Archipelag Błękitnej Tafli
-
- Wątpię, żeby jeszcze jacyś tacy żyli, ale śmiało, możesz spróbować.
-
-Dlaczego? Na pewno jacyś się ostali, chociażby w tym ich mieście. Przecież tak potężni ludzie nie mogli zginąć? - W czasie rozmowy dokończył jedzenie i wyjął swój naszyjnik który zaczął odruchowo pocierać.
-
- Przez to, że są tacy potężni, nikt im na dupach za murami nie pozwoli siedzieć. Walczyli na pierwszej linii, a jak nie zginęli podczas walk, to pewnie Drowy albo Demony inaczej się ich pozbyły, bo nie są głupi i wiedzą, jakie to zagrożenie.
-
Jorbart podniósł kufel z resztką piwa. - Za poległych bohaterów, niechaj zaznają pokoju w zaświatach oraz abyśmy okazali się godni ich poświęcenia i pokonali te ścierwa.
-
Karczmarz mruknął w odpowiedzi coś bez przekonania i przestał zwracać na Ciebie uwagę, ponieważ do karczmy weszło kilka osób, najwidoczniej miejscowych drwali lub kogoś w tym guście, których to obsługą się zajął.
-
//Przepraszam, zapomniałem o tym lekko.
Jorbart nie zamierzął ciągnąć rozmowy która wyraźnie się nie kleiła, zamiast tego wyszedł z karczmy aby poszukać pracy, jeśli żadnej nie znajdzie będzie musiał znaleźć transport, co bez odpowiednich funduszy może być ciężkie. Duża palisada dookoła wioski dawała pewne nadzieje na znalezienie pracy, jednak nie zamierzał brać czegoś szczególnie niebezpiecznego, nie był jeszcze przyzwyczajony do walki. -
Wioska była mała, więc nie masz co liczyć na jakąś tablicę ogłoszeń, jak to bywało w większych osadach i miastach, a i pewnie mieszkańcy nie czuli potrzeby, aby wystawiać gdzieś zlecenia, bo i obcy pojawiali się tu rzadko, a zapewne byli to wyłącznie kupcy i handlarze, odbierający drewno i inne produkty, a w zamian sprzedający swoje towary, których miejscowi nie mogli wyprodukować.
-
Jorbart westchnął. Raczej nie znajdzie tutaj niczego wartego uwagi, chociaż jak to mówią tonący brzytwy się chwyta, postanowił odnaleźć sołtysa wioski, bądź kogoś kto zajmował wysoką pozycję w społeczności, jeśli nic nie znajdzie będzie musiał znaleźć transport na inną wyspę
-
Jako obcy miałeś dość ciężko, bo żadna z chat nie wyróżniała się od innych znacząco, a chodzenie od jednej do drugiej w poszukiwaniu sołtysa odpadało, zajęłoby zbyt wiele czasu i zbyt duża była szansa, że jakiś zirytowany wieśniak zamiast odpowiedzi da Ci zwyczajnie w ryło.
- Szukasz czegoś, Magu? - usłyszałeś za sobą dość przyjemny dla ucha, lekki i melodyjny głos. Gdy się odwróciłeś, dostrzegłeś córkę karczmarza, choć pozbawioną fartucha, którym owinęła suknię, gdy pracowała w gospodzie swego ojca. -
Jorbart lekko się zarumienił, miał problemy z rozmową z kobietami
- Po prawdzie to tak, szukam jakiejś pracy, głównie chodzi mi o pozbycie się jakichś dzikich zwierząt, sądząc po palisadzie to macie z tym problem. Miałem
nadzieję dowiedzieć się czegoś o tym od sołtysa bądź kogoś kto sprawuję tu taką funkcję
- Po prawdzie to tak, szukam jakiejś pracy, głównie chodzi mi o pozbycie się jakichś dzikich zwierząt, sądząc po palisadzie to macie z tym problem. Miałem
-
- Nie ma tutaj groźnych zwierząt, to ma sprawić, żeby żadne tu nie weszło, a niektóre, choć nie groźne, bywają uciążliwe. - odparła, wskazując na palisadę okalającą wioskę. - No i przed atakami piratów, ale żadni tu nigdy nie zawitali.
-
Jorbart zmierzył wzrokiem palisadę
- Nie jest to zbyteczne? Utrzymanie tak dużej palisady musi was kosztować wiele pracy, a nie sądzę aby piraci mogli się utrzymać tak blisko stolicy. Ale przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią. Cóż, jeśli nie ma tutaj roboty to muszę wyruszyć dalej, czy wiesz może czy statki zabierają pasażerów?
-
- To zależy od tego, jak dobrze jesteś wychowany i ile masz przy sobie złota. - odparła, nie wiedzieć czemu obdarzając Cię szerokim uśmiechem.