Teren Obsydianowej Świątyni
-
Woj2000
Zaraz będzie… Czyli wychodzi na to, że chyba próbuje sobie coś przywołać, trochę na podobieństwo tego nordyckiego blondasa z Avengersów, co to kiedyś bronił Nowego Jorku przed inwazją kosmitów. Co prawda nie takich jak Norrin, ale wciąż przybyszów z kosmosu.
Przez kilka sekund się na niego spoglądał, gdy w końcu coś mu przyszło do głowy. Przy nim przecież leżą odłamki jakieś deski…
-Em… - zaczął nieco niepewnie - Nie miałeś przy sobie jakiejś deski surfingowej? -
Andrzej_Duda
Wszystko wskazuje na to, że skojarzenie czynności Norrina z tym co robił tamten… Blondas z Avengersów, którego imienia Bill nie zapamiętał, są dość słuszne. Natychmiast odpowiedział Deweyowi:
-Tak. Dokładnie tak, srebrna… Jak to ludzie mówią, deska surfingowa. Nie chce do mnie przylecieć… Ta planeta zawsze miała dziwną aurę. Nie widziałeś być może tej “deski”? -
// Wysuwam temat na wierzch.
-
A więc przynajmniej jedna rzecz z tego dziwacznego została wyjaśniona - geneza tych dziwacznych, srebrnych odłamków na dole krateru.
-Nie chciałbym cię zbytnio martwić, jednak… - odparł niepewnie, jednocześnie nieśmiałym ruchem wskazując na resztki jego ,deski" leżące w kraterze - One są tam. -
Z tym, że teraz pojawia się kolejno poważne zagadnienie. Skoro przyleciał tutaj najprawdopodobniej na tej desce, to jak stąd odleci bez niej?
Norrin spojrzał się tam gdzie wskazał Bill, po czym na jego twarzy pojawił się jeden z największych wyrazów przerażenia jakie widział w swoim życiu.
-Na Galaktusa! Ale… Nie… - zaczął bredzić pod nosem, padając na kolana i starając się zebrać w dłonie resztki swojej deski. -
O cholera…
Jakkolwiek Bill może nie znać się na innych kosmitach niż Klejnoty, to tu i teraz jest pewien, że ta deska była dla niego naprawdę ważna. Pytanie tylko: dlaczego aż tak? No i kim jest ów Galaktus, którego wzywał w swoich błaganiach?
Poszukując odpowiedzi, spojrzal się pytająco na stojącą przy kraterze Różową, wskazując jednocześnie na Norrina. -
W tym przypadku… Galaktus to równie dobrze może być imię Boga, którego wyznaje ten kosmita. Wszystko jest możliwe, w końcu Bill nie wie o nim prawie nic.
Kiedy Bill spojrzał się na Różową, to zobaczył na podstawie jej wyrazu twarzy, że jest ona tak samo zorientowana w sytuacji jak on. Swoją drogą, ona i Steven mają naprawdę podobną mimike twarzy… -
Można więc powiedzieć, że dosłownie *ma to po mamie… *
Nie uzyskując odpowiedzi na zadane nieme pytanie, sam postanowił działać. W tym celu ponownie odwrócił się do kosmity i powiedział:
-Norrinie… Ja tu z deską nie pomogę, ale sam znam kilku kosmitów, którzy mogą ci pomóc… -
Norrin od razu, z odrobiną pasywnej agresywności odpowiedział:
-Kilku kosmitów… Kosmitów są setki tysięcy miliardów miliardów… Kim są twoi kosmici, że według Ciebie potrafią naprawić sztukę kosmicznej mocy jaką jest… Była… Moja deska! -
Cóż… sam Bill nie dziwi się jego reakcji, tym bardziej, jeśli ta deska jest faktycznie taka cenna i ciężka do odtworzenia. Jednak sam będzie kontynuować ten wątek, dlatego też odpowiedział mu bardziej dosadnie i twardo:
-Słyszałeś kiedykolwiek o Klejnotach, Norrinie? To wiedz, że znam się dobrze z dwiema spośród ich przywódczyń - Diamentów. Choćby one mogą pomóc swoimi wpływami, by odtworzyć twoją deskę. Poza tym, znam jeszcze takich, co na kosmicznej technologii znają się jak nikt, w tym kogoś na kształt inżyniera. -
Kiedy Norrin Radd usłyszał od Billa wieści o tym, że zna się z dwoma Diamentami, całkowicie zdezorientowany spojrzał się w kierunku Deweya i spytał niepewnie:
-… Diamenty? Co tutaj robią Diamenty? To… Przecież jest planeta, którą się nie interesują nawet kosmiczni łupieżcy… Co tutaj robią Diamenty? I… Gdzie dokładnie są, Billu? -
-Długo by opowiadać o tym, czemu tu są. - rzucił lakonicznie, naprawdę nie chcąc wdawać się w konieczność opowiadania o tym, czemu Ziemia była i po częsci jest dla mich dosyć ważna - Ważne jest to, że jedna przebywa w moim domu, a kolejną masz niemal przed sobą - stoi poza kraterem.
Mówiąc to, zwrócił głowę i pojazał otwartą dłonią w stronę Różowej. -
Racja, lepiej się nie rozgadywać. Ten tutaj gwiezdny podróżnik może potrzebować pomocy medycznej, nie ma czasu na gadanie. Znaczy, zakładając, że ziemska medycyna mogłaby cokolwiek w tej sprawie zdziałać…
-Dzięki gwiazdom i kwazarom, że znalazłem się w takich okolicznościach… A zatem, Billu, potomku Williama… Wydostań mnie z tego krateru i zaprowadź do Diamentów. Nie ma czasu do stracenia! - odpowiedział dość entuzjastycznie, spoglądając w kierunku Różowej, na co ta odpowiedziała podniesieniem ręki na powitanie oraz zawstydzoną miną. -
Słysząc, że w końcu przemówił przybyszowi z kosmosu do rozsądku, uśmiechnął się szczerze, by wyskoczyć z krateru i wyciągnąć rękę w jego stronę.
-W takim razie złap mnie za rękę, jeśli możesz. -
W odpowiedzi, Norrin również postarał się na słaby uśmiech, po czym podał Billowi swoją rękę, a następnie mu odpowiedział przyjaźnie:
-Z przyjemnością… Im szybciej dotrzemy na miejsce, tym lepiej. Po drodze być może miałbyś ochotę na to, abym opowiedział Ci coś o sobie? -
Czując jego dłoń, postarał się wyciągnąć silnym, zdecydowanym ruchem z krateru, jednocześnie licząc na to, że wbrew jego wyglądowi wcale nie hest tak ciężki jak srebro.
-Chętnie opowiem. - odparł wesoło, wciągając go. -
Od razu mógł poczuć, że jest wręcz przeciwnie. Jest nieproporcjonalnie lekki, jak na swój rozmiar oraz masę mięśniową. Ciekawy przypadek, nie ma co. Po chwili drobnego wysiłku, Surfer był już na powierzchni.
-Może chciałbyś, abym Cię poniosła? Powinieneś odpocząć. - spytała się Różowa Diament, kucając przy Norrin Radzie, siedzącym na piasku.
-Jeśli jest taka możliwość, to będzie zaszczyt, Różowy Diamencie. - odpowiedział Surfer, wykonując lekkie skinienie głową.
-No to… Hops. - odpowiedziała Diament, a następnie wzięła Surfera na obie ręce i stanęła na równe nogi.
-Możemy już wyruszyć w drogę, Billu, potomku Williama? - zwrócił się do Deweya Surfer. -
-Nie ma problemu, Norinnie, tylko… nie chcesz brać resztek deski ze sobą? - zapytał przezornie, spoglądając na krater, w których połamana deska surfingowa kosmity, jakkolwiek by to nie brzmiało, leży sobie.
-
-Och… Tak. Dziękuję za przypomnienie, przyjacielu. Po prostu… Trudno mi się przyzwyczaić do tego, że nie jestem cały czas na niej albo nie podąża ona za mną sama z siebie. - odpowiedział, po czym wyciągnął rękę w kierunku krateru i wyprostował palce. Tuż po tym fragmenty deski wyleciały z niego jak torpedy i “stopiły” się w małą kulkę, która zmieściła się w dłoni Norrina.
-
Hmm… Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wiadomość, że jest kosmitą z supermocami oraz o jakiejś dosłownej, silnej więzi z własnym środkiem transportu. Dobrze wiedzieć.
-No… widzę, że ta deska jest dla ciebie naprawdę ważna. - rzucił, stając koło niego i Różowej.