Kanonierka "Hachi"
-
Jedną tabliczkę czekolady spróbuje zostawić na przyszłość, bo mógłby użyć tego do handlu. Kiedy zjadł połowę tabliczki czekolady, którą miał przy sobie, ukrył ją w swoim worku i sprawdził stan swojej naginaty. Broń przecież musi być jak najbardziej zadbana, a szczególnie podczas apokalipsy, czyż nie?
-
Nie masz za bardzo jak o nią zadbać, już od dawna jej nie używałeś, nie miałeś nawet okazji na jej stępienie czy wybrudzenie.
-
Odłożył naginatę i poszedł się przejść po kanonierce.
-
Niewiele zmieniła się od Twojego wejścia na pokład.
-
Wszedł na pokład kanonierki by zobaczyć, gdzie ona płynie, i co znajduje się w pobliżu.
-
Wszędzie wokół tylko woda. Płynęliście najpewniej na jedną z wysp archipelagu, która stanowiła bazę piratów, ale nie wiedziałeś, o której dokładnie mowa i ile czasu zostało do przybicia do brzegu. Sytuacja nie zmieniła się przez następnych kilka godzin, gdy nadeszła pora kolacji.
-
Zszedł pod pokład i poszedł na stołówkę, żeby coś zjeść.
-
Serwowano właściwie to samo, może z tą różnicą, że mięso było świeże, zdobyte na tamtym kutrze rybackim. Poza tym ryż, sos do ryby, woda i odrobina sake.
-
Częścią sosu posmarował rybę dla smaku, a drugą część zostawił, gdyż mógłby jej użyć do ryżu. Niemniej, zaczął jeść ryż, chwilę później wziął się za kawałek ryby.
-
I w ten sposób nasyciłeś głód, choć miałeś przeczucie, że jeszcze kilka dni takiej diety i kołysania fal, a boleśnie przekonasz się na własnej skórze, czym jest choroba morska.
-
I dlatego podaruje sobie sake, bo nawet jeśli jest ono dobre, to może prędzej się przez nie nabawić choroby morskiej. Udał się do swojej kajuty i zamiast sake napił się wody.
-
Nieco pomogło, ale i tak najlepszym rozwiązaniem w tej chwili, bo nikt tu chyba nie ma żadnych leków na chorobę morską, jest pójście spać i liczenie, że podczas snu nie będziesz mieć ochoty na zwrócenie kolacji i reszty zawartości żołądka.
-
Tak więc zrobił.
-
Spało Ci się dobrze, ale gdy wstałeś, niebo było jeszcze ciemne. Twoje najgorsze obawy spełniły się i czułeś, jak oba zjedzone na pokładzie posiłki oraz kilka kostek czekolady próbują wydostać się z Twojego żołądka… Lepiej nie denerwować piratów rzyganiem na pokład ani tracić czasu na jego mycie, więc pora, aby sprawdzić, jak dobry jesteś w biegu na krótki dystans, do burty, przy ograniczonym czasie.
-
Zaczął więc biec do burty, próbując jednocześnie się nie zrzygać.
-
Udało Ci się dotrzymać częściowo strawiony pokarm, żółć i tego typu przyjemności do samej burty, a później wszystko to wylało się z Ciebie wprost do morza. Gdy było już po wszystkim, czułeś się nieco lepiej, choć pozostał nieprzyjemny posmak w ustach, a lekka bryza koiła Twój stan, a samym okrętem przestało już kołysać, morze się uspokoiło.
-
Przetarł swoje usta lewym rękawem.
- Jebana choroba morska. - pomyślał zdenerwowany, chociaż pewnie nie będzie to najgorszą rzeczą, jaka mu się przytrafi na morzu. Poszedł do swojej kajuty i próbował pozbyć się posmaku za pomocą wody. -
Zrobiłeś tylko kilka kroków, bo wtedy księżyc wychylił się zza chmur, a jego blask oblał Ciebie, pokład i dziwne, mokre ślady tuż obok. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że były mniejsze, niż odciski stóp ludzi, zdawały się mieć swój początek przy burcie, a do tego, po bliższym przyjrzeniu, dostrzegłeś coś jakby błonę pławną czy ślad płetwy pomiędzy nimi…
-
- Co to kurwa jest?! - pomyślał zdenerwowany i wyjął z pochwy swoją katanę, po czym jak najostrożniej zaczął iść tropem śladów.
-
Prowadziły pod pokład. Idąc ich tropem znalazłeś jeszcze całe rządy kolejnych płetwiastych stóp, wszystkie zawsze prowadziły z tego samego kierunku, zza burty.