Nowe Gilgasz
-
- Tygrys? - zapytał, unosząc brew i rozglądając się wokół. - No cóż, lepsze takie wsparcie, niż żadne, więc idź.
-
Zawołała swojego tygrysa, po czym wskoczyła na niego i rozkazała mu, aby obiegł ten las.
-
Nie był zbyt wielki, ale jeśli były to rzeczywiście Murloki, to raczej nie masz co szukać ich tutaj, tak jak zaginionych ludzi, prędzej będą gdzieś nad rzeką, okolicznym jeziorem czy czymś w tym guście.
-
Xavier Waasi
-Co to za czasy nastały, że martwi wydają żywym rozkazy. - Ściągnął łuk z pleców, następnie jeszcze raz przeliczył swoich wrogów. Wbrew pozorom jako pierwszy cel obrał Goblina, gdyż jego akurat strzały mogły dosięgnąć, a dodatkowych potworów nie potrzebował. -
- Doceniam Twój upór i stanowczość, ale to chyba dobry moment, aby skończyć. - mruknął Vigo, któremu zaczęła kończyć się cierpliwość. Poza nim i Goblinem doliczyłeś się kilku jego ochroniarzy, ludzi o orczych gabarytach i, zapewne, inteligencji, którzy powinni walczyć dla swego szefa do końca, uzbrojonych w maczugi, buławy, młoty i topory. Gdyby się na Was rzucili, mogłoby być kiepsko.
-
Wróciła więc do swojego kompana.
-W lesie nie ma żadnych śladów, więc pozostaje nam spróbować wywabić Murloki z ich kryjówki… -
- Też wątpiłem, żeby poszły do lasu, te stworzenia żyją nad wodą, muszą regularnie nawilżać nią skórę, aby przeżyć. Tylko, że ich kryjówka może być równie dobrze kilka lub więcej kilometrów stąd.
-
-Masz pomysł, co moglibyśmy zrobić?
-
- Zapewne iść dalej. Twój tygrys nie może ich, nie wiem, wytropić czy coś w tym guście? To znacznie ułatwiłoby sprawę.
-
-Chyba powinien być w stanie. - Rozkazała tygrysowi wytropić kryjówkę Murloków, oczywiście cały czas na nim jechała, bo nie mogła się od niego za bardzo oddalać.
-
Xavier Waasi
- Obaj wiemy, że to się może skończyć tylko na dwa sposoby. A ja wybrałem już ten, który jest mi bardziej przychylny. -
Taczka:
Najemnik szedł za Tobą, utrzymując pewną odległość, nie był chyba przyzwyczajony do towarzystwa wielkiego kota, a skończenie jako jego posiłek nie było żadnym priorytetem. Tropiliście niemalże cały dzień, późnym wieczorem udało się Wam odnaleźć to, co mogłoby być kryjówką Murloków, czyli położoną nad rzeką jaskinię. W środku nie znaleźliście nic, tylko ślady ognisk w postaci sadzy na ścianach lub sklepieniu oraz kości, ale odkryliście też zejście do podziemnej części pieczary.
Vader:
Na te słowa Vigo nie wykonał żadnego ruchu, ale jego ochroniarze postąpili o kilka kroków naprzód, zasłaniając go własnymi ciałami, gdybyś spróbował go zaatakować. -
-Powinniśmy tam schodzić? Może zawołajmy resztę…
-
Xavier Waasi
- Jak widzę, lubisz stać za innymi. - Sam Xavier stał na przedzie swojej grupki. - Te blizny, co masz, to kazałeś sobie sztucznie porobić, co? -
Taczka:
- Mniej osób to większa zapłata, ale jak wolisz, pewnie i tak część zginie po drodze…
Vader:
- Przejdź do interesów. - skwitował krótko, a to jedno zdanie znowu uświadomiło Ci, kim wciąż był: Powiedział to niczym prawdziwy władca, pan na włościach, głowa największej przestępczej gildii w Elarid, o wpływach większych niż te, które posiadają niektóre państwa. Nie przywykł do jakichkolwiek obelg. -
Kiwnęła głową i pokierowała się do wyjścia z jaskini.
-Jeśli już miałabym zginąć, to nie z ręki tych stworków. -
- Śmierć to śmierć. - odrzekł, wzruszywszy ramionami i również opuścił jaskinię.
-
-Jak już uda się nam wykonać to zlecenie, to może chciałbyś dołączyć do mnie i mojego znajomego?
-
Xavier Waasi
- Tak nazwałem swoją strzałę.
Skierował łuk w stronę Goblina i wystrzelił. Z pewnych osobistych przyczyn jego chciał zabrać do grobu pierwszego. -
Taczka:
- A skąd ta propozycja, jeśli mogę zapytać?
Vader:
Mógł przydać Ci się w przyszłości, ale faktycznie, teraźniejszość w tym wypadku była ważniejsza, z kolejnym potworkiem moglibyście sobie nie poradzić. Zaskoczony Goblin nie zdążył zrobić nic i padł ze strzałą sterczącą z piersi. Ochroniarze Vigo rzucili się na Ciebie, Twoja obstawa również zareagowała i obie grupy starły się w boju, z wyjątkiem czterech ludzi, prowadzących Vigo do jego małego stateczku, którym mógłby odpłynąć po rzece i knuć gdzieś przeciwko Tobie.