Siedziba Gildii Magów
-
- To niezły kawał drogi przebył, żeby tutaj się uczyć.
-
- Ja byłem kiedyś watażką z Księstwa Orków, to też nie tak po sąsiedzku.
-
- W każdym bądź razie chłopak zyskał życiową szansę.
-
Wzruszył ramionami, najwidoczniej nie miał nic do dodania, i był to chyba znak, że powinnaś się już zbierać.
-
- Bywaj - powiedziała tylko na pożegnanie i opuściła komnatę orczego mistrza. Jej celem jest obserwowanie Kospela oraz studiowanie historii Czarnego Maga oraz Podróżnika. Jednak… Jeśli czarnoksiężnik rzeczywiście powrócił, nie miała z nim szans władając tylko Magią Grawitacji i walką mieczem. On żył tysiąclecia, zakładała, że na pewno zna większość dziedzin magicznych, a swoją wiedzą przewyższyć może nawet Radę. Dlatego powinna się przygotować. Kierując swe kroki w kierunku biblioteki rozmyślała nad tym, jaka Magia mogłaby świetnie współgrać z grawitacją/telekinezą nawet na podstawowym poziomie.
-
Magia Rumu. I Przypraw. A na poważnie, to niewiele przyszło Ci do głowy, większość rodzajów Magii zawierała jakiś element telekinezy sam w sobie, Magowie Ziemi nie musieli uczyć się Magii Grawitacji, aby ciskać we wrogów kamiennymi pociskami. Do biblioteki trafiłaś dość szybko, ale panował tu o wiele większy ruch, niż podczas Twojej ostatniej wizyty. Co prawda było to łącznie kilka osób, ale i tak więcej, wtedy byłaś tam w końcu sama, a przez jakiś czas towarzyszył Ci szlachcic.
-
Nie zamierzała teraz szmerać w dziale, do którego miała oficjalny zakaz wstępu od członkini Rady. Nie, kiedy w bibliotece znajduje się ktoś jeszcze prócz niej. A co do magii… Może Magia Pyłu? Wydawała się prosta w użyciu i mogłaby ulatniać się, kiedy tego potrzebowała, a pyłu nie dałaby rady przeciąć żadna broń. Dlatego też zaczęła szukać jakiejś księgi opowiadającej o tej magii ogólnie oraz jej podstawach.
-
Właśni takich ksiąg, stricte o konkretnej Magii, było wiele. Magia Pyłu nie był zbyt popularna, poświęcono jej tylko kilka niewielkich tomów, ale i tak znalazłaś wśród nich taki, który był Ci potrzebny.
-
Wzięła go i zajęła się po raz kolejny w ciągu krótkich odstępów czasu lekturą.
-
Ta nie była tak pasjonująca jak poprzednie, ale mimo to znalazłaś sobie zajęcie na kilka godzin, mając po tym czasie niezbędną wiedzę, aby podstawy Magii Pyłu wypróbować w praktyce.
-
Odłożyła książkę na miejsce i ruszyła w kierunku jednej z sal treningowych.
-
Tam było o wiele więcej osób, uczniów próbujących swoich sił, mistrzów krzyczących, że popełniają błędy lub cierpliwie tłumaczących, w zależności od temperamentu i rasy, a także Magów, którzy ukończyli szkolenie, ale postanowili szlifować swoje zdolności. Nie było jednak problemu ze znalezieniem miejsca, było to chyba najrozleglejsze pomieszczenie w całym gildyjnym kompleksie, gdyby zebrać tu wszystkich obecnych członków Gildii z całego świata, jeszcze jedna trzecia miejsca pozostałaby wolna.
-
Znalazła odpowiednie dla niej miejsce i właśnie tutaj zaczęła próbować opanować w praktyce podstawę nowej magii pozwalającej jej zmienić się w pył.
-
Nie mogłaś liczyć na szybkie i oszałamiające efekty, dopiero po godzinie udało Ci się zmienić w pył swoją dłoń i przywrócić ją do poprzedniego stanu.
-
Na początek to dobre osiągnięcie. Jeśli będzie ćwiczyć regularnie możliwe, że za dwa tygodnie będzie mogła zmienić się cała. Jaka była pora dnia?
-
Pewnie już popołudnie, może nawet później. Czas szybko leci nie tylko przy czytaniu książek.
-
Wypada iść coś zjeść po tych ćwiczeniach, a potem może po raz kolejny poczytać. Udała się więc do stołówki z zamiarem zjedzenia czegoś dobrego i udania się do swojego pokoju.
-
Tym razem nikt nie zajmował Ci czasu przeznaczonego na posiłek, więc zjadłaś szybko i w spokoju, a później wróciłaś do swojej komnaty.
-
// Teraz to sobie poczekam dłużej na odpis tutaj.//
Wyciągnęła jej ulubioną księgę o Czarnym Magu, ponownie rozsiadła się wygodnie i zaczęła czytać o smoku, Rardemie Straszliwym. Czy ja zwariowałam czytając tak na potęgę? - zapytała samą siebie w myślach jeszcze przed całkowitym wchłonięciem przez lekturę.
-
//Z góry mówię, że opis nie jest kompletny, bo sam nie jestem pewien, jak dalej potoczą się losy Smoka, tej części kronik jeszcze nie napisałem.//
Radrem był starym Smokiem. Nie należał do protoplastów tej rasy, wielkich, żyjących milenia gadów, uwielbiających ciszę, spokój i własne towarzystwo oraz gromadzenie wiedzy, którą dzieliły się z tymi, których uznali za godnych. On był o wiele młodszy. A młode Smoki były bardziej impulsywne, chętne do działania, a ich priorytety były zupełnie różne: Łaknęły potęgi oraz, nade wszystko, skarbów, czyli złota, srebra, klejnotów i innych precjozów. Gdy coraz więcej młodych Smoków pragnęło bogactwa, a skromne ofiary ludzi i przedstawicieli innych ras im nie wystarczały, wielkie gady odwróciły się od swoich przodków i Pradawnych, którym ci służyli, a następnie udały się do Mrocznego Królestwa, bowiem tam żył ktoś, kto skusił je wizją tego, czego pragnęły najbardziej. Był nim Melkis, Mroczny Pradawny. Zebrał on wielką armię Smoków, którą wysłał przeciwko Krasnoludom, gdy wysiłki jego Orków i Goblinów spełzły na niczym. Prowadził ich Argumuld, a w języku brodaczy znaczy to Płonąca Góra. Radrem był wśród nich, zajął nawet małe miasteczko i podporządkował sobie kilka mniejszych Smoków. Po jakimś czasie dotarły do niego wieści, że do jego siedziby zbliża się armia Krasnoludów, a na ich czele stoi niejaki Axer, później nazwany Wielkim, który został przez swojego boga obdarzony zaklętym toporem, bronią bez trudu przebijającą się przez smocze łuski, dającą odporność swojemu właścicielowi na ich ognisty dech. Na wieść o tym, że kolejne miasta i miasteczka zostały odbite, a kolejne Smoki ginęły od tego ostrza, Radrem zebrał tyle skarbów, ile tylko mógł, a potem uciekł, nie mówiąc nic swoim towarzyszom, którzy zginęli dzień później, gdy przybyła po nich krasnoludzka armia.
Radrem wrócił do Mrocznego Królestwa, ale po drodze zatrzymał się w paśmie górskim, obecnie znanym jako Góry Hiryu, gdzie ukrył swoje bogactwa. Powrócił do pozostałych Smoków na służbie Melkisa, a gdy opowiedział im o rzezi współbraci, te odwróciły się od Mrocznego Pradawnego i udały własnymi ścieżkami. Ale nim to nastąpiło, Radrem zrozumiał, że został ostatnim żywym Smokiem, który wziął udział w kampanii przeciwko Krasnoludom. Nadał sobie wtedy przydomek Straszliwy, a choć zniszczył wiele miasteczek i osad oraz zabił setki Krasnoludów, to były to mizerne dokonania w porównaniu do tego, co zrobiły inne Smoki, wyolbrzymił więc swoje sukcesy. Twierdził nawet, że Argumuld wysłał go, aby obwieścił straszliwe nowiny innym Smokom, pomimo że ten do końca chciał trwać przy swoim wodzu. Po tych kłamstwach i on odwrócił się od Melkisa, aby wrócić do gór, gdzie ukrył skarb, i wylegiwaćObudziła się na nim przez trwający wieki letarg.
Obudziła go obecność intruza, którego nie wyczuł swoimi zmysłami, ale w swoim umyśle. Odziany w ciężki płaszcz z kapturem człowiek mówił biegle w smoczej mowie, dla Radrema był to wystarczający powód, aby pozwolić mu żyć choć chwilę dłużej i pozwolić mu przemówić. Nie było to jednak warte straty czasu, bowiem ten człowieczek, dalece słabszy od Melkisa, oferował mu to samo, co Mroczny Pradawny: Wielkie bogactwa i potęgę, jeśli zasili jego armię. Radrem oczywiście się nie zgodził i usiłował spopielić intruza, ale nie udało mu się to. Ten nagle włamał się do jego umysłu, a jego drwiący głos obnażył wszystkie kłamstwa Radrema, o których dowiedział się ze starych ksiąg Krasnoludów i Elfów, które zwykły kiedyś żyć pośród Smoków i spisywać ich historię. Wściekły Radrem, nie mogąc zabić lub uciszyć Maga, pragnął pokazać mu, że naprawdę jest tak potężny, jak się uważał.
Nieopodal gór rozciągały się elfickie lasy, a na ich granicy stało wielkie i wspaniałe miasto: Enlif-Adel. Smok je pamiętał. Był tam, jeszcze przed feralną wyprawą w krasnoludzkie góry. Opierało się ono wtedy Goblinom i Orkom z armii Melkisa przez ponad dekadę(!) i nigdy nie zostało zdobyte. Po przebudzeniu się ze snu, Smok nie mógł wiedzieć, że choć wspaniałe, to już nie było tak potężne. Mimo to zniszczył je, a większość mieszkańców zabił, zaś wszelkie skarby zagrabił. Był to pokaz siły, na jaki liczył Czarny Mag. W końcu wielki gad pozwolił mu zasiąść na swoim grzbiecie, a później poleciał na Plugawe Ziemie, ku Diamentowej Wieży…