Widmowe Zgromadzenie
-
Byli wszyscy. Może i nie tuż przy wejściu do komnaty, to wciąż jedenaście osób, czasem wraz ze swoją gwardią, ale i tak większość zajęła miejsca w całym korytarzu.
- Rozesłaliśmy naszą gwardię, Wampiry i Nieumarłych. - powiedział Vladimir Valescu, choć nie miałeś pewności, czy była to odpowiedź na Twoje pytanie, czy rzucona w eter uwaga. - Jeśli zamachowcy wciąż tu są, znajdziemy ich. -
-To co, reszta obrad będzie teraz przed komnatą Konrada? Zresztą, może nasza ofiara zamachu powie nam coś teraz o tym co się wydarzyło i jak wyglądał sprawca, o ile nie posiadamy jego ciała czy też tego co mogło z niego zostać po kontakcie z Konradem.
-
- Obrady zostaną wznowione, gdy nadejdzie na to pora. A on nie jest w stanie obecnie powiedzieć nic więcej niż to, że wszystkich nas pozabija. Ale to dobrze, oznacza, że nie stało mu się nic poważnego. Martwiłbym się, gdyby tego nie mówił.
-
-Może jeszcze trucizna nie zaczęła działać.- zaśmiał się żartobliwie.- No to co zamierzamy robić do tej pory, szukać śladów zamachowca?
-
- Obrady nie mogą być podejmowane, jeśli nie mamy wszystkich w sali. Dlatego wrócimy na swoje miejsca, aby każdy miał pewność, że nikt nie knuje mu za plecami, i zaczekamy na wyniki poszukiwań naszych sług. I na dojście Konrada do siebie, co nie powinno mu wiele zająć. Mam wrażenie, że płynący w jego żyłach gniew wypaliłby każdą truciznę czy jad.
-
-To lepiej, by ci sługusi wywiązali się ze swoich obowiązków dosyć szybko, nie lubię nie wiedzieć co dzieje się w miejscu, w którym przebywam.- rzekł i z miejsca ruszył do sali obrad, by zająć swoje własne miejsce.
-
I tak też zrobili pozostali, z wyjątkiem Konrada. Dopóki on nie przybędzie, nie możecie wznowić obrad, ale nie oznacza to, że inne Wampiry milczały. No, może bracia Valescu, ale inni plotkowali, głównie ze swoimi sąsiadami. Nawet Lukrecja się odezwała, co było dość ciekawe, ale zrobiła to na tyle cicho, abyś nie mógł jej usłyszeć.
-
Przeklętym niech będzie zatem jego słuch, westchnął jeno i zaczął mówić.
-Jako, że jest tutaj pełno osób, a siedzenie w ciszy i czekanie jest dobijające to… Co dla was jest rozrywką? A przynajmniej co robicie, by ją sobie zapewnić, bo zgaduję że nie każdy zwyczajnie tylko siedzi i czeka.- mówiąc to popatrzył się na Vladimira.- Ja jeszcze za czasu życia zwykłem testować arystokracką krew pod wpływem różnych alkoholi, a reszta? -
//Pytanie rzuciłeś tak do ogółu, jak rozumiem?//
-
//Dokładnie
-
- W tych czasach niewielu ma na nią czas. - mruknął posępnie Manfred, a reszta przytaknęła mu kiwnięciami głów.
- Ale nie wszyscy zaprzątają sobie głowy przyszłością naszego państwa i rasy. - odparł Kettlos. - Alkohol i inne używki wciąż są popularne, zwłaszcza że nie oddziałują na nas tak jak na ludzi. Słyszałem też o niezwykle dochodowym biznesie w mieście nieopodal Martwych Bagien, gdzie co dzień obstawiane są zakłady w walkach ludzi, Goblinów, Wampirów i różnych potworów z tej okolicy.
- Ciekawe, że powiedział to akurat on. - szepnął do Ciebie Andres Czarna Opończa. - I to, że pewnie od dawna ostrzy sobie kły, żeby przejąć ten interes. -
-Wiesz Andresie, te pieniądze w rękach Kettlosa mogłyby przynieść zysk całemu państwu, dodatkowe złoto zawsze się przyda.- odpowiedział mu równie cichym tonem.- Więc co uważasz Kettlosie, warto przyjrzeć się nieco bliżej tym interesom? Byłbym skłonny ci w tym jakoś pomóc.- To zaś dodaj już normalnie, tak by mógł to usłyszeć.
-
- Doceniam Twój gest, ale jaką pomoc chciałbyś mi zaoferować?
-
-Na początku chociażby obstawiając na mnie, z czasem zrobilibyśmy ze mnie czempiona, a wtedy będzie już można się ugadać z obecnymi właścicielami tego biznesu i nieco ich tam pozamieniać.
-
- Nie uważasz, że jako członek rady i mistrz nowo powstałego zakonu wampirzych rycerzy będziesz mieć większe zmartwienia i obowiązki, niż walka tam?
-
-Jako mistrz owszem, ale członkowie rady i tak spotykają się tylko raz w miesiącu. No, ale niech będzie, że będę szkolić kwiat naszego przyszłego rycerstwa.
-
Po tej wypowiedzi rozmowy zeszły na równie przyziemne tory, ale wszystkie ucięły się, gdy do komnaty wkroczył Konrad, zadziwiająco żywotny jak na kogoś, kto przed chwilą padł ofiarą zamachu. Bez słowa zajął swoje miejsce, a gdy spojrzałeś mu w oczy, dostrzegłeś tam taką nienawiść, że mało by brakowało, a mógłby zabijać samym tylko spojrzeniem. Nie żeby był wściekły na Ciebie czy kogokolwiek z obecnych, on był wściekły po prostu, a nie ma mu się co dziwić.
-
-No to cóż, wracamy do dalszych obrad czy też dowiedzieliśmy się czegokolwiek w sprawie tego zamachu? Może Konrad zechce się podzielić tym jak wyglądał zamachowiec?
-
- Gdybym wiedział już dawno bym go zabił. - warknął, dając w ten sposób upust swojej złości, a przynajmniej jej części. - Odziani w czerń, w maskach, chuchnęli mi w twarz jakimś proszkiem, który zaburzył prawie wszystkie moje zmysły. Pojawili się znikąd. Nie ma co, to byli zawodowcy. Sam nie zrobiłbym tego lepiej.
-
-Proszek… Może istnieje cień szansy, że nadal go tam trochę zostało. Poza tym, ich maski coś przedstawiały? Wiedząc, że dmuchnęli ci tym środkiem w twarz, to pewnie wiele więcej nie wiesz.