Nowe Gilgasz
-
Wzruszył ramionami, drapiąc się po łysek, naznaczonej bliznami głowie. Tak jak wielu innych karczmarzy, za młodu musiał być najemnikiem, łowcą nagród czy kimś w tym guście, bo żaden uczciwy i nie mający doświadczenia w wymachiwaniu bronią człowiek nie zakładałby karczmy tutaj.
- Złotko, kręci się tu sporo Nordów, codziennie widuję nawet tuzin i gwarantuję, że wszyscy są “tacy duzi”. -
-Dzięki… - Mruknęła w odpowiedzi i uznała to też za pożegnanie. Wyszła z karczmy i poszła rozjerzeć się za Lornem w mieście, a także poukładać swoje myśli związane z ostatnimi wydarzeniami.
-
Mruknął coś jeszcze za tobą, ale nie usłyszałaś, co dokładnie, i pewnie nie było to ważne. W mieście panował wielki ruch: najemnicy, strażnicy miejscu, łowcy nagród, łowcy głów, kieszonkowcy, płatni mordercy, mieszczanie, kupcy, handlarze, chłopi i wielu, wielu więcej. Odnalezienie w tym tłumie nawet jednej osoby, przy tym dość charakterystycznej, było bardzo trudne, zakładając, że nie ma go w jakimś budynku lub sam wybrał się na twoje poszukiwania poza miasto. Nie byłaś pewna, ile czasu minęło, odkąd wybrałaś się na tę feralną misję, więc równie dobrze wciąż może wykonywać swoje zadanie, polując na potwory poza miastem.
-
Skoro nie mogła znaleźć Lorna, to poszła do koszarów, w których przyjęła zlecenie, żeby zdać raport czy coś.
-
Te mieściły się w pobliżu miejskich murów, a zresztą i tak już tam byłaś, więc w miarę pamiętałaś drogę.
- A ty czego? - huknął jeden ze strażników miejskich, stojących na warcie przed wejściem do koszar. -
-Przyszłam w sprawie tego zlecenia związanego z zaginioną wioską.
-
Zaklął pod nosem i odwrócił się do innego strażnika.
- Mówiłem żebyś ściągał zlecenia jak już nie będą ważne, kretynie!
- Przecież ściągnąłem! - bronił się tamten urażonym tonem.
- Ta, widać właśnie. - burknął pod nosem pierwszy, znów zwracając się do ciebie. - No słuchaj, spóźniłaś się. Nie wiem, gdzie je znalazłaś, ale nieaktualne. -
-Nieaktualne? - Powtórzyła zdziwiona. - To ile czasu minęło od kiedy zostało zawieszone?
-
Zamyślił się na dobrą chwilę, pomagając sobie w liczeniu palcami i mrucząc coś pod nosem.
- No… Będzie tak z cztery dni. Może pięć. Nie jestem pewien. Ale nawet jakby to i było wczoraj, to bez różnicy, bo władze miasta zakazały badania tej sprawy. -
-Ale właśnie dowiedziałam się czegoś ważnego. Chyba coś mi się należy za to, że dowiedziałam się, co stało się z tą wioską, co nie?
-
- Też mi coś, ja też mogę pojechać na miejsce i uznać, że się czegoś dowiedziałem. Po okolicy kręcili się niedawno handlarze niewolników, Gnolle, w pobliżu znaleziono ich ślady, wszystko trzyma się kupy, bo zniknęli tylko mieszkańcy, a nie dobytek i nie spłonęła żadna chata, żeby nie alarmować dymem i płomienia kogoś w mieście. Po kiego drążyć temat?
-
-Wcale tak nie było. - Mruknęła. - Niedaleko tej wioski, w jaskini przesiaduje mutagenista i tworzy tam jakieś stwory z Murloków.
-
Pokiwał głową.
- I może jeszcze lata na dwugłowym Smoku? - zadrwił. -
-Po prostu mi uwierzcie! Prawie straciłam godność przez tego mutagenistę i teraz chce się zemścić…
-
- No, byłoby co tracić. - mruknął jeden z nich pod nosem cicho, ale nie dość cicho, bo i tak go usłyszałaś, choć pozostali nieomal zagłuszyli to parsknięciem.
- Słuchaj no, piękna. Jesteśmy na służbie. Nie płacą nam za słuchanie jakichś bajeczek. Jeśli będziemy mieli dowody na tę historię, to się tym zajmiemy. A póki co idź wciskać to komuś innemu, kto może by uwierzył. -
-Jak miałabym to udowodnić? Mam przy sobie tylko sztylety, które zabrałam Murlokom. - Pokazała strażnikom jeden ze sztyletów.
-
Ponownie wzruszył ramionami, a ty w tym geście rozpoznałaś jeszcze więcej zniecierpliwienia i irytacji niż wcześniej.
- Można kupić takie na pierwszym z brzegu straganie, ukraść komuś albo zabrać trupowi. Żaden dowód jak dla mnie. -
Xavier Waasi
Sam opuścił łuk, lecz nie wypuścił go z rąk. W milczeniu obserwował miejsce, w którym zginął Vigo. Ile to już czasu minęło? Chociaż cała akcja mogła potrwać co najwyżej kilka godzin, to jednak dlas Waasiego przedłużało się to do całych lat. Lecz, czy mógł już świętować? Tego nie wiedział, gdyż satysfakcja nawet nie pojawiła się w jego obliczu. Czuł jedynie zmęczenie, lecz wiedział, że trzeba jeszcze sporo zrobić, wypowiedzieć mnóstwo słów i oddać wiele złotych monet, zanim na dobre przejmie kontrolę. Nawet spodziewana zdrada ze strony sojuszników utkwiła w jego umyśle, na dobre zakazując rozwinąć się radości ze zwycięstwa. Powoli odwrócił się w kierunku swoich, by zobaczyć, kto jeszcze z jego towarzyszy pozostał przy nim, a kto już na dobre odszedł z tego świata do świata zmarłych. -
//Cytuj mój ostatni post, gdy odpowiadasz, a w międzyczasie pojawiło się kilkanaście innych, ułatwi mi to trochę życie.
I nie dziwię się, że Xavier ma wrażenie, że to kilka lat :V//
Niektórych zostawiłeś po drodze. Nie w tym znaczeniu, że umarli, ale po prostu stanęli do walki z poprzednimi wrogami, abyście wy mogli iść dalej. Ale w końcu wszyscy zebrali się tutaj, pokonując trudności. Byli wszyscy, których znasz nieco lepiej, czyli Rivert, orczy Mag i drowski zabójca. Był też Bell, czy jak on się tam nazywał, który przywiódł na pomoc oddział Łaków z okolic Gilgasz. Wcześniej pomógł im i pewnemu Magowi, ich władcy, wygnać stamtąd Czarne Słońce, które na stałe przeniosło się tutaj. Bez nich mógłbyś nie odnieść tego zwycięstwa, ale uświadomiło ci to też, że związałeś się z wrogami organizacji, której chcesz przewodzić. Łaków ostała się jednak tylko połowa, w większości byli ranni. Z najemników też nie zostało wiele, ale i ich było mniej, niż Łaków. Wszyscy wpatrywali się w ciebie, każdy bez wyjątku, czekając na to, co powiesz. Było w końcu wiele do zrobienia, złoto do wypłacenia, obietnice do złożenia, rozprawa z poplecznikami starej władzy… O ile rzeczywiście zdecydujesz się ją przejąć.
//Nie pamiętam, czy wybrał się tu też ten cały Fulko, którego poznałeś w rezydencji von Orrenów, ani ten jebitny Szkielet. Jeśli tak, to obaj przeżyli.// -
-To jaki chcecie dowód? - Zapytała zdenerwowana.