Czaty
-
- Nigdy wcześniej tak nie robili! - bronił się handlarz, a zdumienie na jego twarzy i w tonie głosu były jak najbardziej autentyczne, więc raczej ciężko, żeby kłamał, chyba że tak dobrze grał. - Ale też nigdy wcześniej nikt nigdy nie gadał do nich w ich języku. Ja tam nie wiem co im pan nagadał, ale musiało ich to wkurwić bardziej, niż wszystko inne, co mówili albo robili inni klienci.
-
- Spróbuję jeszcze raz. - Stanął tym razem w odpowiedniej odległości i ponownie zapytał. - Umiesz czarować? Tylko tak się mi przydasz. Ze mną masz opiekę i bezpieczeństwo w zamian za magię. Inaczej kopalnia. - Powiedział mocno łamanym językiem Mivotów. Nadal nie mówił nim płynnie.
-
Tubylec nie splunął ponownie tylko dlatego, że nie zdołałby Cię trafić przez odległość. Na jego twarzy wciąż malował się widok pogardy. Powiedział coś, choć nie zrozumiałeś całego zdania, ale w sumie nie musiałeś, kilka słów i ogólny ton wypowiedzi oznaczały odmowę, do tego dość niewybrednym językiem. Nim zdążyłeś jakoś na to zareagować, ku nie tylko Twojemu, ale i handlarza oraz innych tubylców, kobieta wystąpiła krok do przodu. Głos się jej nieco łamał, ale uniosła przy tym hardo podbródek. Zgadzała się na Twoje warunki, twierdząc, że odbywała praktyki u szamana w ich wiosce, których jednak nie ukończyła, przez napad łowców niewolników. Mówiła coś później o innych talentach, posłuszeństwu, oddaniu i tym podobnych, dla Ciebie było to jednak mniej ważne.
-
Dobrze, był pewien że starzec nawet pomimo jego uporu, jest uzdolniony magicznie. Podobnie jak pozostali. Był zadowolony, że kobieta już teraz deklaruje chęć współpracy. Zanim pójdzie na badania, przysłuży się poznaniu magii.
- Biorę wszystkich których wymieniłem. Tylko jest pewien problem, jeszcze nie załatwiłem transportu, a nie mam ich gdzie tymczasowo ulokować. Mogą zostać na ten czas tutaj? Obiecuję, że wrócę i wykupię ich. -
- Nie będę prezentować tutaj towaru, który nie jest na sprzedaż, ale zamknę ich gdzieś na uboczu. I chcę dostać połowę pieniędzy teraz. - zastrzegł szybko handlarz, widocznie wietrząc jakiś podstęp. - Albo możesz też zapłacić z góry.
-
- Ale…dlaczego? Nie ma mowy o tym, żebym chciał pana oszukać. Zresztą nawet jeśli to jak? Jeśli nie wrócę z pieniędzmi, po prostu sprzeda ich pan komu innemu. Nic pan nie ryzykuje.
-
- Jesteś pierwszym, który potrzebuje tych staruchów… Dobra, zrobimy tak: Zapłać mi teraz tylko za nich, za resztę może być później. A jak będzie trzeba zrobić coś dodatkowo, jakieś łańcuchy, znakowanie gorącym żelazem i tak dalej, to też się tym zajmę, gdy ciebie nie będzie. Za darmo. Zgoda?
-
- Nie, nie nie. - Powiedział delikatnie. - Obstaje przy swojej propozycji. Za niedługo wrócę i ich wszystkich wykupię na raz. Sam pan powiedział, że jestem pierwszy który chce ich kupić. Być może nikt po za mną, już nie będzie zainteresowany. Nie, dziękuję ale znakowanie nie będzie konieczne. Powiedział pan łańcuchy, tak te mogą się przydać.
-
- To będzie dwadzieścia miedziaków od łebka. - odparł, w końcu kapitulując, choć nie odmówił sobie przy tym wyłudzenia od ciebie kolejnych pieniędzy za coś, co wcześniej miało być darmowe.
-
- No i świetnie. Powinienem wrócić po południu. - Odszedł od stoiska. Gładko poszło, teraz trzeba kupić wóz i… A miałem jeszcze sprawdzić Pirkhów. Tylko czy wystarczy pieniędzy. 3 złota za Mivotów plus łańcuchy, trzeba odłożyć na wóz z końmi zaraz… Przeliczył to w głowie i sprawdził ile mu zostanie. Postanowił na razie tylko podejść i zapytać o cenę.
-
Nie musiałeś właściwie pytać, a dokładniej to kupiec nie dał ci nawet okazji, od razu zachwalając swój towar jako twardych, pracowitych, wytrzymałych i silnych robotników, którzy mogli tak wykonywać nieskomplikowane i wymagające sporej siły prace fizyczne, jak i, po krótkim przyuczeniu, polecić im zająć się czymś lepszym, bowiem nawet dopiero co nauczeni, byli lepsi niż wielu pracujących od dawna w swoim zawodzie rzemieślników. Wiązało się to, według handlarza, z tym, że mieli niezwykły nałóg poznawania nowej wiedzy i umiejętności, czym można ich było obłaskawiać w niewoli, dostając porządnych i solidnych robotników, których szansa buntu była naprawdę niewielka.
-
A więc mieli ze sobą coś wspólnego - byli głodni wiedzy. Ciekawa cecha dla zwierząt. Jednak głównym czynnikiem który sprawiał że są tak cenni, był ich potencjał magiczny. Według opowieści jako jedyni potrafią tworzyć podległe sobie niezniszczalne żywiołowe stwory.
- To niezwykłe, że tak proste stworzenia przejawiają takie ludzkie odruchy. A jaka jest cena za jednego, jeśli można spytać? -
- To nie byle jacy robole! - odparł podniesionym głosem handlarz, jakbyś go obraził. - Są o wiele cenniejsi i rzadsi. Jeden taki w dłuższej perspektywie równa się przynajmniej kilku Mivotom, więc i cena musi być jak za kilku. Proponuję pięć sztuk złota za jednego.
-
- O tak wiem, wiem. Ale mimo wszystko, dzikus to zawsze dzikus. Pięć sztuk złota, powiada pan? - Przygryzł wargę. Tak, Pirkhowie byli rzadsi i cenniejsi i nawet płacąc pięć sztuk złota z jednego, inwestycja zwróci się kilkukrotnie. Problem w tym, czy w takim razi wystarczy na resztę rzeczy. W końcu powziął decyzję. Nie może pozwolić, aby ktoś zgarnął mu ich sprzed nosa. Najwyżej wypłaci pieniądze z własnego konta i dopłaci. - W porządku, wezmę dwóch. Czy…mógłbym na razie wpłacić zaliczkę i zapłacić resztę później i wtedy ich odbiorę? Na razie nie mam miejsca ani głowy, aby gdzieś ich przechować.
-
Pokiwał głową bez wahania.
- Za połowę kwoty przechowam ich tak długo, jak trzeba, resztę zapłaci pan przy odbiorze. Stoi? -
- W porządku. Jeśli nic mnie nie zatrzyma, powinienem wrócić jeszcze dzisiaj, po południu. - Przekazał sprzedawcy 5 złotych monet i odszedł. Oddalił się nieco od samego targu niewolników, w poszukiwaniu miejsca gdzie może zakupić środek transportu. Skoro można wynająć dyliżans, na pewno znajdzie się prosty odkryty wóz.
-
Miasto żyło w dużej mierze handlem niewolników, przez co wielu lokalnych rzemieślników przestawiło się tak, aby również móc czerpać z tego źródła, stąd choćby kilka warsztatów powroźników, kuźnie zajmujące się wytwarzaniem łańcuchów, obroży czy nawet znakowaniem tubylców, a także zakłady ciesielskie, gdzie zajmowano się choćby tworzeniem wozów, przeważnie prostych konstrukcji, mających jedynie służyć za transport dla bandy niewolników, czego też właśnie potrzebowałeś.
-
Wszedł do jednego z zakładów.
- Halo, jest tu ktoś? Chciałbym kupić wóz. Wraz z końmi. Mniej więcej taki, aby pomieścił 9 dzikusów. -
Ludzie, którzy tu pracowali byli fachowcami nie tylko w zakresie ciesielki, ale i zajmowania się klientami, więc nie minął kwadrans, a ty miałeś już przed sobą cieślę prezentującego jeden z pojazdów, w sam raz na twoje potrzeby.
- Pięć złotników. - powiedział mężczyzna, nie bawiąc się w zachwalanie towaru, bo wóz był prosty i nie był niczym szczególnym, więc i nie miał po co. -
- W porządku, miło się robi z panem interesy. - Wyłożył pieniądze. Wraz z tym wydatkiem, wykorzystał wykorzystał całe dostępne złoto, tak jak przewidywał będzie musiał wziąć część własnych pieniędzy. - Może pan wystawić wóz na zewnątrz? Zaraz przyprowadzę konie i zaprzęgnę je. - Pobiegł na jednej nodze do banku i wypłacił ze swojego konta 10 złotników. Następnie zakupił dwa konie pociągowe i wrócił z nimi pod zakład ciesielski. Kiedy już je zaprzęgł, wszedł na miejsce woźnicy i poprowadził pojazd pod saloon gdzie miał się spotkać z “Nathanem”. Wszedł do środka i zamówił obiad. Zajął miejsce przy stoliku i wyciągnął się na krześle, odprężając się po męczącym dniu.