Dom Billa Deweya
-
Woj2000
-Co… nie. Nie trzeba, byś była mi córką - powiedział, dając sie tulić - Po prostu… nie spodziewałem się, że tak długo będę poza Ziemią. I… że syn postanowi odejść…
Kiedy to powiedział, zastnawiał się, co mógłby teraz zrobić. Nie miał żadnych wskazówek odnośnie obecnej lokacji syna, jak również inne rzeczy do zobienia, które obiecał wykonać po powrocie na Ziemię. Wśród nich jest przecież obiecana wycieczka po świecie czy przysługa dla Niebieskiej… -
-
Woj2000
Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że pozwoli synowi żyć, tak jak on chce. Oczywiście byłoby mu miło, gdyby go kiedyś znalazł i mógł z nim porozmawiać, ale nie będzie już go gorączkowo szukać. Niech Buck odkrywa samego siebie i się rozwija bez wchodzącego mu w drogę nieodpowiedzialnego ojca. Ostatecznie pstanowił, że na razie zajmie się innymi sprawami, a przy każdej nadarzającej się okazji będzie poszukiwał informacji o swoim synu.
Kiedy już o tym pomyślał, grzecznie poprosił Perłę, by przestała go tulić, a kiedy już to zrobiła, oznajmił nieco uspokojony na duchu:
-To… propozycja podróży nadal aktualna? Kto wie, skoro Bucka nie ma tutaj, to może spotkamy go w podróży? -
Andrzej_Duda
Służka przestała tulić swojego pana i się lekko odsunęła.
Różowa Perła się uśmiechnęła.
-Ależ oczywiście. To gdzie idziemy najpierw? Pierwotne Przedszkole? Przedszkole Beta? Morska Wieża? Podniebna Arena? Jest tyle możliwości!-podekscytowała się Różowa Perła podczas wyliczania miejsc, do których mogłaby wybrać się razem z Deweyem. Dla niego wszystkie one brzmią bardzo ciekawie i zachęcająco. -
-
-
Woj2000
Westchnął, ale zaraz potem pomyślał nieco bardziej pozytywnie.
- Przynajmniej Buck robi to, co zawsze chciał. Tworzy sztukę. - pomyślał, po czym nagle przypomniał sobie o jednej rzeczy, która spokojnie mu wyżyć na bezrobociu i pozwoli pokryć koszty wojaży. Niewiele myśląc, popędził na parter, a potem na patio w tylnej części domu. Chwycił za stojący przy ścianie szpadel i zaczął gorączkowo kopać na środku ogródka. Poszukiwał tego, czego w jego rodzinie nazywano ,Skrzynią" .Była to swego rodzaju tradycja, którą zapoczątkował syn Williama, Fink Dewey, swego czasu największy skąpiec w całym mieście. W myśl tego zwyczaju, każdy męski członek rodziny Deweyów zobowiązywał się przed swoją śmiercią zdeponować pewną ilość najcenniejszych kosztowności, które potem chowano w specjalnej szkrzyni na wypadek palących potrzeb własnych potomków. A jako, że Bill będzie bezrobotny przez dłuższy czas, to chyba jego przodkowie nie obrażą się, jeśli coś uszczknie z rodzinnego majątku awaryjnego, nie?
-
Andrzej_Duda
A no faktycznie, przecież do tego miała służyć ta skrzynia, nie? No więc znajdowała się dokładnie tam, gdzie miała się znajdować. Bill nie sądził, że będzie ją odkopywał przed śmiercią, ale jednak to zrobił. Czas się zabrać za otwieranie. Ale by była draka, gdyby się okazało, że jest pusta, nie? No cóż, nie ma czasu na zwlekanie, pora zacząć już otwieranie.
-
-
-
Woj2000
Dewey aż wydarł się ze szczęścia na całe osiedle, po czym zaczął wplepiać oczy w ten rodzinny skarb. Takiej ilości złotych monet z różnorodnych państw, biżuterii, sztabek cennych metali, misternie zdobionych przedmiotów codziennego użytku z najszlachetniejszych i najcenniejszych materiałów (takich jak mahoń, kość słoniowa i szylkret) oraz starannie oprawionych papierów wartościowych z okresu ostatnich 150 lat nie widział nigdy w życiu. Przez bardzo dlugo czas wpatruje się w tą całą mamonę, po czym zabiera garść monet oraz kilka sztabek wyglądające na złote i platynowe, jak również grawerowany symbolami Korpusu Marines sztylet z rączką z kości słoniowej - pamiątkę po pradziadku Jonathanie za wzorową służbę.
-* To mi się przyda w… najbardziej krytycznych sytuacjach* - pomyślał, oglądając kordzik, po czym przyczepił go sobie wraz z pochwą do pasa. Wyjęte kosztowności schował do małego woreczka, zaś całą resztą ponownie zapieczętował i zakopał. -
Andrzej_Duda
Perły wybeigly, żeby zobaczyć co wywołało u ich przyjaciela taki głośny krzyk.
Pierwsza odezwała się jego służka:
-MÓJ PANIE, CO SIĘ STAŁO, CZY KTOŚ PRÓBOWAŁ MOJEGO PANA W JAKIKOLWIEK SPOSÓB SKRZYWDZIĆ ALBO PRZESTRASZYĆ?!
Potem Różowa Perła:
-Bill, czemu ty tak krzyczałeś? Było Cię słychać z góry. Uderzyłeś się? Albo czegoś przestraszyleś? -
-
-
-
-
-
-
-