Kanonierka "Hachi"
-
Dalej próbował się uwolnić, uporczywie bijąc Ryboczłeka, który wgryzł się w rękę. Gdy to mu się uda, wyjmie katanę i zacznie nią atakować Ryboludzi.
-
Bicie go sprawiło jedynie, że zwiotczał. Może zginął, może stracił przytomność, ale szczęki wciąż miał zaciśnięte. Jeśli zaś chodzi o resztę, to wciąż atakują lub się zbliżają, a na deskach pokładu widać coraz więcej Twojej krwi, wyraźnie różniącej się od posoki Ryboludzi. Samurajski honor to świetna rzecz, ale może najwyższa pora wziąć nogi za pas?
-
- Czyli czas użyć tajnej techniki. - pomyślał. Chwilę później… zaczął uciekać przed Ryboludźmi w kierunku swojej kajuty.
-
Te oczywiście rzuciły się w pogoń, a wgryziony w Twoją rękę potworek ciążył Ci, utrudniając szybką ucieczkę. Gdy tylko wróciłeś na pokład, dostrzegłeś jednego z marynarzy, uzbrojonego w strzelbę, który rozglądał się w poszukiwaniu Ryboludzi. Obrzucił Cię nieco zdziwionym spojrzeniem, ale gdy zwrócił swój wzrok w kierunku korytarza, którym uciekałeś, otworzył oczy szerzej i bez słowa wystrzelił trzy pociski ze swojej broni, przerabiając goniących Cię na rybią papkę.
-
- Dzięki. Mógłbyś pomóc mi wyjąć tego skurwysyna z mojej ręki? - odparł do marynarza, wskazując na Ryboczłeka wbitego w rękę Junichiro.
-
- Mamy ważniejsze rzeczy na głowie. - odparł i ruszył wgłąb korytarza, z którego uciekłeś. W sumie miał rację, żywi Ryboludzie byli o wiele groźniejsi od tego, który przyczepił Ci się do dłoni. Ale teraz jest chyba okazja na chwilę oddechu, więc możesz spróbować pozbyć się go samodzielnie.
-
To próbował się pozbyć Ryboczłeka, który wgryzł się w rękę. Wyciągnął więc swoją katanę i spróbował odciąć Ryboczłekowi łeb. Gdy to się uda, to spróbuje wyjąć szczęki Ryboczłeka ze swojej ręki swoją drugą ręką.
-
//Jeśli chcesz to wreszcie zrobić, to polecam jakiś konkretny opis i przemyślane działania.//
-
// Gotowe. //
-
I w ten sposób się udało, potwór pozostawił po sobie tylko ślady małych zębów i prawdopodobnie jakieś bakterie czy inny syf, które mogą się na Tobie zemścić w przyszłości, gdy dojdzie do zakażenia.
-
Schował swoją katanę i wrócił do swojej kajuty. Przydałoby się zabandażować rany i spróbować odkazić je za pomocą sake, jeśli chce dalej być zdolnym do walki i żeby nie wabił Ryboludzi swoją krwią.
-
W kajucie było pusto, nie licząc wilka. Wszystko, co potrzebne do wykonania tego prostego zabiegu, masz pod ręką, nic tylko się do tego zabrać.
-
Zdjął swoją zbroję i zaczął lać na rany sake, szczególnie na rękę, w którą wgryzł się jeden z Ryboludzi. Gdy skończył oblewać się sake, wyciągnął bandaże i zaczął obwiązywać prawdopodobnie odkażone rany.
-
Zdecydowanie odkażone, bo podczas oblewania ich alkoholem piekły jak diabli, a Ty zaciskałeś zęby, sycząc z bólu. Ten jednak przeszedł, a gdy ręka została obandażowana, nie musisz martwić się już o jakiekolwiek nieprzyjemności w postaci gangreny czy ewentualnej amputacji.
-
Założył ponownie swoją zbroję i wyszedł z kajuty, żeby kontynuować przeszukiwanie kanonierki.
-
Nie było zbytnio czego przeszukiwać, wszystkie potworki albo zdążyły uciec, albo zostały wystrzelane przez pozostałych marynarzy.
-
Udał się do stołówki - może tam szykowała się jakaś zbiórka w związku z atakiem Ryboludzi?
-
Zbiórka nie była potrzebna, przynajmniej nie im, żyli, pracowali i podróżowali po morzu, dla nich takie ataki może i nie były codziennością, ale na pewno zdarzały się często, więc zamiast tego zabrali się za sprzątanie pokładu z trupów i ich posoki, udzielanie pomocy rannym i znoszenie gdzieś trupów, aby można im było później zapewnić godny pochówek.
-
Wrócił pod pokład i zaczął szukać swojej naginaty. Powinien był ją porzucić gdzieś na korytarzu - w końcu był zmuszony uciekać przed Ryboludźmi.
-
I tam też była, choć Twoi kompani byli piratami, bo co do tego nie możesz mieć żadnych wątpliwości, to jednak jakiś tam kodeks i honor mieli, bo dopóki żyłeś, nie mieli zamiaru zabrać Twojej broni.