Miasto Rark'Kark
-
Kovl JanuSeski
Zapłacił za posiłek, po czym podziękował skinięciem głowy i zasiadł przy jednym z wolnych stolików. -
Sącząc powoli piwo, jakoś wytrwaliście te pół godziny, gdy karczmarz przyniósł Wam dwa talerze pełne parujących grzybów, sosu, mięsa i warzyw. Dla kogoś, kto tak długo żywił się sucharami i suszonym mięsem było to niemalże danie ze stołu samego Imperatora Thaurissana.
-
Kovl JanuSeski
Podziękował więc ruchem głowy i zabrał się za jedzenie. -
Choć było gorące i przy przełykaniu piekło jak diabli, to żaden z Was się tym nie przejmował i po kilku minutach na talerzach zostały jedynie resztki sosu, którego nie mogliście zjeść w żaden sposób, który nie zakładał ubrudzenia nim swoich bród.
-
Kovl JanuSeski
Słuszna uwaga, dobry wygląd brody to podstawa, której trzeba się trzymać. Za to jeszcze im piwo zostało, prawda? -
Coś tam zostało, pochłanianie tak wielkiej ilości ciepłego pokarmu bez popicia go zimnym browcem byłoby samobójstwem.
-
Kovl JanuSeski
No więc jedyną opcją na tę chwilę są pokoje. Dał jeden klucz towarzyszowi, a sam sobie zachował drugi.
-Są obok siebie, więc krzycz, jak będziesz miał w nocy koszmary. -
- Zabawne. - parsknął Krasnolud i dopił piwo, a potem udał się wprost do swojego pokoju na spoczynek, chyba miał już dość wrażeń, walki i spania na gołej skale.
-
Kovl JanuSeski
Sam odniósł naczynia i również udał się na górę, w celu wiadomym. Na dzisiaj wystarczyło mu już wrażeń. -
Mogłeś oczekiwać, że skoro było tu tak mało pokoi, to będą przynajmniej dobrze wyposażone. Niestety, ale guzik prawda: Miałeś jedynie kilka prostych mebli i łóżko,wyłożone skórami, futrami i pierzem, ale teraz nie potrzebowałeś nic więcej.
-
Kovl JanuSeski
I niczego więcej nie potrzebował, zgodnie z wcześniej wygłoszoną prawdą. Zakluczył drzwi i rzucił się na łoże, by zasnąć. -
Spałeś kilka, może nawet kilkanaście godzin, nie byłoby w tym przecież nic dziwnego, wygodne łóżko i brak zagrożenia, że coś Cię zeżre, gdy przewrócisz się na drugi bok, zrobiły swoje, bo wstałeś wypoczęty. Ale pewnie spałbyś dalej, gdyby nie odgłosy głośnego rabanu z dołu.
-
Kovl JanuSeski
Jak każdy porządny szary krasnolud uznał, że warto to sprawdzić, toteż zabrał swoje rzeczy i ruszył na dół. -
Zastałeś tam to, czego mogłeś się spodziewać, czyli bójkę, a w jej środku Twojego kompana, dość mocno zmaltretowanego, ale wyraźnie podchmielonego i radosnego, gdy mógł rozdawać kolejne ciosy otaczającym go Szarakom, którzy rzucili się nań z jakiegoś powodu. Tudzież on rzucił się na nich.
-
Kovl JanuSeski
Spróbował się do niego dostać, uderzając w razie czego tarczą tych, którzy nie chcieli go przepuścić. -
Udało Ci się, teraz chociaż obaj byliście otoczeni i mogliście razem zbierać lub spuszczać łomot, jak prawdziwi przyjaciele.
-
Kovl JanuSeski
A później Kovl mógł nakrzyczeć na towarzysza za spowodowanie bójki, niezależnie od jej wyniku. Jednakże skoro tamci się już bili, to i on starał się bić ich. -
Wyszliście z pojedynku obronną ręką, bo tamci byli o wiele bardziej nawaleni od Was, więc po jakimś czasie się z nimi uporaliście, ale Twój kompan opłacił to stratą dwóch zębów, Ty zaś - złamanym nosem.
-
Kovl JanuSeski
Uznając, że brak zębów to gorsza rzecz, roześmiał się do towarzysza.
-I jak? Opowiesz, jak to się zaczęło? -
- A wiesz, że sam nie wiem? - odparł, wypluwając z ust nieco krwi i zębów. - Nażarłem się, to walnąłem sobie jednego browarka, drugiego… Tak po dziesiątym pojawili się oni, a ja akurat zamówiłem coś mocniejszego. Trzeźwy zrobiłem się dopiero wtedy, gdy dostałem pierwszy raz w mordę, a potem już poszłooo.