Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
“Nie ruszaj się.”
Zahamował i wrócił gdzie był. “A czemu to?”
“To nie twoja sprawa, te symbionty. Już nie.”
“No rozumiem, ale…czemu mam się nie ruszać?”
“Po prostu czekaj tu na swoje nowe koleżanki.”
“…jak chcesz. Tylko bez podglądania, hm?”
“I tak muszę cię cały czas obserwować…”
“…aha…” No to czeka na Lapisy.
Lapisy wróciły z “podkówkami” na buziach.
-I…?
Wyglądają na smutne.
-Eh…niech zgadnę, nie znalazłyście go?
Lapisy pokiwały głowami na. “nie”.
Westchnął i przewrócił oczami. -Eh…no cóż, trudno i darmo. Za mną, panienki. -i wskoczył na dach średnio-wysokiego wieżowca.
Lapisy poleciały do Czerwonego.
Kiedy już wszyscy byli na dachu to zrobił gest “c’mere, give me a hug” -Chodźcie no tu. Podobno chcieliście mnie wymiziać, nie?
Lapisy od razu się ucieszyły. Wręcz zaszarżowały na Czerwonego i zaczęły go przytulać oraz miziać. Po rękach, szyi, ramionach, nogach…
On nie spodziewał się AŻ TAKIEJ reakcji. On się Lapisom na serio spodobał, huh.
Nie żeby oczywiście narzekał, prawda? Jedna Lapis mu się obwinęło wokół szyi.
Ta…ale… Eh… Czemu on nagle się czuje tak…beznadziejnie?