Nowy Jork
-
- Dobrze wiedzieć. - odparł krótko.
-
Żołnierz tylko prychnął pod nosem, kilku innych się zaśmiało i na tym skończyła się integracja z ich strony.
//Przyspieszamy do jakiejś akcji czy chcesz spróbować dogadać się z nimi jeszcze raz?// -
// A możesz przyspieszyć, później spróbuję się z nimi dogadać. //
-
Jeszcze tego samego dnia, po kilku godzinach, rozległy się syreny alarmowe, na które wszyscy żołnierze w baraku porzucili swoje posiłki z paczek żywnościowych wysyłanych przez rodziny z Grenlandii lub innych ostoi ludzkości, alkohol z kontrabandy, książki, krzyżówki i wszelkie inne formy rozrywki, chwytając za hełmy, kamizelki, broń i ekwipunek, a następnie pognali do wyjścia, zachowując porządek mimo pośpiechu.
-
Odbezpieczył karabin szturmowy, który miał przy sobie, i ruszył do wyjścia.
-
Mimo jakiegoś pogotowania, stanu wyjątkowego, czy co tu się właśnie odbywało, żołnierze ustawili się w równy dwuszereg, choć nie w jednej linii, ale mniejszymi i większymi grupkami. Mogłeś tylko zgadywać, czy chodzi o jakąś specjalizację, oddział, nieznany Ci podział wśród żołnierzy jednostki czy coś jeszcze innego.
-
Zaczął szukać, w której z tych grup znajdują się jego towarzysze z misji w szpitalu.
-
//Naprawdę chcesz to zrobić losowo czy może poszukać gdzieś swoich kompanów, o których wiesz, że są w tym samym oddziale, co Ty?//
-
// Zmieniłem. //
-
W tym tłumie odnalezienie dwóch konkretnych żołnierzy trochę trwało, ale po jakimś czasie zdołałeś ich wypatrzyć.
-
- Wiecie może, co się dzieje? - szepnął do swoich towarzyszy.
-
- Zbiórka. - odparł jeden z nich, wiedząc najwidoczniej na temat tego poruszenia równie dużo, co Ty.
-
Kiwnął głową i spróbował ustawić się w dwuszeregu. Gdy to się udało, stanął w postawie zasadniczej.
-
W samą porę, bo właśnie zjawił się dowodzący bazą oficer i dwóch żołnierzy, czyli towarzyszący mu czarnoskóry sierżant i Wasz dowódca. Ustawili się po prawej i lewej stronie swojego przełożonego, kilka kroków w tył, wyprężeni w postawie “na baczność”.
- Nie mamy czasu na długie przemowy, ja jestem kiepski w ich wygłaszaniu, a Wy nie lubicie ich słuchać: Czterdziesty Ósmy Pułk dostał się pod zmasowany ogień Fanatyków, ich baza jest w ruinie, zabarykadowali się w ostatnich pomieszczeniach i czekają na posiłki. Jesteśmy najbliżej, musimy pomóc im odeprzeć atak. Tamtych jest więcej, niż nas, ale my mamy element zaskoczenia. Są dość dobrze uzbrojeni, prawie wszyscy mają broń palną. Wiadomo też o snajperach na dachach budynków i sekcjach broni maszynowej, dowódca Czterdziestki Ósemki meldował też o zamachowcach-samobójcach i najemnikach. Zbierzcie się u dowódców drużyn, oni poprowadzą Was do celu, zgodnie z przestudiowanymi wcześniej wytycznymi. -
Tak więc udał się do dowódcy swojej drużyny.
- Oby Czterdziestka Ósemka jeszcze wytrzymała natarcie tych fanatycznych zjebów, nim tam dotrzemy. - pomyślał. -
- Mam nadzieję, że dla Was siedzenie w gównie po zęby trzonowe to nic nowego, nowi. - zagadnął Was sierżant Jovan, gdy zebraliście się u niego wraz z dziesięcioma innymi ludźmi.
-
- Nic nowego, sir. - odpowiedział, oczekując na odpowiedź Davida i Williama.
-
Dla nich również, na pewno nie byli zbyt doświadczeni przez Nowy Jork, ale daleko im też był do żółtodziobów, przysłanych z Grenlandii w ramach uzupełnień.
- Dobrze, bo to nie będzie spacerek po poligonie. Naszym celem będzie oczyszczenie minimum jednej trzeciej budynków w okolicy, resztą zajmą się dwa pozostałe oddziały. Idziemy na szpicy, dopiero po wybiciu Fanatyków w środku, zwłaszcza tych z bronią snajperską i maszynową, oni będą mogli podejść, a my dostaniemy nowe rozkazy. Wszystko jasne? -
- Tak jest, sir! - odpowiedział krótko.
-
Pozostali odpowiedzieli podobnie, więc Wasz oddział opuścił bazę i ruszył w kierunku starcia towarzyszy broni z Fanatykami.