Miasto Linest
-
- To rodzi niebezpieczeństwo, że w razi konieczności mogą wziąć mieszkańców jako zakładników. No chyba że ci mają z nim bardziej przyjazne stosunki, niż by się wydawało. Ale ten trop to za mało, musimy przyjrzeć się temu bliżej. Ruszajmy. Tylko lepiej patrzmy uważniej na okolice. - Podeszła do swojego konia i zaczeła jechać wraz z nimi do wioski
-
Podróż nie trwała długo, choć po zejściu z głównego, cesarskiego, traktu, łączącego Linest z wieloma innymi miastami w kraju, na lokalny szlak musieliście zwolnić, nocna ulewa zmieniła drogę w błotniste bajoro, choć zdołaliście w końcu dotrzeć do celu. Tak jak mówił strażnik, trafiliście na pierwszą z dwóch osad, leżącą między polami, lasem i małym strumykiem z przerzuconym przez niego drewnianym mostkiem. Pewnie było to typowe sioło, ale ciężko póki co powiedzieć, musicie wejść do środka, aby to ocenić, z zewnątrz widzicie jedynie bramę, palisadę i kilka wież strażniczych oraz kręcących się tam chłopskich wartowników, uzbrojonych we włócznie, oszczepy, łuki czy siekiery.
-
- Chyba nie ma co się podkradać do tej wioski prawda? Przynajmniej nie teraz. Spróbujemy wjechać prosto jak do siebie, jeśli będą pytać powiemy na początek że chcemy napoić konie przy studni.- Spięła konie i podjechała naprzód
-
Mieliście podawać się za wędrowców i poszukiwaczy przygód, więc powinno pójść sprawnie, o ile nie będą zbyt podejrzliwi. Pod bramą wartę pełniło dwóch strażników, od razu osłonili się tarczami i wycelowali w was groty włóczni, gotowi do walki, choć nie daliście im żadnego pretekstu.
- Kim jesteście i czego tu szukacie? - zapytał jeden z nich. -
- Hej, hej hej! Spokojnie. - powiedziała wstrzymując konia i unosząc ręce aby pokazać że nie stanowi zagrożenia. - Chcieliśmy tylko zatrzymać się na chwilę i napoić konie. Przejeżdżaliśmy i wasza wioski, była najbliżej. Mam nadzieję, że nie jest to żaden kłopot, jeśli skorzystamy z tutejszego ujęcia wody? - zapytała niewinnie
-
- Nie lubimy obcych. - burknął strażnik, zerkając na swojego towarzysza, który po chwili namysłu skinął mu głową. - Ale jeśli to tylko na chwilę, to możemy was wpuścić… Jeśli dowiemy się, kim jesteście.
-
Ich imiona i tak pewnie nic nie powiedzą wieśniakowi, więc nie miała powodu go w tym wypadku okłamywać.
- To Gavriel z rodu Da’ lore i jego opiekun Auriuss. Oraz ja, Elka Sighritt. Jak już mówiłam, po prostu przejeżdżaliśmy obok. -
- Szlachcic? - zapytał podejrzliwie, patrząc na młodzieńca. Ach, typowe antagonizmy między ludźmi niższych i wyższych stanów, niemal tęsknisz w takich chwilach za swoją ojczyzną, gdzie poza wodzem, jego rodziną, najbliższą świtą i szamanami, znającymi Magię lub nie, wszyscy byli równi.
-
- Taak, szlachcic. To chyba nie nic złego prawda? To kto skąd pochodzi nie decyduje o człowiek, ale jego czyny. A zapewniam, że Gavriel to doby człowiek.
-
Mruknął coś pod nosem i chwilę jeszcze staliście tak przed bramą, aż w końcu strażnik kiwnął głową i ta otworzyła się i możecie już wjechać do środka.
-
Wjechała do środka. Będąc wewnątrz rozpoczęła obserwację okolicy. Jak wyglądała wioska, czy nosiła jakieś ślady ataku. Przyjrzała się też mieszkańcom i ich zachowaniu. Czy coś zdradzało że mogą być szantażowani albo być w wojowniczych nastrojach. Byli wystraszeni, zaniepokojeni, źli, przygnębieni?
-
Żyjąc na dnie drabiny społecznej, pracując całe dnie, od świtu do zmierzchu, aby z trudem wyżywić siebie, swoje rodziny, często ledwo wiążąc koniec z końcem, mając tylko kilka okazji w całym roku do prawdziwego odpoczynku i zabawy zdecydowanie nie tryskali wokół optymizmem, nie uśmiechali się i nie śpiewali wesołych piosenek. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak typowi chłopi, zajęci swoim życiem, swoimi sprawami, których nie obchodziły interesy innych czy wielka polityka. Musiałabyś spędzić tu więcej czasu, aby przyjrzeć im się lepiej i dokładniej, może jakoś wypytać. Wioska zaś była średnich rozmiarów, typowa dla tych stron. Budynki drewniane, kryte strzechą, to głównie chłopskie chaty, ale też obory, kilka stajni, chlewy, kurniki, nie brakowało szop na narzędzia, przydomowych ogródków i większych budynków gospodarskich pełniących funkcje magazynów. Gdzieś dalej była też pewnie kwatera sołtysa. Poza tym do drewnianych murów przylegało kilka ogrodzonych budynków, które musiały być kwaterami lokalnych milicjantów, a dokładnie naprzeciwko bramy tkwiła niewielka karczma, bardziej na potrzeby miejscowych niż podróżnych. Wracając do mieszkańców, nie widziałaś ich też wielu, większość mężczyzn pracowała pewnie w polu lub gdzie indziej, w wiosce zostali sami milicjanci, chorzy, starcy, dzieci i kobiety, choć i część z nich zapewne miała jakieś zajęcia poza palisadą.
-
Dowódca straży wspominał o milicjantach, który dawno powinni wrócić do miasta, ale nie zrobili tego. Dlatego przyjrzała się szczególnie im, czy nie zachowują cię…cóż…dziwnie. W międzyczasie zsiadła z konia i zaczęła prowadzić go do wioskowej studni.
-
Pozostali zrobili podobnie, aby nie budzić większych podejrzeń. Jeśli chodzi o milicjantów, to nie było ich wielu, poza tymi, których spotkałaś przed bramą, w pobliżu koszar dwóch ćwiczyło się w strzelaniu z łuku do tarcz, a z kwater dochodziły dźwięki jakiejś rozmowy, więc i tam było tylko kilku. Inni mogli być w karczmie lub na polu, na wsi wszystkie ręce zdolne do pracy się liczą, więc możliwe, że lokalni milicjanci, odkąd okolica stała się tak spokojna, pracują na dwie zmiany, gdzie jedni pełnią służbę, a pozostali pracują w polu, a później zamieniają się miejscami.
-
Jeśli nie wypatrzy nic konkretnego, niedługo skończy jej się pretekst do pozostania w tym miejscu, o ile czegoś nie wymyśli. Jeśli miała taką możliwość to przywołała do siebie jedno z kręcących się w okolicy dzieci. Od nich najłatwiej będzie coś wyciągnąć, jako że są jeszcze nieporadne i naiwne, więc nie będą miały powodów by zatajać jakieś fakty. Raczej.
-
Był to dobry pomysł i raczej dzieci same z siebie mogłyby podejść i porozmawiać, nawet nie próbowały ukryć zaskoczenia. Gorzej, że ich rodzice byli bardziej nieufni względem obcych i dlatego żadne do was nie podeszło.
- Nie sądzisz, że to dobry moment, aby udać się do karczmy? - zagadnął cię cicho Auriuss. -
- Emm…nie wiem. Dlaczego miałby? - spytała speszona, że nie zrozumiała od razu.
-
- Bo jesteśmy strudzonymi wędrowcami i chcemy chwilę odpocząć. - odparł i dodał ciszej: - I jeśli mamy się czegoś dowiedzieć, to chyba już tylko tam.
-
- Oh tak racjaaa - powiedziała porozumiewawczo. - Chętnie napije się czegoś, a karczmarz chyba nie będzie miał nic przeciwko kolejnej okazji do zarobku. Chodźmy. - Weszła do karczmy, zamówiła piwo i oczekując na zamówienie rozejrzała się po tym pomieszczeniu.
-
Zostawiwszy konie, twoi towarzysze również weszli do środka. Karczma swoją budową przypominała te z Linest, ale ogólny wystrój był inny. Rzecz jasna była ona o wiele mniejsza, zamiast podłogi miała klepisko, ilość stołów i krzeseł też była mniejsza, były również gorszej jakości. Za ladą stał posiwiały już mężczyzna ze sporą blizną przechodzącą przez twarz, w tym lewe, ślepe, oko. Za nim nie stała wielka szafka z trunkami, ale drzwi i okienko do małej kuchni. Same trunki były zapewne pod ladą, ale przeznaczone bardziej dla podróżnych, większość bywalców lokalu, czyli chłopi z tej wioski i może okolicznych pojedynczych gospodarstw, pili zwykłe piwo, jak i ty, które to nalewał do drewnianych kufli z jednej z kilku sporych beczek. Poza wami i karczmarzem na pewno był ktoś w kuchni, ale sama izba świeciła pustkami, co było zrozumiałe, większość osób pracowała i zauważyłaś tu jedynie kilku grających w kości starców i nieco młodszych lokalnych pijaków, kompletnie już urżniętych.
- Dwa srebra. - rzucił do ciebie krótko karczmarz, przerywając ci oglądanie jego przybytku, choć to i tak nie zostało wiele do oglądania. - Im też? - zapytał, ruchem głowy wskazując na twoich kompanów.
- Nie, podziękujemy. - odparł pospiesznie starszy mężczyzna, który może i sam z siebie by się napił, ale wiedział z doświadczenia, jak na taki trunek zareagowałby młody panicz, a awantura o nazywanie piwa szczynami nie pomoże wam w tym śledztwie.