakiego doświadczył Vergis podczas swojego krótkiego dotychczasowego życia.
Tak, najlepszy… Ale chyba rano się rozchoruje.
W końcu to tylko dziecko, a noc była dość zimna.
Dalej się przytula.
Vergisa zaczęło kręcić w nosie.
Niekichnąćniekichnąćniekichnąć…
TRZEBA KICHNĄĆ.
Odwrócił się i kichnął.
Kichnął ogniem. Trochę go zapiekło w nozdrzach.
Lekko pociągnął nosem.
Ta… Jak nic porządny katar.
Jeszcze mocniej się wtulił.
Tata przynajmniej daje przyjemne ciepełko oraz poczucie bezpieczeństwa.
Dalej się tuli.
Aż w końcu doszli do miejsca z którego Vergis może dotrzeć do gniazdka. -No dobrze mały… Jesteśmy. - skomentował ponuro.
-Tato… A mogę dzisiaj spać z tobą? Źle się czuję…
-Tak, ależ oczywiście, że możesz, malutki! - odpowiedział wesoło.
-To idźmy, proszę…
-Czyli, śpimy dzisiaj w moich kwaterach?
-Tak. - powiedział słabym głosikiem.