Las Vegas
-
— Czy ja wiem? — Odparł, siadając. — Trzy lata szybko mijają człowiekowi, kiedy najważniejszym zmartwieniem jest woda, coś do wszamania i pilnowanie, żeby w twojej głowie nie pojawiły się nadprogramowe dziury, ha-ha. — Zaśmiał się nerwowo. — Ale i tak najlepsze jest to, że nie byłoby mnie dzisiaj tutaj, gdybym zaraz przed tą całą hecą z nieumarłymi nie pojechał do Sierra de Organos. Przez całe życie marzyłem, żeby zobaczyć to miejsce, a kiedy autokar był o sto mil od celu, zamknęli nas w jakimś hotelu, bo mieliśmy zarażonego. Czarne szczęście, nie? Do dzisiaj nie zobaczyłem tego parku. Teraz musi być tam tym bardziej ciekawie.
-
//Dla pewności, zanim dam odpis: To już koniec tej jego historii czy masz zamiar opowiedzieć coś więcej?//
-
// Dice raczej milczy na temat tych trzech lat i woli, by tak pozostało. Pozdrawiam. //
-
Nie byłeś pewien czy Włoch liczył na więcej, ale nie wydawał się wściekły dlatego, że tak krótko opowiedziałeś mu o sobie. Inna kwestia, czy nie będzie chciał usłyszeć jej później w całości. Tak czy siak, wypił drink do końca i westchnął.
- Pewnie jesteś zmęczony po podróży, co? Albo może właśnie zamiast odpoczywać chcesz posmakować cywilizacji? - zapytał i podniósł się, a wraz z nim wszyscy inny. Arcadio pstryknął palcami i wskazał ci na jednego z goryli. - To Vito. Dzisiaj jest do twojej dyspozycji. Powiedz, co chcesz, a ci to załatwi: Jedzenie, alkohol, ciepłą kąpiel, dziwkę albo dwie, sztony do gry w kasynie. Jutro o świcie załatwimy ci jakieś porządne ubranie, sprzęt do gry i zaczniesz na siebie zarabiać. Jasne? -
Niepokój opuścił Dice’a nurtem rwącej rzeki uwolnionej z uprzęży ograniczającej ją ramy. To już? Dał radę? I jeszcze dostanie takie luksusy?! Ba! Poczuł się pewniejszy. Rozluźnił mięśnie, cały nieco opadł, jednak wciąż pozostawał czujny względem towarzystwa.
— Jak słońce. — Odpowiedział, uśmiechając się z nieukrywaną satysfakcją. -
Włoch poklepał cię po ramieniu z uśmiechem, przez który jego twarz przypominała bardziej twarz dobrotliwego kucharza w pizzerii niż bezwzględnego gangstera. Wyszedł, a wraz z nim wszyscy inni, nie licząc zostawionego tu Vito. Ochroniarz nie zdradzał żadnych emocji, ciężko powiedzieć, czy uznawał nowe zadania za upokarzające, nużące czy cokolwiek innego, bo nie dał tego po sobie poznać. Dopiero po chwili spojrzał na ciebie i uniósł lekko brew, wyraźnie czekając, aż zażyczysz sobie czegoś, tak jak szef kazał.
-
Dice nie zamierzał postawić go bez roboty. Nie czując na sobie obecności Vito jego umysł, jak i ciało rozluźniło się. Rozparł się wygodnie na krześle, skrzyżował nogi i spojrzał na ochroniarza.
— A więc Vito… Miło Cię poznać. — Zagadnął. — Nawet jeżeli na ten krótki wieczór. -
Wciąż milcząc, kiwnął głową.
- Wzajemnie. - odparł, choć nie miałeś pewności, na ile była to prawda. - Więc czego sobie życzysz? Mamy w czym wybierać, nie mogę dać ci tylko więcej czasu niż tyle, ile dał ci szef, więc lepiej go nie marnuj. -
— Twój szef mówił coś o dziwkach i o ciepłej kąpieli, nie? Dla mnie będą obie! — Wyrzucił dłonie w powietrze, ale zaraz jego wesołkowatość zelżała. — W sensie kąpiel i dziwki, nie obie dziwki, czaisz bazę? I powiedz, co ty bierzesz?
-
- Jestem w pracy. - mruknął, nie wiedzieć czemu rozdrażniony. Może tym, że przez to, że był w robocie, nie mógł skorzystać z twojej propozycji? - Idź do kasyna, powołaj się na mnie i weź trochę sztonów, za kwadrans albo dwa wszystko zorganizuję. - dodał już spokojniej, odchodząc w kierunku wyjścia.
-
Dice mrugnął.
— Ale na moment obecny moja robota to bycie na moje zachcianki, nie? — Zapytał go trochę głośniej, by ten usłyszał. — “Powiedz, co chcesz”, co nie? -
- Jeśli szukasz kumpli to trafiłeś pod zły adres. - odparł na odchodnym i wyszedł. Nie byłeś pewien czy jego niechęć brała się z poczucia obowiązku, jakiejś animozji czy uprzedzenia do ciebie czy wreszcie obawiał się zbytniego spoufalania ze względu na szefa.
-
— Pff. — Żachnął się, zostając samemu. —Szukam tylko gości potrafiących wykonać polecenie.
Pomimo tego, po chwili zmarnowanej na obmyślaniu przyczyn stojących za zmierzłością Vito, niechętnie podniósł się i zgodnie z wskazówkami Goryla udał do kasyna. -
Było równie olśniewające jak wtedy, gdy je zobaczyłeś po raz pierwszy. Poker i inne gry karciane, jednoręcy bandyci, ruletka, kości i wiele innych, a wszędzie kręcili się dobrze ubrani klienci, goryle Włocha, smukłe kelnerki roznoszące drinki i przekąski, zawodowi krupierzy… W tym miejscu człowiek naprawdę zapominał, że na świecie wydarzyły się te straszne rzeczy.
-
Widząc ten wspaniały obraz swoimi oczami, Dice mógł tylko dziękować losowi za to, że jego wiatry przywiodły go tutaj. Nawet przed tym wszystkim nie przeszłoby mu przez myśl znalezienie się w takim miejscu… Tak. Tutaj miał szansę stać się kimś.
Skierował się do baru, by stamtąd pobrać wspomniane przez Vito sztony lub przynajmniej zapytać, gdzie może je zdobyć. -
W barze serwowano jedynie rozmaite drinki, trunki, przekąski i tym podobne, ale barman był na tyle uczynny, że wskazał ci odpowiednie miejsce. Były to trzy okienka przypominające te w banku lub na poczcie, za każdym stał uśmiechnięty mężczyzna lub kobieta, a obok kurs pozwalający ustalić, jakie dobra można było wymienić na sztony (złoto, pojazdy, broń, paliwo, amunicja i tym podobne) i ile można ich było dostać. Nim cokolwiek zrobiłeś, uśmiechnięta promiennie Azjatka wręczyła ci przez okienko jakieś pięćdziesiąt sztonów, uprzedzając, że w razie potrzeby możesz wrócić po więcej. Szybki rzut okiem na kurs obok dał ci znać, że inni, aby dostać taką kwotę, musieliby oddać na przykład dziesięć litrów benzyny lub dwa pełne magazynki do pistoletu Glock-18.
-
— O, fajne. — Mruknął, przeliczając “walutę” w dłoniach. Wrócił z nią do miejsca, w którym rozdzielił się z Vito.
-
Nie było sensu tam wracać, bo było już tam ździebko pustawo. Lepiej zostać tu i skorzystać ze sztonów i trochę pograć, a może i coś wygrać, dopóki goryl nie zorganizuje ci tego, czego sobie życzyłeś, co miało mu zająć około pół godziny.
-
Hmm… Czemu nie! W końcu Dice’owi mogła trafić się “lucky dice” (// musisz mieć 400IQ by zrozumieć ten żarcik słowny//), może będzie miał szansę ustawić się od początku… Może wreszcie, po trzech latach niedoli, przyszedł czas jego szczęścia?
“Sprawdźmy!” Stwierdził w myślach, podchodząc do jednego z stołów. -
Czy to ruletka, czy to karta, nie szły ci dziś wybitnie, choć kilka razy wygrałeś niewielkie pule sztonów, dzięki czemu wyszedłeś niemalże na zero, kończąc rozgrywkę z czterdziestoma dwoma sztonami. Mógłbyś oczywiście grać i próbować dalej, ale akurat przed nową rundą zaczepił cię Vito.
- Wszystko gotowe. - powiedział krótko. - Możesz zatrzymać sztony na później, tylko ich nie zgub, to własność kasyna, czyli własność pana Venutiego.