Pokój Valerii Richards [ZAMEK DOOMSTADT, LATVERIA]
-
//Podnoszę temat do góry
-
@Woj20000
Valeria również westchnęła, po czym odpowiedziała zdecydowanie:
-Proszę pani, ja z rzeczami zbyt dziwacznymi, żeby normalny człowiek w nie uwierzył, spotykam się praktycznie na co dzień. Może pani mówić śmiało. Ważne, żeby była pani ze mną szczera. -
Słysząc zdecydowaną odpiwiedź dziewczynki, Szmaragd jeszcze raz westchnęła, kryjąc twarz w dłoniach, by po krótkiej chwili spojrzeć się na nią jeszcze raz, z kamiennym wyrazem twarzy.
I zaczęła opowiadać - bez ogródek, szczegółowo, poważnie i szczerze.
O byciu doświadczoną trudami wojen admirał, o emeryturze i poczuciu braku sensu istnienia na niej, o rozbudzonej nadziei powrotem do służby, przybyciem na Ziemię i poznaniem prawdziwego obrazu własnych przywódczyń, a także sekretu, że przełomowa dla losów jej rasy Rebelia była intrygą uknutą przez najmłodszą z przywódczyń (która teraz ma pół-organicznego syna), o zawodzie i upadku dawnych ideałów i pragnieniu bycia użyteczną, dezercji i anomaliach czasowych, przez które trafiła tutaj…
Słowem, opowiedziała jej wszystko. Monotonnym, grobowym głosem i z kamienną twarzą, jakby naprawdę już nie chcąc o tym myśleć i po prostu… żyć dalej, tutaj. -
Natomiast Valeria spokojnie i cierpliwie tego wszystkiego wysłuchała, okazjonalnie zmieniając wyraz twarzy na skonsternowany albo zaciekawiony, a w niektórych fragmentach historii wręcz całkowicie zdziwiony, Kiedy była pani admirał skończyła swoją opowieść, ta wzięła głęboki oddech i po dłuższej chwili namysłu powiedziała z pozytywnym zdumieniem:
-O jeny! Takiej historii to ja w życiu nie słyszałam. W życiu bym się nie mogła spodziewać tego, że rozmawiam z taką fascynującą osobą jak pani. Kosmiczna admirał, dezerterka, teraz pracownica mojego wuja… Nie ma co! Z tego byłaby best-sellerowa biografia albo autobiografia, gdyby się chciało pani pisać. Mam do pani tyle pytań… Mogę zadać kilka z nich? Po takim czymś zasługuje pani na odpoczynek, a ja nie chciałabym być jakaś natrętna.
Valeria jak widać przyjęła to wszystko nadzwyczaj pozytywnie… Jak się okazało, obawy Miętowej Szmaragdy wcale się nie spełniły. Aż tak jakby poczuła, że jej w środku pęka coś takiego… Ale nie boleśnie. Bardziej jest to uczucie ulgi, jakby… Jak to się mówi… Jakby kamień jej spadł z serca, o! -
Czując tą… ulgę, ona sama westchnęła zadowolona, że mogła to z siebie wypuścić, po czym spojrzała się podekscytowaną Valerię z lekkim, acz szczerym uśmiechem.
-Nie takie rzeczy już przeżywałam. - odpowiedziała, starając wykrzesać z siebie dawną, charakterystyczną dla siebie pewność siebie - Możesz zadawać pytania, jakiego chcesz, Valerio… -
Teraz, kiedy Miętowa Szmaragd straciła taki duży powód do stresu, udało jej się bez problemu odezwać ze swoją charakterystyczną i charyzmatyczną pewnością siebie.
Valeria natomiast, wciąż zachowując fascynację oraz ekscytację po usłyszeniu tej niezwykłej opowieści byłej Pani Admirał, poprawiła pozycję do siedzenia, przez krótką chwilę pomyślała nad tym, jakie pytanie powinna zadać, a następnie ponownie wzięła głęboki oddech tak wcześniej i spytała się jej:
-A więc… Może mi paani coś proszę opowiedzieć o Diamentach? A zwłaszcza o pani byłeś przełożonej, Żółtej Diament. -
Cóż… niby nie jest to aż taki przyjemny temat, ale zaspokoić ciekawość podopiecznej swojego nowego przywódcy zawsze trzeba.
-Cóż… Diamenty, najprościej mówiąc, to nasze przywódczynie, ale to zbyt mało powiedziane. To stwórczynie wszystkich Klejnotów oraz całego Imperium. Darzymy je szacunkiem podobnym do tym, jakim organiczne istoty tych… bogów. Tak, bogów. Każda z Diamentów zajmuje się określoną dziedziną zarządzania państwem, jednak moja… dawna pani, Żółta Diament, wyłącznie za sprawy związane z wojskowością i kolonizacją. Była… wspaniałą dowódczynią i wojowniczką, ideałem, do którego aspiruje każdy dobrze stworzony Ametyst, Jaspis czy Szmaragd, taki jak ja. Nie ma się co dziwić, gdyż byłam świadkiem zarówno jest strategicznych, jak i wojowniczych talentów. Oprócz tego… zawsze rozumiała żołnierzy i potrafiła się odwdzięczyć za lojalną służbę. Mnie na przykład, w dowód uznania za piętnaście tysięcy lat wzorowej służby, nagrodziła możliwością odejścia na bezterminowy brak dalszych obowiązków. Wypoczynek, jak wolisz, chociaż Klejnoty nie muszą odpoczywać. -
Valeria ponownie cierpliwie wysłuchała Miętowej Szmaragd. W międzyczasie nawet wyciągnęła z szuflady obok coś podłużnego, do pisania i coś białego, na czym może pisać, żeby zacząć sporządzać najprawdopodobniej na temat tego, co słyszy. Jeszcze chwilę po tym, jak była pani admirał skończyła opowiadać, siostrzenica jej nowego przywódcy wciąż pisała, po czym odpowiedziała jej pogodnie:
-Naprawdę mogłabym z tego wszystkiego napisać całą encyklopedie! Jeśli mam być szczera, to mogłabym tego wszystkiego słuchać godzinami. A już samą nie wiem ile bym dała, żebym mogła osobiście zobaczyć lub nawet dotknąć to, o czym pani opowiada. A mój tata to dosłownie by chyba padł na miejscu, jakby to wszystko usłyszał, daje słowo! Choć… Mam wrażenie, że tego wszystkiego jest za dużo do opowiedzenia na jedno spotkanie, hihi… A właściwie… Może pani mnie nie do końca zrozumieć, ale trochę z tego wszystkiego zgłodniałam. Co pani powie na to, żebym poszła coś zjeść, a pani po prostu odpocznie od tego mojego przesłuchania? -
Mogła to przed sobą z czystym sumieniem przyznać, że szczerze uśmiechnęła się, kiedy zauważyła Valerię robiącą notatki. Nie tylko dlatego, że dowodziło to ciekawości i zainteresowania tej małej organicznej istotki tym, co mówi stara Szmaragd jej pokroju, ale też kojarzyło jej się, choć w dosyć pokrętny sposób, z jej dawnymi obowiązkami - rekonesansem i pozyskiwaniem informacji o nieprzyjacielu. Choć tak widząc po samej Valerii, na pewno jak już użyje do czegoś tych informacji, to do mniej militarnych zastosowań i bardziej jak jej “ojciec”, rzekomo będący jedną z najbardziej inteligentnych istot na tej planecie.
No właśnie… “ojciec”, “zgłodnienie” i “zjedzenie”. To pojęcia dla samej Szmaragd niezbyt zrozumiałe i też wypadałoby je poznać, jeśli ma pełnić funkcję adiutantki dla kogoś, który jest z tymi pojęciami związany. No właśnie…
Adiutanctwo i ochrona.
-Cóż… - odpowiedziała spokojnie i poważnie, choć na chwilę na dłużej przerywają, aby zważyć odpowiednio następne słowa - Jako, że Doktor Doom polecił mi się tobą zajmować, to chyba powinnam z tobą pójść, gdy ty będziesz… “jeść”. Może w międzyczasie tego “zjedzenia” w zamian opowiesz mi coś o ludziach? Oczywiście, jeśli to, co chcesz zrobić nie wymaga dwóch osób, to wtedy tutaj zostanę. -
Jeśli będzie tak dalej, to wszystko wskazuje na to, że pobyt Miętowej Szmaragd w tym niezwykłym miejscu będzie jeszcze bardziej satysfakcjonujący niż się na początku wydawało.
A ile się przy tym nauczy nowych rzeczy, to się może niektórym najbardziej uczonym Perydotom w klejnotach nie mieścić. Zwłaszcza, że ich to nigdy specjalnie nie interesowało nic o życiu organicznym poza tym, jak je wytępiać, by nie wracało.
-Ależ skądże. Bardzo chętnie zjem w pani towarzystwie. I równie chętnie odpowiem na pani pytania! Choć, od razu mówię, że ludzka kultura wymaga nie mówienia kiedy ma się coś w ustach, więc będę mówić trochę z przerwami. A więc nie ma na co czekać. Pani przodem. - odpowiedziała jej pogodnie Valeria, przy tym kierując w stronę drzwi i otwierając je na oścież. -
A to, czego tutaj się o takim życiu może nauczyć… na pewno teraz się tego nie domyśli. Może tylko się dowiedzieć.
-Dziękuję ci, Valerio. - uprzejmie podziękowała swojej obecnej podopiecznej, spokojnym krokiem wychodząc z pokoju, uważając jednak na zdecydowanie zbyt niski jak na nią próg drzwi - I rozumiem, o co chodzi. Zachowanie dobrych obyczajów jest ważne, w tym również dla Klejnotów. -
-Proszę bardzo. Być może mogłaby mi pani w międzyczasie opowiedzieć o obyczajach Klejnotów, skoro zostały przez panią wspomniane? - dopytała się grzecznie jak zawsze, pewnym krokiem prowadzając swoją nowo nabytą przyjaciółkę oraz opiekunkę przez długie korytarze zamku Doomstadt.