Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
Teraz się naprawdę przestraszyła. Nie rozpoznaje jej? Ostatnim razem postraszył Peter’a, bo niby pòjście raz do kawiarnii to już randka.
-Tato, co się stało? - powiedziała przestraszona. -
Prawdę mówiąc… Lepsze by było gdyby rzucał nawet tysiąc razy bardziej niezręczne komentarze i pytania odnośnie wyjść Gwen, niż gdyby miał stracić pamięć.
-Nie wiem. Co miało się stać? - spytał się zdezorientowany. -
-Tato, spoójrz na mnie. Pamiętasz mnie? Zadzwonić po pomoc medyczną, policję…
-
-Nazywasz się Gwen i że jesteś moją córką. Tak powiedziałaś. Ale nie pamiętam, żebym miał córkę.
-
“Red, ewidentnie coś nie jest halo. MAsz jakiś pomysł?” spytała się swojego “współlokatora”, a sama tylko spojrzałą się przestraszonym i zeszkolnymi oczyma na swojego tatę.
-
“Technicznie to mam pomysł. Mogłabym spróbować coś zrobić z jego mózgiem, bo ewidentnie spadł z rowerka. Problem jest w tym, że do tego musiałby być moim nosicielem jeszcze przed tym jak otrzymał obrażenia. W końcu wiesz, nie wyciągnę z tyłka schematu jego połączeń nerwowych. Jedyne co mogę zrobić to sprawdzić, czy jego stan się nie pogarsza, bo z tego co widzę, to może się z niego zrobić warzywko.” - odpowiedziała Red, lekko wychylając swoją glutowatą postać zza ramienia Gwen.
-
“Zgoda Red. Zgoda”.
-
-Przytrzymasz go, proszę? - powiedziała Red, już wyraźnie na zewnątrz, pokazując swoją formę czerwono-czarnego gluta z szeroką paszczą posiadającą na górze i na dole rząd ostrych zębów z biomasy.
-
Chwyciła tatę za rękę, a jej oczy zwilżyły się.
-Przepraszam tato… -
Red szybko zwinęła się w zdecydowanie cieńszą postać, po czym niczym jakiś sznurek weszła przez ucho ojca Gwen. Gdy w środku głosy kapitana Stacy znalazła się jakaś połowa długości symbiontu, ten zaczął się rzucać w konwulsjach, co zdecydowanie wyjaśnia, dlaczego Red kazała go przytrzymać.
-
Przytrzymała tatę za rękę.
-Tato, jeszcze chwila i przestanie. To dla twojego dobra. Nie opuszczę Cię. -
-Nie chcę być bezduszna, ale zamknij buzię! Im mniej impulsów dociera teraz do tego warzywka, tym lepiej. - nakazała zirytowana Red, mówiąc tą połówką swojej masy, która nie weszła do głowy kapitana Stacy.
-
/zamknęła się, alejej twarz była bliższa koloru burgundowego niż jakiegokolwiek innego.I jak to “Warzywka”?
-
// Przez ten pojedynczy ukośnik nie jestem pewien, czy Ci się nacisnęło przypadkiem, czy chciałeś to napisać poza rozgrywką
-
//Przypadek, nie zauważyłem tego. Ten ukośnik sprawił, że myślałem, iż napisałem Z, a nie z.
-
Oby to była tylko złośliwość Red… Oby. I oby ona wiedziała co robi, bo odgłosy z tego co ona robi we wnętrzu głowy taty nie należą do przyjemnych.
-
“Red, proszę, co ty mu robisz…”
-
Tym razem nie odpowiedziała. Jakieś pół minuty później wyszła z głowy jej taty, po czym ten jak zwłoki lub jakaś lalka opadł na kanapę.
"No, zrobione. Nie dziękuj, kochana. " -
-C-co mu zrobiłaś? - spytała się z przestrachem w głosie.
-
“Zadbałam, żeby nie stał się permamentnym warzywkiem, samemu zmieniając go w warzywko… Do czasu, kiedy znajdziemy sposób na wyleczenie go.”