Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Masz może wodę?
-Nie mam niestety.
-Hm… To jak jej przemyjemy buzię?
-Mam ślinę, ale to odpada…
-Może poproszę o nią twojego tatę?
-Lepiej nie, uwierz.
-Uhm… Jest tu jakiś kran?
-Nie wiem, chyba… - i zaczął węszyć za wodą.
Hm… Czuć ją w rogu pomieszczenia.
-Jest w rogu.
Różowa poszła w tamtym kierunku. Ciocia spojrzała się obojętnie w kierunku Vergisa.
-No co?
-Szkoda, że nie wszystkie dzieci są jak ten różowy kamyczek. - odpowiedziała ostro, penetrując Vergisa wzrokiem.
-Ja się po prostu martwiłem o innych i tyle.
-Wiesz co? Wystarczyło by żebyś poprosił zamiast denerwowania mnie.
-Naprawdę… Ja nie chciałem…
-Ale ci się naprawdę udało.
-Po prostu… Nie przyzwyczaiłem się do tego… Ciała…
-Zamilcz już. Nie chcę mi się ciebie słuchać.
-Przepraszam ciociu…