Kasztel Pokrzywniki (Przyrzecze)
-
Choć wędrowiec z całej tej grupki był najciekawszy i to nim zająłby się Dago najpierw, to zrobiłby tak Dago-najemnik. Dago-kasztelan musiał mieć na uwadze najpierw swoich poddanych, więc po chwili namysłu odparł:
- Przyprowadź wójtów, od nich zaczniemy. Później Stolem i na koniec ten cały Zefir. -
Doradca skinął lekko głową i po chwili przed twoim obliczem stanęło dwóch Słomian. Ten po prawej, mędlący czapkę w rękach i patrzący ponuro spode łba rosły chłop to Świergomir z Podgrzybkowa, wioski oddalonej godzinę drogi na południe. Z kolei ten siwy mężczyzna, przez blizny i muskulaturę wyglądający bardziej jak dawny najemnik niż chłop, to Boromir ze Starej Studni, położonej po przeciwnej stronie brzeziny w której ukryte jest Borowikowo. Obie te wioski od zawsze toczą ze sobą zimną nieformalną wojnę - bogatsza, utrzymująca się głównie z polowania i wyrobu miodu pitnego Stara Studnia przeciwko skromniejszej, jednak bardziej ludnej, rolniczej osadzie. Nie tak dawno musiałeś rozstrzygać spór o prawa do Brzozowej Babki, starej znachorki i czarownicy, którą obie miejscowości próbowały przeciągnąć aby stała się ich mieszkanką. Wtedy wystarczyło zapytać o zdanie samej babki, która kategorycznie odmówiła przeniesienia się z terenu pomiędzy, tym razem sprawa wyglądała jednak poważniej.
- T-t-te łotry u…u-u…ukradły nam roje! - jąkała Świergomir w najwyższej wściekłości praktycznie wywarczał. Roje pszczół były podgrzybkowym skarbem, gdyż druga osada musiała właśnie od nich kupować miód by móc produkować swój sławny trunek.
- Kłamstwo! - skontrował starostudnianin - Same do nas przeleciały, są więc nasze -
- Ściągneliści…ści…ciie-e-e powidłami! Widzieliśmy, jak wa-a-asze ba-a-aby przeeez całą brzezinę z ko-ko-koszami łaziły! -
- Przeca to nie nasza wina, że pszczoły poleciały za babami, które robiły sobie pikniki -
- Ty-ty-ty ło…o…o…otrze! Sta-a-ary lisie! -Podgrzybkanin pewnie uderzyłby starszego mężczyznę, gdyby nie twoja obecność. -
- Milczeć, obaj. - powiedział i westchnął. - Za panowania poprzedniego kasztelana mogliście toczyć swoje śmieszne wojenki, może nawet było mu to na rękę, ale ja nie mam zamiaru tolerować tego dłużej. Od tej pory wymagam od was, żebyście zaprzestali tego bezsensownego sporu, który może nam wszystkim tylko zaszkodzić. I wiem, że zwykłe słowa was nie przekonają, więc poprę je czymś innym: Odtąd jakiekolwiek działania jednej wioski przeciw drugiej, jednej społeczności przeciw drugiej, jednego wójta przeciwko drugiemu, będą ukarane. Na początek ci, którzy zaatakowali, będą musieli wypłacić odszkodowanie tym, którzy zostali zaatakowani. Nie mówię tu o ataku, czyli zwykłej napaści, ale jakimkolwiek wrogim działaniu, jak choćby to, z czym przychodzicie dzisiaj. Jeśli dowiem się o kolejnych sporach, poza wypłaceniem odszkodowania wyślę tam też moich ludzi, aby pilnowali porządku, a żaden z nas chyba tego nie chce? Co do pszczół, macie je zwrócić do Podgrzybkowa, wójcie Boromir. A gdy to zrobicie, wójt Świergomir ma zmniejszyć o… hm, powiedzmy, że jedną trzecią dotychczasową cenę, za którą musicie kupować miód, aby tworzyć trunek. Utrzyma się to do czasu, gdy sam, z własnej kieszeni, kupię wszystko, co potrzebne, aby Stara Studnia mogła produkować własny miód bez konieczności kupowania go od kogokolwiek lub okradania sąsiadów. Wszystko jasne?
-
Nie wiedziałeś, czy mieli do ciebie szacunek, bali się pamiętając dawne porządki czy coś pomiędzy, ale mimo, że gdy mówiłeś Boromir coraz bardziej bladł, a Świergomir czerwienił się, nie zaprotestowali ani nie zaczęli próbować negocjować, a jedynie skinęli bez entuzjazmu głowami, mruknęli pod nosami zgodę i opuścili salę, szurając nogami po klepisku.
- Wezwać teraz Łamiświerka, panie? - zapytał Alaryk. W jego uśmiechu mogłeś chyba odczytać aprobatę co do twojego sposobu poradzenia sobie z tą sprawą. -
Żaden z nich nie powinien narzekać, to był spacerek w porównaniu z tym, co zrobiłaby im poprzednia władza, choć sprawa i tak nie była rozwiązana.
- Jeszcze dziś spróbuj dowiedzieć się, gdzie i za jaką cenę możemy kupić ule, pszczoły i tak dalej. - odparł i skinął głową. - Tak, teraz jego kolej. Wprowadź go. -
Doradca skinął głową i po chwili do sali wszedł Terik Powaliświerk, największy i najsilniejszy z trojaczków stolemowych służących na twoim dworze, pełniący funkcję łowczego. Na jego szarozielonej, porośniętej futrem twarzy malowało się… Chyba zmartwienie? Nigdy nie umiałeś do końca odczytać ich emocji. W każdym razie po krótkim skinięciu głową, które miało być chyba ukłonem, olbrzym zaczął mówić.
- Jest problem, możliwe że bardzo duży problem, err, panie kasztelanie. Tropiłem, znaczy się z braćmi tropiliśmy, kilku kłusowników, którzy po lasach szkody robili od jakiegoś czasu, aż do tego takiego gaiku na wschód od jeziorka, tego z którego stary Mściwój ryby łapie. Znależliśmy… Znaleźliśmy z nich tyle, ile się dało znaleźć, na granicy lasku na paliki ponatykane - twarz stolema pozieleniała jeszcze bardziej pod futrem na to wspomnienie. Na ziemi przed tobą położył dużą, przesiąkniętą czymś ciemnym sakwę - Zebraliśmy co się dało i uciekaliśmy z tamtąd jak najszybciej, bo to nie była robota zwykłych bestii. Tam się jakieś plugastwo zalęgło, i to takie tęgie. Pięciu mężczyzn jak dęby powaliło jakby to było nic i jeszcze ich na tyczki nabiło, więc myśleć też umie. W trzech rady sobie nie damy, to pewne. - -
- Masz jakiś pomysł co to mogło być? Lub kto? - zapytał. Sprawa wyglądała poważnie, a choć od dawna liczył na przeprowadzenie jakichś łowów dla zabawy, tutaj sprawa się komplikowała, bo zamiast z typowymi mieszkańcami puszcz i borów może mieć do czynienia z o wiele groźniejszym stworzeniem. Nim Stolem odpowiedział, przeniósł wzrok na swojego doradcę: - Lub ty, Alaryku? Nie mogli to być zwykli bandyci, którzy zaszyli się w tym lesie?
-
Doradca zamyślił się, zaglądając do torby, zaś stolem bardzo gwałtownie i żarliwie zaprzeczył
- Nie wiem, co to było, ale ani chybi jakiś potwór plugawy. Bandyci nie są tak… - mężczyźnie zabrakło słów na to co widział - Poza tym miało pazury i takie wielkie szczęki, ślady na kłusownikach to pokazywały. -
- Cóż, bez większej ilości informacji trudno mi coś powiedzieć - Alaryk zasępił się mocno - To może być każdy potwór, od strzygonia po jakieś wyjątkowo zajadłe wiły… Czy mam wysłać do księcia prośbę o wysłanie do nas bestiologa, który mógłby powiedzieć nam coś więcej? Myślę że w dwa czy trzy dni powinien dotrzeć, jeśli nie ma innej roboty - -
- Jeśli żaden z nas nie jest w stanie powiedzieć bez wątpliwości, co to było, to tak, poślij po niego i poproś, aby się przyspieszył. Teriku, ty weź swoich braci i część moich drużynników, jeśli będzie trzeba, objedziecie wsie, aby ostrzec mieszkańców. Mają się nie zbliżać do tego miejsca pod żadnym pozorem, dla własnego dobra. I z mojego rozkazu, jeśli tamto ich nie przekona. Zadbaj też o zebranie prowiantu, pułapek, przynęt, broni i ogarów, gdy przybędzie tu bestiolog chcę, aby wszystko było gotowe do łowów.
-
– Natychmiast wyślę gołębia do księcia, mój panie – odpowiedział Alaryk, po czym zaczął skrobać coś na pergaminie wyciągniętym spod sekretarzyka, przy którym stał. Powaliświerk również zabrał się do swej części zadania, odpowiadając ci krótkim – Zajmę się tym od ręki – po czym skinął ci głową i ruszył w kierunku wyjścia z komnaty, by wykonać polecenie
-
Zamyślił się na chwilę i nieco zasępił. Z jednej strony sprawa ta wyglądała bardziej niż niepokojąco, martwiła Dago. Ale tego Dago, który był kasztelanem. Ten, który był wojownikiem, niemalże krzyknął ze szczęścia. Nie była to co prawda jakaś bitwa, na którą od dawna liczył, ale i tak co najmniej przyjemna rozrywka, której tak mu brakowało. Tak czy siak, uspokoił się i odetchnął głębiej. Po chwili skinął głową, polecając przywołać do sali tronowej ostatniego petenta, Zefira.
-
Na twoje polecenie wrota otwarły się, a do sali wkroczył sprężystym, raźnym krokiem latawiec. Z twarzy przypominał chłopię zaledwie, ale po jego prześwitującym, błękitnym ciele poznałeś, że może być starszy od ciebie, a może i od jakiegokolwiek innego człowieka.
Przybysz skłonił ci się elegancko i z uśmiechem na ustach zaczął mówić
– Witaj, panie kasztelanie, cieszę się, iż zechciałeś mnie wysłuchać i przyjąć w tym przepięknym miejscu. Pozwól mi proszę przedstawić się - jestem mistrz Zefir, nieskromnie mówiąc, czarodziej i zaklinacz tułajacy się po ziemiach naszego księstwa by badać i eksperymentować z tajnikami magii. Jako iż trop niezwykłego zjawiska zaprowadził mnie na twoje, panie, ziemie, przyszedłem prosić cię o gościnę na czas moich badań w tym miejscu. – -
No, to było ciekawe.
- Chętnie udzielę ci gościny, mistrzu Zefirze. Chciałbym jednak wiedzieć, co dokładnie cię tu sprowadziło, czym jest to niezwykłe zjawisko, o którym mówisz? I czy twoje eksperymenty nie będą aby niebezpieczne? Sam, nad czym ubolewam, nie jestem Magiem, lepiej leży mi w dłoni topór niż berło, ale domyślam się, że natura tych tajemnych sztuk może być nieprzewidywalna, prawda? -
Latawiec wręcz rozpromienił się na twoje słowa, widać było po nim ekscytację – Och, oczywiście, panie, natura dzikiej magii, zjawiska za którym tu podążam, jest niezwykle nieprzewidywalna, a niekiedy i niebezpieczna gdy ktoś obchodzi się z nią nieumiejętnie bądź nieświadomie! Właśnie dlatego jest tak ciekawa! Proszę się jednak nie martwić, moje prace będą znacznie mniej niebezpieczne, niż gdybyśmy pozostawili ten… Splot magii samemu sobie. Nie jestem co prawda jeszcze pewien, czym jest ta rzecz, ale wiem że powoduje ogromny rezo… Ogromne zakłócenia w energii magicznej. Prawdopodobnie zresztą już w okolicy można zaobserwować efekty tego, pojawianie się zwierząt i potworów przemienionych przez magię, spontaniczne, cudowne zdarzenia… Nie zaobserwowaliscie niczego takiego? –
-
- Doniesiono mi o prawdopodobnym pojawieniu się jakiejś dzikiej bestii, ale nic poza tym. Jak będą wyglądać te twoje badania?
-
– Cóż, będę musiał na początek przeprowadzić czwartorzędową obsteromanifika… rzucić kilka zaklęć i odnaleźć miejsce, w którym pojaiwła się ta anomalia i ocenić jej siłę i skutki
-
- A co później? Przyjmijmy, że anomalia i jakaś dziwna bestia, która pojawiła się tu niedawno, to to samo. Pomożesz nam ją wytropić i zabić?
-
– Cóż… Później zależy od tego co odkryję… A choć anomalia na pewno nie ma formy żywego stworzenia, to jeśli zostało przez nią zmutowane, mam szansę odnleźć ją, tropiąc potwora… Hmm, tak, zdaje mi się że mogę wam pomóc. Choćby ze względu tego, że dalej jestem u was w gościnie. –
-
- Dobrze, więc ustalone. Życzę owocnej pracy. - powiedział i skinął głową na jednego ze sług, aby ten zaprowadził Zefira do jednej z gościnnych komnat. Później zastanowił się, czy zostało coś jeszcze do zrobienia.
-
Nie… Nie wydaje ci się, żeby było jeszcze coś, w każdym razie nic z oficjalnych obowiązków z rutyny władcy, masz chyba wolną rękę, co do tego, co będziesz robił dalej