Miasto Minteled
-
-Chyba miał ktoś tu w końcu przyjść, prawda? - Spojrzała na Rodo.
-
Może myśleli, że jednak zdecydujesz się na jak najszybszy powrót do Ur, ale nie mieli zamiaru krytykować decyzji o pozostaniu tu, choć domyślałaś się, że chcą tu spędzić tyle czasu, ile to konieczne. Niemniej, Rodo skinął głową i już chyba miał znów pójść do siedziby władz miasta, i państwa przy okazji, ale nie było takiej potrzeby, bo w otoczeniu uzbrojonych w szable lub długie glewie, odzianych w skórzane zbroje z naszytymi nań płytkami żelaza, przybyli miejscy dostojnicy. Tylko jeden odziany był na lokalną, nirgaldzką modłę, dwaj pozostali mieli na sobie typowe dla Verden, zwłaszcza Cesarstwa, stroje, z czego jeden z pewnością stamtąd pochodził, był o wiele bardziej blady niż inni, nawet chodził inaczej, a na widok Rodo i Norda nie spuszczał dłoni z rękojeści miecza. Ostatni, lokalny człowiek, choć jego strój na to nie wskazywał, wystąpił przed szereg, kłaniając Ci się nisko.
- W imieniu władz miasta Minteled, witamy Cię, klejnocie pustyni, najpotężniejsza kobieto kontynentu.
Trzeba przyznać, że chciał Ci się jedynie podlizać tymi słowami, ale czułaś, że te pochlebstwa dość dobrze mu wyszły. -
-Dziękuję, że w końcu przyszliście nas przywitać… - Skrzyżowała ręce na piersiach. - Jestem Jayna Krisst, a ty kim jesteś?
-
- Przedstawicielem władz miasta, a więc i państwa, który z radością może powitać Cię w skromnych progach Minteled. Twa wizyta, jakże wspaniała, jest też niezapowiedziana, więc wybacz, pani, że pozwolę sobie na śmiałość: Co Cię do nas sprowadza?
-
-Chciałabym omówić parę spraw z władzami tego miasta, aby załagodzić konflikt między naszymi państwami. Oczywiście, jeśli pozwolisz mi się z nimi spotkać.
-
Po jego twarzy przeszedł ledwo zauważalny grymas, lecz zniknął po dosłownie chwili i ponownie ukłonił Cię się w pas.
- Oczywiście, pani. Zapraszamy do ratusza, a jeśli rada miasta nic nie ustali, z radością zaprowadzimy Cię do pałacu naszego władcy… Uważam, że tak duża ochrona będzie Ci zbędna. -
-Myślę, że masz rację, ale oni muszą iść ze mną. - Wskazała na Norda i Rodo.
-
- W jakim celu? - zapytał szybko i może nieco ostrzej niż pierwotnie zamierzał.
-
-Nie mogę iść sama, przecież jestem tylko bezbronną kobietą, a wam jeszcze nie ufam…
-
- Nie sądzę, żebyś miała jakikolwiek powód do obaw, ale dobrze, zabierz ich ze sobą… Tylko ich. Większa obstawa nie będzie konieczna.
-
-Oczywiście. - Uśmiechnęła się. - Możesz już nas zacząć prowadzić do waszego ratusza.
-
Pokiwał głową i przodem odesłał wszystkich swoich ludzi, zostając w tyle z Tobą, Nordem i Rodo.
- Skoro jesteśmy już daleko od wścibskich oczu i uszu to może zechcesz powiedzieć, co naprawdę sprowadza Cię do naszego miasta, pani? -
-To co powiedziałam było prawdą…
-
- Powiedzmy, że uwierzę. Mógłbym dowiedzieć się czegoś więcej o tych “kilku sprawach”, jak to określiłaś, pani?
-
-Kilka rzeczy jest dla mnie niejasnych, a zawsze warto poznać opinie obu stron.
-
- A więc śmiało, przedstaw choć jedną kwestię, a ja z radością wyrażę swój punkt widzenia na nią.
-
-Myślisz, że Minteled i Ur mogłyby wejść w jakiś pakt pokojowy?
-
- Zależy to od interesów obu stron. I tego, co będą mogły sobie wzajemnie zaproponować.
-
-A historia między tymi państwami była burzliwa, czy raczej nie? - Dopytała.
-
- Nasze państwa nigdy nie prowadziły wojen z takich powodów jak te w Verden. Zawsze chodziło o zysk. Nieważne czy o szlaki dla karawan, oazy, stada wielbłądów czy protekcję nad koczownikami. Jeśli zagwarantujesz nam zysk na tyle duży, aby wojna nie była konieczna, to nie widzę sensu, aby ją prowadzić.