Nawiedzony Zamek rodu Von Berlgior
-
Krodol wysłuchał uważnie goblinów, co zwieńczył zgarnięciem najdłuższej kości z krowiego truchła, która posłużyła mu jako narzędzie do rysowania planu ataku. Najpierw zakreślił na ziemi krzyżyk, a wokół krzyżyka narysował proste kreski.
- Słuchać mnie uważnie… - oznajmił podkreślając powagę sytuacji, po czym kontynuował. - Kółko to być wioska, kreski to wy. Podzielita się po równo i otoczyta wioskę. Wezmiecie te nooooo… pochodnie… - przedstawił podstawy i drapiąc się po brodzie próbował zebrać myśli oraz przypomnieć sobie jak to orkowie robili. - Ja zniszczę wioskę i domy. Ludzie zaczną uciekać. Jak zacznę niszczyć to wy zapalita pochodnie i będzieta wyłapywać człowieków i zabijać. Niektóre możnoooooo teeeeeeeeeeeeeee… - zamyślił się jeszcze głębiej próbując sobie przypomnieć co się robi innego z ludźmi niż zjada. - Wy będzieta łapać te słabe kobity i może je sprzedamy, a jak nie to potem zjemy albo bedo dla was… - powiedział rzeczowo niczym generał jakiś.
- Wy będzieta to otoczenie zmniejszać i coraz bliżej wioski podchodźta, ale wy nie róbta otworów w otoczeniu, bo człowieki uciekno i powiedzo o nas. Na koniec wreszcie wy wejdeta do wiochy i ukradniecie co sie da. - przedstawił cały skomplikowany plan, który aż tak trudny nie był.
- Przygotujta wszystko i zbieroć się. Ruszemy jeszcze dzisiej dopókie ciemno… - rozkazał samemu chwytając swój młot. -
Wszystkie Gobliny, poza jednym, rozbiegły się, aby przekazać wieści reszcie i rozpocząć przygotowania do najazdu.
- My potem palić wioche? - zapytał ten, który został. Po chwili zorientowałeś się, że jego zielona morda kogoś ci przypomina i zdałeś sobie sprawę, że to ten, którego wybrałeś na swojego doradcę. -
- Zobaczym jak dużo zniszczę sam ale nie warto palić, bo człowieki zobaczo smugi dymu. - wyjaśnił swojemu doradcy i czekał na gotowość goblinów.
-
Goblin pokiwał głową i wyszedł, aby przekazać rozkazy reszcie. Wrócił dość prędko, już w pełnym rynsztunku, na jaki składał się szyszak, kolczy kaptur, skórzana zbroja, zakrzywiony miecz, dwa sztylety i mała, okrągła tarcza.
- Wszyscy gotowi, Duża Szefo. Kilku zostawim, jakby znowu jakie pojebańce próbowały na zamek wleźć. -
- Idziemy. Niech zwiadowca prowadzo do ta wioska. - wziąwszy swój kamienny młot Krodol ogłosił stan gotowości do wymarszu, który wkrótce miał wyruszyć.
-
Ruszyliście, choć musiałeś się wlec, aby Gobliny na swoich krótkich nóżkach miały w ogóle możliwość dołączyć. No i konieczność przedzierania się przez lasy była dość uciążliwa, przynajmniej dla kogoś z twoimi gabarytami. W końcu jednak dostrzegłeś wioskę, pozbawioną umocnień, co daje gwarancję łatwego napadu, chociaż nie masz co liczyć, że łupy będą znaczne. Przez wieś przechodził bity trakt, a otaczały ją pola uprawne i pastwiska dla bydła, o czym wspominały Gobliny wysłane na zwiad. Twoi sługusi posłusznie zaczęli się rozchodzić, aby otoczyć wioskę, tak jak to było w planie.
-
Krodol postępował zgodnie z planem. Ruszył na wioskę wykonując szarżę, którą zwieńczył atakiem z wyskoku i uderzeniem ciężkiego kamiennego młota prosto w najbliższą chatę.
-
Jak większość chłopskich chat, przynajmniej w tych mniej zamożnych wioskach, ta konkretna była dość lichej konstrukcji, więc twój cios obrócił ją w ruinę. Nie byłeś pewien, ile osób akurat znajdowało się w chacie, ale nikt z ruin się nie wygrzebał. Zauważyłeś, że z kilku chat wyjrzeli ciekawscy wieśniacy, chcący sprawdzić, co się wydarzyło. Nie minęło wiele czasu, gdy po okolicy dały się słyszeć wrzaski przerażania, kiedy zdali oni sobie sprawę, że ich osadę zaatakował Olbrzym.
-
Krod rozpoczął sianie terroru. Najpierw uderzył młotem w najbliższą zgraję chłopów, którzy wyszli z chaty, a liczył przy tym, że nawet jak nie trafi to podmuch uderzenia poharata cele i nieco osłabi przed konfrontacją z gobasami. Potem kopnął z całej siły stopą w kolejny budynek, a na końcu wykonał cios pięścią w dach jeszcze innej chaty.
-
Żadnej grupy wieśniaków nie zmasakrowałeś, bo choć wielu najpierw wyszło z chat, aby sprawdzić, co się dzieje, a później pojedynczo, grupami i całym rodzinami zaczęli uciekać, to starali się uciec jak najdalej od ciebie. Niszczenie chat, które uciec już nie mogły, było dużo prostsze, a przy tym nawet przyjemne, bo okazało się, że w jednej wciąż byli mieszkańcy, których skrwawione szczątki widniały gdzieniegdzie wśród ruin. Tymczasem wokół zaroiło się od pochodni, twoje Gobliny ruszyły do ataku i w mętnym świetle widziałeś, jak kilku wieśniaków pada trupem od ostrzy lub strzał, a inni poddają się bądź padają nieprzytomni. Niektórzy zawrócili do wioski lub spróbowali uciec w innym kierunku, ale nie dało to wiele, bo z jednej strony mieli ciebie, a z drugiej Gobliny były już właściwie wszędzie.
-
Krodol kontynuował dewastację kolejnych chat. Korzystając ze swojego młota uderzał w dachy, ściany, a wspomagał się przy tym pięścią lub potężnym kopniakiem. Sprowadzał całkowitą anihilację otoczenia, co było jedną z jego niewątpliwych zalet. Postanowił nawet pochwycić jednego człowieka i sprowadzić efekt psychologiczny. Otóż postarał się złapać najbliższego w dłoń i zeżreć, po czym krzyknął.
- Poddajta się gupie czowieki albo was zeżrę wszystkie! -
Prędzej czy później udało ci się jakiegoś złapać i na surowo pozbawić głowy, rąk i większości korpusu. Chłopi, i tak już skrajnie przerażeni i niestawiający żadnego oporu, teraz nawet przestali uciekać, padli na ziemię jak stali lub zatrzymali się kompletnie, w chwili zagrożenia zbijając się w gromadę, taki ludzki instynkt. Tak czy siak, twoje zwycięstwo było bezdyskusyjne, choć ciężko było się spodziewać innego wyniku.
-
- Zmniejszać okrąg! Łapeć ich, a jak stawiejo opór to zabijoć - krzyknął Krodol i czekał na dopełnienie formalności.
- Te co leżo na ziemi dobijta dla pewności może tylko udajo trupa! - rozkazał sprytny olbrzym. -
Niektórzy na dźwięk tych słów od razu zerwali się na nogi, innych rzeczywiście przebito włóczniami i teraz już na pewno są martwi. Co do pozostałych wieśniaków, nikt już nie stawiał oporu, więc udało się wam schwytać żywcem lwią część populacji tej wioski.
-
- Zwionzać wieśniaków, złupić co majo i wracamy. - oznajmił Krodol samemu przechodząc do łupienia. Zaczął poszukiwać cenniejszych przedmiotów, dla olbrzyma cennych rzecz jasna. Może znajdą się beczki z piwem, a nie wspomniawszy o czymś mocniejszym. Zadowoli się nawet krowami, które weźmie pod pachę. Ciekawe czy znajdzie fioletową krowę z opowiadań orków, taką co daje pyszną czekoladę zamiast mleka.
-
Takiej konkretniej nie znalazłeś, ale w oborach kryło się wiele zwykłych zwierząt. Jak zaraportował ci Goblin, który dość sprawnie liczył, było tu dwadzieścia sześć krów, osiemnaście owiec, trzy konie i sześć wołów, a do tego jakieś czterdzieści kur, chociaż Goblinom nie udało się wyłapać wszystkich. Wioska nie miała jednak karczmy, przez co nie znalazłeś piwa ani żadnego innego alkoholu. Z łupów, jak meldowały ci Gobliny, też nie ma co się cieszyć, żywy inwentarz i schwytani ludzie to najcenniejsze łupy, poza tym narzędzia, jedzenie i tym podobne, raczej niewiele warte, przedmioty.
-
- Wracamy do kryjufki. - powiedział do goblinów i zaczął zaganiać zwierzęta do zamku. Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że łupy niczego sobie w porównaniu do większych wsi, które oferują ciekawsze zdobycze, ale Krodol jest zadowolony. Tyle żarcia, że sam się nażre i gobliny będą mogły się rozmnożyć, więc powiększy swoją armię zielonych kurdupli, a czlowieki do tego jako niewolnicy. Olbrzym nawet zaczął się zastanawiać gdzie mógłby ich sprzedać.
-
Z tym rozmnażaniem się może być ciężko, chyba że oddasz do tego celu miejscowe kobiety, miałeś jednak przeczucie, że z takiego związku wyjdą jeszcze większe pokraki, niż te, którymi obecnie dowodzisz. Rozmyślanie o tego typu miejscach nie przyniosło większego efektu, ze swoich wojaży nie znałeś żadnego takiego, pozostaje więc zapytać któregoś z kurdupli. Ci tymczasem, gdy wróciliście już do zamku, zaczęli sortować jeńców oraz znosić łupy do magazynów i spiżarni, a zwierzęta spędzać na dziedziniec, bo nigdzie indziej nie dało się ich pomieścić.
-
Krodol usiadł na placu zamkowym i z chęcią poraczyłby gardło Alkoholem, problem leży w tym, że nic mu nie zostało.
- Eeeeeeeeeee - przeciągnął olbrzym zamyśliwszy się na temat zdobytych łupów, a wyrwała go z nich chęć spieniężenia połowy. -Doradca! Gdzie my mogo najbliżej sprzedać czowieki? - doprawdy stanowiło to zagadnienie ważne i fundamentalne dla rozwoju bandy, lecz kolejna myśl nie dawała Krodowi spokoju.
Eeeeeeeeeee… - ponownie zamyślił się gigant, po czym podrapał się powolnie po brodzie, w końcu zapytał. - Wy gobasy macie się rozmnażoć z innymi gobasami. Mata tu kobity goblinowe? Trzea jakie załatwić niech robio wojowników. - powiedział na zakończenie gigant. -
- Ze starym szefo bylim my kiedyś w Kasuss i Nowym Gilgasz. Tam roboty szukalim, ale widziałem, że som tam takie wielkie targi, a na nich sprzedajo ludzi i innych, co ich kto złapał. Nie takie duże, jak te w Ghadugh, ale ujdo. - odparł Goblin bez większego namysłu. Nim odpowiedział na drugie pytanie, minęła jednak dłuższa chwila. - Nie momy. Stary szefo mówił, że nam nie wolno, bo jak bendzie baba, to i bachor, a jak bachor i baba, to my już nie bendziemy się chcieli napierdalać. A skond by je wzionć to ja ni wim.