Twierdza Fogena
-
Obserwował ich przez chwilę. Żeby odbyć swój trening na zadowalającym poziomie, musiałby ich pokonać, a przecież rannych nie wystawią do walki. Trochę słabo.
-
Drewnianą bronią mógłbyś nabić im tylko kilka siniaków. No, o ile nie włożysz w to całej siły i nie będziesz celować w jakieś żywotne miejsca, na przykład głowę.
-
A szlag, może się spróbować. Oficer drący mordę był jedynym wysokim rangą w okolicy?
-
Tak, wychodzi na to, że owszem. A, jako Paladyn, mógłbyś go nawet teoretycznie przewyższyć rangą, gdyby była taka potrzeba.
-
Zbliżył się więc do niego, czekając, aż ten go zauważy. Chociaż, w sumie, samemu mógłby zacząć.
- Dopiero rozpocząłeś ich trening, czy już trochę trwa? -
- Ja bym tego nawet treningiem nie nazwał. Oni chyba o kilka pokoleń za długo mieszkają na tych wyspach, bo zmiękli jak cholera. - odparł oficer. - I miło widzieć, że nie zapomnieliście o nas.
-
- Nie zapominamy o sojusznikach - odpowiedział. - I myślę, że mogę zaproponować tobie pomoc tu i teraz.
-
- Oszczędzaj swoje mistyczne wzmocnienia ludzi i broni na chwilę, gdy naprawdę będą nam potrzebne. - prychnął mężczyzna. - Ale jeśli chcesz ich potrenować, to proszę bardzo.
-
- Owszem, mogę - kontynuował rozmowę. - Nie wiem, czy któryś z nich widział Herolda Piekieł w walce, ale ja widziałem. I też myślę, że mógłbym im pokazać, z jaką siłą mają do czynienia.
-
Instruktor kazał przerwać ćwiczenia i zrobił kilka kroków w tył, dając Ci miejsce i pole do popisu.
-
- Dobra, żołnierze! - zakrzyknął, zwracając na siebie uwagę. - Dzisiaj jest was szczęśliwy dzień, gdyż zostanie wam przedstawione nowe ćwiczenie. Ćwiczenie walki, które powinno wam się przydać w przyszłości. Otóż my, Paladyni, kilka razy już spotkaliśmy się z przeciwnikami, o których krążą straszne opowieści. Opowieści o ich sile, inteligencji, czy potędze. Mowa tutaj o Heroldach Piekieł. Moim zadaniem jest przedstawienie wam, jak wyglądałaby walka z nimi, oraz co powinniście zrobić, żeby przeżyć.
-
Demony nigdy nie postawiły swoich śmierdzących siarką stóp na którejkolwiek z wysp Archipelagu Błękitnej Tafli, ale dzięki opowieściom Kundli, marynarzy i handlarzy ze Związku Sainenskiego oraz uchodźców z kontynentu pogłoski o ich potędze dotarły nawet tutaj, więc nie ma co się dziwić, że nazwa ta wzbudziła w rekrutach spore emocje, głównie strach i niepewność.
-
- Wiem, że gdyby doszło do spotkania takowego przeciwnika na polu walki, to pojawiłyby się wątpliwości. Wątpliwości związane z tym, czy wygracie walkę. Jednakże moim zadaniem jest pokazanie wam, że Heroldzi Piekieł, chociaż są potężni, nie są nieśmiertelni i da się ich pokonać. Lecz, zanim zaczniemy, kilka uwag. Po pierwsze, unikajcie starcia jeden na jeden. To najprostszy sposób, żeby przegrać, bo do takich pojedynków oni są przyzwyczajeni. Dalej - kontynuował - liczy się współpraca. Jeżeli zaatakujecie go w grupie, to nie możecie sobie wchodzić w paradę, bo sami sobie zaszkodzicie. Powinniście wręcz instynktownie działać tak, żeby Herold nie mógł sparować wszystkich ataków. Otoczcie go, wprowadzajcie silne ciosy mające wytrącić mu broń z ręki, czy też nie pozwólcie na to, by odpoczął. I jeszcze jedna z podstaw. Herold nie zjawiłby się sam, miałby wsparcie. I jeżeli nie jesteście pewni, czy powinniście walczyć z Heroldem, to zaatakujcie jego wsparcie, zróbcie miejsce dla towarzyszy, którzy zaatakują Herolda. Jakieś pytania, czy rozpoczniemy pokaz?
-
Pytań brak, więc możesz zaczynać.
-
- Jeżeli wy nie macie pytań, to pozwólcie, że ja wam zadam jedno. Jeżeli spotkacie się z sytuacją, w której wy staniecie twarzą w twarz z Heroldem, co zrobicie? Uznajmy, że macie pełny pancerz, dobrą broń i wsparcie najwyżej dwóch kompanów z podobnym sprzętem. No, jakaś sugerowana odpowiedź?
-
- Panie Paladynie, pan sierżant by wtedy powiedział: “A Wy co, wyspiarskie wymoczki? Chcecie żyć wiecznie?”. - zaczął jeden z rekrutów, oparty niedbale o swoją broń, a kilku innych parsknęło śmiechem. - No i inni powiedzieliby pewnie, że nie, i wzięliby się za tego dojebanego Demona. Ale ja bym powiedział “Oczywiście, że kurwa tak, panie sierżancie” i zostawiłbym go innym.
Może nie takiej odpowiedzi oczekiwałeś, ale na pewno rozluźniła ona nieco emocje wśród rekrutów, a Ty wiesz też, na kogo musisz mieć oko, w końcu nie wiadomo, w jakim stopniu ten tutaj jest oddziałowym żartownisiem, a w jakim rzeczywistym panikarzem i oportunistą. -
Będzie miał na jego oko, błazny są przydatne, ale nie są z drugiej strony mistrzami w walce i niezbyt pchają się do prowadzenia bitew.
- Prawda jest taka, że na twoim miejscu każdy powinien podjąć twoją decyzję - odpowiedział - ale nie powinien uciekać, a przegrupować się. Heroldowie są specjalistami w walce, dlatego też i my nimi się stajemy. By na groźnego przeciwnika wysłać równie groźnego zawodnika. Lecz, z doświadczenia wiem, że i wśród was znajdują się ukryte talenty, które mogłyby obecnie napsuć krwi Heroldowi. Ale to za mało. Ja nie chcę, żebyście psuli mu krew. Ja chcę, byście go zabili. To pierwsza kwestia. Druga, to to, że do tego, oprócz waszych naturalnych talentów, dochodzi doświadczenie. Ja nie jestem tutaj na wakacjach, więc będę was szkolił. Wszystkich razem i każdego z osobna. Dlatego, jeżeli ktoś będzie chętny, to może się do mnie zwracać per “panie trenerze”. I myślę, że dzisiaj warto pokazać, że mogę was dobrze wyszkolić na jakiekolwiek zagrożenia.
Po tej przemowie wbił swój miecz w głowę, a następnie położył obok niego swój topór i zdjęty płaszcz, po czym się oddalił, by pokazać, że nie jest uzbrojony.
- Czy ktoś chciałby spróbować? Tak na rozgrzewkę? -
Z szeregu dość pewnie, po bardzo krótkiej chwili wahania, wystąpił jeden z rekrutów, przysadzista góra mięśni, zagrzewany do boju przez okrzyki kolegów.
- Nazywa się Rodo. - wyjaśnił Ci śmieszek. - Dwa miesiące temu wrócił z kontynentu. Było ich pięć okrętów i tysiąc ludzi, wróciła ledwie setka na jednym statku, a on na ich czele. Gość odrywał skrzydła Sukkubom i skręcał karki Rogatych Demonów gołymi rękoma. -
W głowie Mementora zaczął układać się powoli nowy plan, który może nie miał na celu ośmieszenie wojownika, ale z pewnością… pomoże w wyjaśnieniu sytuacji, z jaką się tutaj zjawił.
- Miło więc poznać kolegę weterana - rzucił. - Więc, Rodo, z pewnością znasz podstawy. Przejdziemy więc do prawdziwej części, prawda? -
- To będzie ta część, w której skopię Ci tę lśniącą dupę, tak? - zapytał, wzbudzając salwę śmiechu żołnierzy wokół.