Moskwa
-
Parsknął śmiechem pod nosem.
- Wszystko się w kraju wali, a ten narzeka, że mu się taryfa spóźnia. -
— Słuchaj. — Przejechał dłonią po przyłbicy. — Jeżeli dowódca twój nie spieszy się z tym, żeby wysłać Cię do jakiegoś pierdolnika, to wiedz! — Uniósł dłoń, nabożnie wskazując niebo. — Wiedz, że coś się dzieje!
-
Żołnierz znów się zaśmiał, teraz nieco głośniej.
- Słyszałeś coś o tym gościu, pod którym mamy służyć? Bo ja kompletnie nic. -
Sięgnął w odmęty swojej pamięci. Kojarzył tego gościa? Nie, chyba nie…
— Nie. Też nic. — Odpowiedział. -
- Pierdolona, czerwona enigma. - mruknął pod nosem, ale nim dodał coś więcej, zauważyliście wjeżdżającą na plac koszar ciężarówkę. Na jej pace siedziało dwóch uzbrojonych w Kałasznikowy żołnierzy, z czego jeden przywołał was ręką, gdy kierowca zaczął zawracać, ustawiając się przodem do wyjścia.
-
— Oho, chyba nasz wesoły transport podjechał. Choć trochę mało nas. — Chrząknął, kiwając głową na Konstantego Iwanowicza . — Zbieramy się.
Przewiesił karabin przez ramię, poprawił mundur i podszedł do ciężarówki. -
Nim dobrze usadowiliście się na pace pojazdu, ten już ruszył, widocznie nie chcąc tracić czasu.
- Witamy dywizję pancerną. - rzucił ci jeden z żołnierzy po krótkiej chwili przypatrywania się wam, stukając palcem w napierśnik. - Fajne. Sam zrobiłeś? -
— To? — Sam wskazał palcem napierśnik. — Nie. To jeszcze z Afganistanu. Ja tylko łatałem dziury po drodze.
-
- Aż dziwne, że żaden ważniak nie podjebał ci tego pomysłu, jeden oddział zakutych w taką puszkę żołnierzy oczyściłby przynajmniej kilka dzielnic bez strat.
-
— Nie przeceniaj pancerza. — Potomkin zmrużył oczy. — Ludzie w “puszcze” lubią wierzyć, że są niezniszczalni. Nie są. Blacha jest bardziej krucha, niż może Ci się wydawać. Szczególnie wtedy, gdy liczysz na nią.
-
- I tak wolałbym mieć coś takiego na sobie, zwłaszcza na pierwszej linii. - upierał się.
- Kiedy jesteś na pierwszej linii? Masz na myśli pięć dni w tygodniu? - odparł drugi żołnierz.
- Tak, jakoś tak. Chore tempo. Miesiąc temu miałem jeszcze czas, żeby zapalić i się wysrać, a teraz muszę srać i jarać w tym samym czasie żeby się wyrobić. -
— Teraz ja chciałbym zadać pytanie. — Potomkin odparł, ignorując żale pierwszego. Nachylił się do przodu, dogłębnie świdrując wzrokiem dwójkę. — Kim jest Araszko?
-
- Łatwiej powiedzieć kim nie jest. - mruknął jeden z żołnierzy, na co drugi po chwili odparł:
- Kawał drania, ot co. Twardy skurwiel, który karierę w wojsku zaczął od Czeczenii, później był najemnikiem i tak zwanym doradcą wojskowym w krajach trzeciego świata, gdzie tak naprawdę robił za zwykłego najemnika. Gdy wrócił do Rosji, zaangażował się na poważnie w robotę dla mafii sołncewskiej. Podobno dochrapał się do wysokiego stanowiska. Podczas porachunków podpadł władzom i trafił do pierdla na dożywocie. Nie minęło wiele czasu i owinął sobie całe więzienie wokół palca, więc gdy wybuchła apokalipsa zorganizował bunt i uciekł po tym jak rozwalił ze swoimi ludźmi większość strażników i część więźniów. Zaczął walczyć o wpływy w walącym się kraju, wykroił podobno dla siebie Charków na Ukrainie, ale coś go stamtąd wyrzuciło. Dołączył dla Czerwonych, bo nie miał gdzie się podziać, ale wielu dybało na jego życie. A oni potrzebowali takich jak on. Zorganizował sporo udanych akcji w Moskwie, ale jest tu przejazdem, sytuacja w mieście się stabilizuje. Przyjechał, bo ci na górze chcą wyczaić, kim są ci ludzie, z którymi walczymy. W sensie kim są dokładnie i kto ich zaopatruje. Wiele czasu spędza w rozjazdach po całej Rosji i nie tylko, dzięki niemu przyłączono do Czerwonych kilka miast na Syberii, z którymi stracili kontakt jakiś czas temu, jego ludzie destabilizują też Ukrainę, żeby włączyć ją do naszej strefy wpływów. Nie wiem ile z tego to prawda ani tym bardziej ile jeszcze możemy się o nim dowiedzieć. -
— Hmm. — Niewyraźny mruk zza przyłbicy był jedynym słyszalnym komentarzem Potomkina na tą sytuację. Choć historii Araszki nie można było odmówić ciekawych walorów, tak Potomkin nie zapałał do niego sympatią. Człowiek, który walczył, nosząc tak wiele mundurów, a także bogate garnitury i więzienne pasiaki… Potężny, mafijny gracz, a równocześnie żołnierz i strateg. Co ten człowiek trzymał w swym umyśle?
-
- To, co mówimy, to pewne rzeczy. A przynajmniej najbardziej prawdopodobne. Bo są też plotki, według których jest bękartem Putina, przeżył ugryzienie Zombie, ale zachował świadomość i aby żyć, musi jeść ludzkie mięso i dużo więcej. Jak dojedziemy na miejsce to poszukaj kucharza, taki łysy, niski grubas, prowadzi zakłady. Możesz obstawić jakąś plotkę i wygrać albo przegrać ładne sumki.
-
— Pff. — Potomkin po raz pierwszy od długiego czasu szczerze parsknął śmiechem. — Brzmi jak dobry biznes. Plotki, których nie da się udowodnić w jedną lub drugą stronę, a kucharz będzie trzymał kasę wiecznie.
-
- Raz na miesiąc Araszko bierze od niego listę i po kolei wszystkie dementuje lub potwierdza, chyba że coś jest bardzo niewygodne. I wtedy można coś wygrać, ale i tak kucharz i sam Araszko dostają z tego najwięcej.
-
— Ta… Rozumiem. — Żachnął się. — Zobaczymy. Może sam wezmę w tym udział. A ty, Kostia? Czy masz mądrzejsze sposoby na marnowanie żołdu? — Spojrzał na towarzysza.
-
- Wódka, zagryzka, wczasy na Krymie. - skomentował krótko, a jeden z żołnierzy parsknął śmiechem.
- Uwierz mi, że dziś Krym to najgorsze miejsce na wczasy: Nasi, Rosjanie, którzy się z nami tłuką, Ukraińcy, którzy tłuką się z nami i z nimi, a nawet Turcy, którzy tłuką każdego, kto popadnie. Niezły pierdolnik, ot co. - skomentował. -
— Szkoda. — Mruknął. — Zawsze chciałem na emeryturę wybrać się do Odessy, ale chyba się nie doczekam.