Mendoza [Argentyna]
- 
- Bez zmian. - zameldował Mike, gdy minął wyznaczony przez ciebie czas. - Zaczynamy? 
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- Ruszamy – Doktor Plagi wyszedł jako pierwszy z pojazdu, rozejrzał się po okolicy by nie wejść pod rozpędzony samochód, po czym ruszył w stronę hotelu, już z rewolwerem w lewej ręce, oraz z granatem w prawej. Wszedł prosto do recepcji, unosząc granat wysoko w powietrze.
 -- Pierwsza osoba, która do mnie strzeli, będzie odpowiedzialna za to, że całe to pomieszczenie wypełni się toksycznymi oparami, które uśmiercą każdego tutaj zebranego w najgorszy możliwy sposób! Także, bez żadnych sztuczek!
 Mówiąc to skierował rewolwer w stronę właściciela.
 -- To jest napad, jeżeli myślisz zbyt wolno, by połączyć kropki.
- 
Twoi ludzie weszli zaraz po tobie, biorąc na muszki albo przerażony tłum, albo dwóch ochroniarzy, którzy akurat znajdowali się w recepcji. 
 - Spokojnie. - powiedział właściciel, unosząc ręce do góry. - Tylko spokojnie. Na pewno się jakoś dogadamy, prawda?
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- Oczywiście że tak, inaczej już bym ciebie zastrzelił – odpowiedział, po czym odbezpieczył rewolwer. – Pieniądze. Wszystko, co macie za cenę waszego życia.
- 
- Oczywiście, brzmi uczciwie. - powiedział. - Mogę wykonać odpowiedni telefon? Nie noszę wszystkich pieniędzy ze sobą, przyniosą je tu moi ludzie. 
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 Lekko przechylił głowę, zastanawiając się, czy Właściciel ma go za idiotę.
 -- Może jeszcze zostanę na herbatkę? Jeżeli nie chcesz patrzeć w lustrze, jak rozkłada się twoja twarz spowita plagą, lepiej wręcz mi wszystkie pieniądze dostępne w tym hotelu.
- 
Skrzywił się lekko, najwidoczniej dobrze przejrzałeś jego zamiary. Pokiwał głową i odetchnął głęboko. 
 - Dobrze. Mam je w moim biurze, w sejfie. Mogę tam iść albo podać kod tobie czy któremuś z twoich ludzi. Co wybierasz?
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 Zwrócił się w stronę swoich przestępców.
 -- Przypilnujcie tutaj. Idę po gotówkę – mówiąc to zwrócił się ponownie w kierunku właściciela i wskazał rewolwerem, że ten ma go prowadzić do jego biura.
- 
Wciąż z rękoma uniesionymi w górze, mężczyzna ruszył przed siebie. Nie minęło wiele czasu, gdy rzeczywiście dotarliście do jego biura. 
 - To tu. - powiedział, ruchem głowy wskazując na obraz, przedstawiający jego, młodszego o kilka lat, wraz z rodziną. - Sejf jest za obrazem.
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- Świetnie. A teraz go odblokuj – rozkazał.
- 
Tak też zrobił, uprzednio zdejmując obraz ze ściany i odkładając go na biurko. Po tym otworzył sejf, a tobie ukazało się kilkadziesiąt plików banknotów, w każdym było co najmniej pięćdziesiąt lub więcej pojedynczych papierów, o różnych nominałach. 
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- No, ładnie. teraz to zapakuj.
- 
Rozglądając się po pomieszczeniu, wziął swoją teczkę, do której upakował część zawartości sejfu, resztę włożył do zwykłej torby, kładąc to wszystko na biurku obok. 
 - Zadowolony? Zostawisz teraz mnie i moich gości w spokoju?
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- I to ta satysfakcjonująca część. Bierz gotówkę i prowadź mnie do najbogatszych gości, jacy obecnie tutaj są – rozkazał.
- 
- Nie wiem kim jesteś i jaka jest twoja motywacja, ale nie mam zamiaru zaprowadzić cię do niewinnych ludzi, żebyś mógł ich zamordować albo obrabować. - powiedział hardo. Mógłbyś powiedzieć, że aż za hardo jak na kogoś, kto jest w takiej sytuacji. 
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- Nie chcę ich krzywdzić. Chcę dać im antidotum – stwierdził, lekko spoglądając się z ukosa na właściciela. – Przygotowałem się wcześniej – blefował. – Jestem Doktorem Plagi, przyjacielu. A w twoim hotelu od dawna rozpuszczona została w powietrzu śmiercionośna toksyna jako Plan B, jakbyście mieli robić tu dłuoterminowe problemy i później próbować zeznawać policji. Plan A w ramach podziękowania za współpracę da wam odtrutkę. Także chyba zgodzisz się, że Plan A jest czymś, co wolisz, żebyśmy zrobili w tej chwili?
- 
Na słowa o truciźnie odruchowo wstrzymał oddech, co przestał robić po kilku sekundach, gdy zdał sobie sprawę, że to pewnie i tak bez sensu. 
 - “Wam”? Mnie i tym najbogatszym? A reszta gości? Pracownicy? Ochrona? Co z nimi?
- 
Anton Scarfo/Doktor Plagi 
 -- Słuchaj, gdybym miał takie opory moralne, to nie rabowałbym ci w tej chwili hotelu. Teraz, skoro to mamy za sobą, może pora rozwiązać sprawę i ją zakończyć?
- 
Milczał chwilę, ale w końcu opuścił głowę w geście rezygnacji. 
 - Przynajmniej dzięki temu ktoś wyjdzie z tego żywy. - mruknął, jakby usiłując znaleźć usprawiedliwienie swojej decyzji, odpuszczenie sobie walki o życie większości osób zgromadzonych w hotelu, bo i tak nie był w pozycji, która pozwalałaby mu negocjować.
 

