Moskwa
-
Oficer jedynie pokręcił głową, myśląc pewnie, że do tego zakutego łba nie da się nic wbić, bo chyba rzeczywiście, skoro macie utrzymać strategicznie ważne miejsce, to jego zniszczenie powinno być ostatecznością, którą trzeba rozważać tylko wtedy, gdy innych opcji zabraknie.
-
Czy jednak nie lepiej byłoby pozbyć się tak dużej ilości wroga za jednym razem? Nie leżało to w ocenie Potomkina. Usiadł i napił się wody z swojej manierki, jednak nie za dużo. Nie wiedział ile czasu mu tu zejdzie. Później zajął się kontrolą stanu swojej broni.
-
Szło sprawnie, dopóki nie przerwały Ci ryki Zombie, krzyki żołnierzy, rozkazy oficera i ogień z broni palnej. Najwidoczniej trupy w końcu postanowiły zaatakować.
-
Nie może być zbyt nudno, prawda? Sam przygotował się na nadciągajce hordy i gdy tylko na jego celowniku pojawił się łeb Nieumarłego, zacisnął palce na spuście.
//Ej, Kuba? //
-
Inni również strzelali, chociaż amunicji mieliście sporo, a w sumie to Ty sam mógłbyś utrzymać ten korytarz, skoro Zombie musiały wspinać się maksymalnie po dwóch obok siebie, do tego po schodach, co stanowiło nie lada wyzwanie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, jak koślawe są, nawet gdy muszą iść po prostym podłożu.
//Co?// -
// A jak bym ożywił kolejną z moich starych postaci + walnął pirata? //
Na razie więc wstrzymał się od ognia, strzelając jedynie wtedy, gdy jego towarzysze nie dawali sobie rady. Amunicja cenna rzecz.
-
//To byłoby miło. I nie załapałeś znaczenia posta, bo teraz wszyscy marnują amunicję, która kiedyś może się Wam jeszcze przydać.//
-
//Edytowane. //
-
Nie musiałeś nawet naciskać spustu, tutaj obrona była wręcz banalna, dopóki macie więcej amunicji, niż w budynku jest Zombie, nie ma szans, abyście zostali zagrożeni.
-
Dopóki, dopóki, dopóki… Słowo-klucz, prawda? Utrzymywał obecną taktykę, rzadko posyłając kule w Nieumarłych, a nie oszczędzając ich gdy trzeba.
-
I tak kolejna fala została odparta, a dziesiątki lub nawet setki trupów trupów (mrug) zaścieliły schody i klatki schodowe.
-
Po zakończeniu kanonady wystrzałów, Potomkin wytężył słuch. Na skali “mało w chuj”, “średnio w chuj”, “dużo w chuj” i “zajebiście w chuj” spróbował ocenić ilość Nieumarłych pozostających wewnątrz budynku.
-
“Średnio w chuj”, ale nie byłeś pewien, słyszałeś tylko te, które wznowiły marsz po wymordowaniu ich poprzedników, na dole mogło czaić się o wiele więcej, nawet “zajebiście w chuj”.
-
Hmm… Z tego mógł wywnioskować, że zakres amunicji jakiej będą potrzebować do uporania się z Nieumarłymi wahał się od średnio w chuj do zajebiście w chuj. Pytanie czy mają na tyle.
-
Niezbyt, ale fakt, że macie kilka granatów i koktajli Mołotowa daje nieco więcej możliwości, gdy weźmie się pod uwagę, że Zombie będą musiały iść ściśnięte na schodach i klatkach.
-
Tak, miotane ładunki mogą w pewnym stopniu przeważyć szalę zwycięstwa. Jednak nawet najlepsza broń czy jej wielka ilość nie zapewni wiktorii, jeżeli… no właśnie, spojrzał na twarze swoich towarzyszy. Jak prezentowało się ich morale?
-
Nijako, byli równie dalecy od euforii, jak i od paniki, doszli do tego momentu, gdy wszystko było im już raczej obojętne.
-
Hehe… Pomyślał Chłopaki, jeśli przeżyją, będą sto razy lepszymi żołdakami niż byli przed wejściem do tego budynku.
Szybko jednak oderwał się od przemyśleń, spodziewając się nadejścia kolejnej fali Nieumarłych. Wycelował karabin w klatkę schodową. -
A ci nie nadchodzili. Jako weteran wojenny pomyślałeś, że oni zwyczajnie obmyślają nową strategię, nie chcąc narażać się na straty w tak głupi sposób, że się przegrupowują, albo nawet zaczynają odwrót. Ale wtedy szybko zreflektowałeś się, że to nie są ludzie, ale tępe kupy mięcha, zwykłe żywe trupy, które przecież nie stały nawet obok strategii czy taktyki. Pewnie na drodze było zbyt wiele trupów, żeby mogły teraz przejść.
-
Lolek, borek, wpadł trup w korek.
To Ci dobre, nieumarły zator drogowy. Z samej myśli Potomkin zaśmiał się za przyłbicą. Może był to ciemniejszy rodzaj humoru, ale śmieszyły go momenty, w których całe wojskowe doświadczenie mógł odstawić do kąta z jednej, prostej przyczyny - jego wróg był pozbawiony mózgu.