Posiadłość Von Orren'ów
-
Nikt nie wyglądał na takiego, przynajmniej nie dla ciebie. Wiedziałaś, że lubią się oni obnosić ze swoim członkostwem, tatuując sobie symbol frakcji na ramionach, przedramionach, twarzach, klatkach piersiowych i tak dalej, ci jednak nie mieli żadnych widocznych tatuaży ani nic, co mogłoby wskazywać, że są powiązani z Czarnym Słońcem.
-
Wyszła więc zajrzeć do stajni, żeby sprawdzić, czy Verof wrócił, jeśli go tam nie było, to położyła się na sianie i spróbowała się zdrzemnąć z dala od hałasu.
-
Rzeczywiście udało ci się zdrzemnąć, ale na krótko. Okrzyki na zewnątrz wybudziły cię ze snu, a choć szybko zdałaś sobie sprawę, że to tylko pijackie krzyki i przyśpiewki dochodzące z dworku, to jednak ciężko było ci ponownie zmrużyć oczy.
-
Skoro nie mogła zasnąć, to spróbowała wyjść niezauważona poza teren dworu i poszukać tam Verofa.
-
Noc była jasna, księżyc w pełni, a niebo pełne gwiazd, mimo to wybranie się do lasu ot tak nie jest raczej mądrym pomysłem. A przynajmniej nie bez odpowiedniego przygotowania.
-
Poszukała więc jakiejś pochodni lub lampy, którą mogłaby oświetlić sobie drogę.
-
Znalazłaś jedno i drugie, do tego w sporej ilości, więc raczej nie będzie problemu ze światłem. Nie brakowało też krzesiwa czy hubki, gdyby trzeba było rozpalić kolejną pochodnię.
-
Wzięła ze sobą dwie pochodnie i krzesiwo, po czym poszła do lasu poszukać Verofa. Oczywiście przed wejściem do lasu zapaliła jedną z pochodni.
-
Odległe wycie wilków w okolicy nie napawało cię otuchą, ale mimo to brnęłaś w las. Znalazłaś ślady konia, za którym pobiegł chłopak, ale jego samego czy zwierzęcia już nie. Za to wypatrzyłaś niedaleko coś jakby łunę. Pożar? Ognisko? Ktoś z pochodnią?
-
Podeszła więc bliżej, żeby zobaczyć kto to lub co to, ale starała się pozostać w ukryciu.
-
Nie miałaś pojęcia, kim byli, ale było ich wielu, doliczyłaś się nawet czterdziestu osób siedzących przy kilkunastu ogniskach, więcej mogło ich być w rozstawionych już namiotach. Nie miałaś pojęcia, kim byli, nawet czy byli innej rasy niż ludzie, ale zauważyłaś, że mieli ze sobą konie, wiele koni pasących się w prowizorycznej zagrodzie z ociosanych na szybko gałęzi w pobliżu obozu, dla ochrony przed wilkami.
-
Poszukała wzrokiem Verofa, może to oni go złapali albo coś mu zrobili.
-
Jeśli tak było, bo nie możesz tego wykluczyć, to nie widziałaś go nigdzie wśród nich, więc albo to chybiony pomysł i jest gdzieś indziej, albo rzeczywiście go złapali i trzymają w jednym z namiotów czy w innym miejscu, w którym nie możesz go stąd dostrzec.
-
Zawróciła się po cichu i kiedy już była w bezpiecznej odległości pobiegła do budynku poszukać tego Zygmunta, żeby mu powiedzieć o tym obozie.
-
Bez trudu wróciłaś do posiadłości, bo nawet jeśli byli tu jacyś strażnicy, to pijani w sztok, podobnie jak reszta towarzystwa, o czym mogłaś się przekonać. Próba uzyskania od nich pomocy raczej na wiele się nie zda.
-
Wróciła więc, żeby obserwować tamten obóz i nasłuchiwać rozmów.
-
Wciąż byli w tym samym miejscu, ale dotarłaś w porę, aby zauważyć, jak zbierali obóz, wyraźnie przygotowując się do marszu, choć zajmie im to pewnie jeszcze dobrą godzinę, może mniej.
-
Schowała się gdzieś, żeby dalej ich obserwować i czekała aż wyruszą.
-
Siedziałaś tak około dwa kwadranse i nic się nie wydarzyło. Dopiero po tym czasie usłyszałaś kroki i głosy zbliżające się do ciebie, choć kimkolwiek byli, to wątpliwe, żeby cię zauważyli, przynajmniej jeszcze nie.
-
Spróbowała się przyjrzeć osobom, które się do niej zbliżały, ale dalej pozostawała w ukryciu.