Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Jasne, czemu nie.
-Może później jakąś kanapkę?
-Czemu nie, nie utyję. - rozwjrzała się wokoło.
Jest w jakimś opuszczonym budynku. -Świetnie. Dobrze się czujesz? Jeśli chcesz, mogę przynieść jedzenie.
Spróbowała wstać. -Dopóki klejnot mi nie pękł, jest dobrze.
Już przecież stała. -Dobrze… Może dla pewności pani zalepić klejnot siecią?
-Jak chcesz. Chociaż nie, tam mam swoje rzeczy.
-Dobrze… Martwiłem się, że nie wrócisz z tego klejnotu.
-Spokojnie Spidey. Dopiero jak się roztrzaska, to jest problem. A tak to wrócę z niego, po większym bądź mniejszym… A, ile byłam poofnięta?
-Byłaś “poofnięta” tak na oko pół godziny. -Dokładnie 29 minut i 19 sekund. - poprawiła Karen.
-Ujdzie.
-No więc, zmienię strój na cywilny, dobrze?
Odwróciła się zatem.
-Już może się pani odwrócić. - powiedział po chwili.
Odwróciła się spowrotem.
-Pani nie zmienia ubrania?
-A dlaczego niby?
-No… Dobrze, tak tylko się pytam czy nie chcesz się dostosować do Ziemi. Najwyżej powiemy, że jesteś z Wakandy.
-Jestem mniej-więcej tw9jego wzrostu. Z resztą Wakanda to mało dobry wybór. Jest na ustach wszystkich… Raczej Ugabda albo Kenia. Wakanda w Ostateczności.
-No dobrze, skoro tak uważasz… - Spider-Man podszedł do okna w celu skoku.