Miasto Ruhn
-
Arthur “Playoff” Cotterd
Pokiwał kilka razy głową, po czym poklepał go po ramieniu.
- Dziękuję za to. Nie wiem, czy dałbym sobie radę samemu tutaj, a nie chciałem was do niczego zmuszać. -
Również skinął Ci głową i polecił reszcie otoczyć Cię szczelnym kordonem, a następnie ruszył naprzód, na miejski rynek, słusznie uważając, że to największa w mieście przestrzeń, która pozwoli wypatrzyć przybyszów z daleka i będzie dobrym miejscem do zawarcia umowy.
-
Arthur “Playoff” Cotterd
Również liczył na to, że tak zawrą umowę, bo czym będą mogli wszyscy odejść do swoich domów. Nie obchodziło go to, gdzie Inkwizycja mieszka, ale wiedział, że miał laboratorium, które warto jeszcze przetestować w bardziej radykalnych testach. -
Na rynku przyszło Wam czekać około kwadransa, co nie było próbą dla cierpliwości, ale dla nerwów już na pewno, każda chwila w tym wymarłym mieście przyprawiała o ciarki, zwłaszcza gdy wiatr wiał, zawodząc ponuru pośród ciasnych uliczek, między kamieniczkami, już od dawna bez mieszkańców, przynajmniej tych inteligentnych, choć pogłoski mówiły, że nawet szczury wyniosły się z tych ruin.
Niemniej, wreszcie przyszli, wszyscy odziani w długie, białe płaszcza z kapturami, które skrywały ich twarze, pokryte dodatkowo złotymi lub żółtymi symbolami, których znaczenia, o ile jakieś miały, mogłeś się tylko domyślać. Gdy wiatr mocniej powiał, poły ich płaszczy rozchylały się, ukazując Ci parę mieczy jednoręcznych, licznie noże do rzucania, komplety sztyletów. Niektórzy mieli też długie halabardy i glewie, noszone całkowicie na widoku, lub dwuręczne kusze. Szybko zaroiło się od nich na placu, doliczyłeś się siedmiu na samym placu i przynajmniej trzech lub więcej na dachach budynków. -
Arthur “Playoff” Cotterd
- Witam poważaną Inkwizycję - przywitał się, starając to rozegrać dyplomatycznie. - Obaj wiemy, po co tutaj jesteśmy, więc możemy raczej przejść do interesów, jeżeli nic nie stoi nam na drodze, prawda?
Zapytał się, przy okazji zza okularów badając obecną sytuację. Jeżeli coś się spierdoli, to stąd nie uciekną. Ci na dachach są głównym problemem, natomiast siódemka na placu to z pewnością doświadczeni zabójcy. A z takimi nie ma żartów. Eh, niby byli po tej samej stronie, ale jak przychodzi co do czego, to sobie nie ufają. Piękno świata. -
Jeden z nich wystąpił z szeregu i skinął Ci głową.
- Najpierw chcemy zobaczyć, czy rzeczywiście masz to, czego nam potrzeba. A potem wypróbować czy działa tak, jak powinno. -
Arthur “Playoff” Cotterd
- Oczywiście, nie przybyliśmy na spotkanie z pustymi rękoma… - odpowiedział, po czym ostrożnie zszedł z wozu i wyciągnął z niego skrzynie, które położył później na czele swojej kolumny tak, by były widoczne dla Inkwizycji. Chwilę później wycofał się kilka kroków do tyłu.
- Oto one - zauważył, oszczędzając sobie tym razem komentarz, że jest dumny ze swojej pracy. -
Skinął głową, a jeden z jego ludzi podszedł do wozu i zaczął badać towary, tak przyglądając się, jak i biorąc w dłonie, a także mrucząc coś pod nosem. Czyżby sprawdzał Magią Światła czy to rzeczywiście to, na co się ugadaliście? Możliwe, a przed Magią ponoć nic nie mogło się ukryć, zwłaszcza w ich wykonaniu, ale nie miałeś powodów do obaw, bo Inkwizytor odłożył kufer na miejsce i wrócił na swoje miejsce.
- Spisaliście się dobrze. - powiedział ten, który wcześniej wystąpił z szeregu. - Nagroda Was nie minie. Nigdy nie dowiecie się szczegółów, ale może właśnie pomogliście ocalić całe Verden lub nawet Elarid, a do tego morze złota, srebra i klejnotów wpłynie do Waszego skarbca, jeśli świadomość bohaterskich czynów nie jest dostateczną nagrodą… I przekażcie pozdrowienia od naszego Mistrza dla Waszego… Profesora. -
Arthur “Playoff” Cotterd
Skłonił się nisko.
- Służba ogólnemu dobru jest celem, jaki nam przyświeca - odpowiedział. - Pozdrowienia zostaną przekazane Profesorowi, od którego również przekazujemy wyrazy najwyższego szacunku dla waszego Mistrza.
Nie wiedział już, ile mistrzów i władców otrzymało takie ciepłe słowa od innych mistrzów i władców, jednakże już tak zachowało się to w ich tradycji, że zniewagą byłoby o nich zapomnieć. -
Już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle zmarszczył brwi i popatrzył na ciebie z mieszaniną gniewu, zdziwienia i nawet… strachu?
- Zdrada? - zapytał cicho, bardziej sam siebie niż ciebie lub kogokolwiek z obecnych, a po chwili wszystko zasnuł ciemny, gęsty dym, przez który nie było sposobu dostrzec nawet wyciągniętej przez siebie dłoni. W tym wszystkim słyszałeś szczęk oręża, dźwięk wystrzałów z kuszy, jakieś nieznane twojemu uchu huki, okrzyki w języku Pradawnych, jęki zranionych i zawodzenia umierających. Cokolwiek się stało, masz pewność, że zrobiło się niebezpiecznie. I jeśli ktoś zdradził, jak pomyślał przed chwilą Inkwizytor, to zdradził was wszystkich, obie strony, nie wy ich, ani oni was. -
Arthur “Playoff” Cotterd
Przeklnął głośno i schylił głowę, a następnie spróbował dostać się do wozu. Słuszniejsze byłoby jednak, gdyby zaznaczył, że pod wóz. Właśnie tam spróbował się po omacku dostać, by nie być wystawionym na ostrzał. -
Udało ci się tam skryć, a towarzyszący ci Ahloranie otoczyli go, gotowi odeprzeć atak i chronić twoją osobę za wszelką cenę, jak to leżało w ich powinności. Gdy dym nieco się przerzedził, zauważyłeś kilku martwych Inkwizytorów, strażników i napastników. Tych ostatnich, zwartych przede wszystkim z Inkwizycją, było jednak o wiele więcej. Ci wojownicy, uzbrojeni w parę zakrzywionych mieczy lub miecze dwuręczne, stanowili wyzwanie dla Inkwizycji, znanej przecież ze swych bojowych umiejętności, choć tamci skutecznie dawali im odpór, nawet zaskoczeni, przetrzebieni i przytłoczeni ich przewagą liczebną. W tym momencie, gdy obie strony zajęły się sobą nawzajem, masz okazję uporządkować myśli i zastanowić się, co dalej.
-
Arthur “Playoff” Cotterd
Sytuacja była, w prostych słowach, przejebana. Po kieszeniach szukał jakiejkolwiek broni, od skalpela po krzesiwo. Czymś będzie trzeba się bronić, a w całym tym zamieszaniu ryzykowne było, żeby przedostał się na zewnątrz i zabrał broń z martwych rąk jakiegoś nieszczęśnika. Nawet jego magia się tutaj zbytnio nie sprawdzi… -
Znalazłeś tam nożyk, raczej niezbyt morderczy, ale lepsze to, niż walka gołymi pięściami. Choć niekoniecznie musiałeś zrobić z niego użytek, wciąż miałeś swoją obstawę, gotową na rozkazy. Póki co czekali i nie mieszali się w starcie, choć przyglądali się obu walczącym stronom, otaczając ciasnym kręgiem ciebie i wóz.
-
Arthur “Playoff” Cotterd
Sprawdził, czy oni również byli celem ataku. Jeżeli tak, to pozostawało czekać i liczyć na to, że przeżyje. Jeżeli nie, to spróbował poinformować najbliższego Ahlorianina, że może warto się ewakuować. Wóz miał koła, więc można było go przeciągnąć. I można wykorzystać go jako osłonę, żeby nikt nie zaatakował pleców. -
Nie miałeś pewności czy brak zainteresowania wami jest permanentny, czy może napastnicy chcą najpierw pozbyć się groźniejszej Inkwizycji, aby zabrać się potem za was. Na szczęście nie dane było ci się przekonać, czy drugi wariant jest możliwy, bo tamci zniknęli tak nagle, jak się pojawili, nie tylko ci, którym udało się przeżyć starcie, ale nawet po trupach reszty, a te na pewno padły, nie było śladu. Za to zwłoki wielu spośród Inkwizytorów były widoczne jak na dłoni, podobnie jak fakt, że większość z tych, którzy przeżyli, odniosła rany.
-
Arthur “Playoff” Cotterd
Powoli wyszedł spod wozu, po czym się rozejrzał. Następnie zwrócił się do swojej ochrony.
-- Zajmijcie się rannymi, tych ciężej rannych dajdzie do mnie. -
- Wszystkimi rannymi, panie? - zapytał niepewnie dowódca straży. Nie żeby chodziło mu o zabójców, ci nie prosili o łaskę, a i nikt nie miał zamiaru im jej okazać. Jeśli któryś miał być wzięty żywcem, to się nie udało, bo najwidoczniej tego chcieli uniknąć bardziej niż śmierci. Miał z pewnością na myśli Inkwizycję, bo oni również ponieśli straty w ludziach i choć usiłowali zapobiec śmierci swoich ludzi Magią Światła, to widać, że bardziej opanowali jej bojowe arkana, niż te związane z leczeniem.
-
Arthur “Playoff” Cotterd
-- Nie zrobiliśmy niczego przeciwko Inkwizycji – odparł, sugerując, że oni również zasługują na ratunek. Tymczasem on sam zajął się ratowaniem rannych, korzystając ze swojej Magii Leczenia. -
Biorąc wasze działania za dobrą monetę, Inkwizytorzy wstrzymali się od natychmiastowego uznania was winnymi zdrady i zabicia, nie palili się do tego również później.
- Liczę, że rzucisz nieco światła na tę sprawę. - powiedział jeden z Inkwizytorów, stając przed tobą, gdy wszyscy ranni zostali należycie opatrzeni.