Miasto Hammer
-
Jonathan Waasi
Rozejrzał się, zastanawiając się, czy zdoła w bezpieczny sposób wyminąć Paladyna. -
-- Dziękujemy – powiedział Centaur i przekroczył bramę miasta, aby zaczekać tam na Elfkę.
-
Vader:
Jeśli ich siedziba miała tylko jedno, konkretnie to, wejście, to nie, bo ustawił się tuż przed nim i przemknięcie obok wymagałoby użycia naprawdę potężnej Magii lub bycia Zmiennokształtnym.
Woofy:
Ona również dołączyła do ciebie po krótkiej chwili.
- Co teraz? -
Jonathan Waasi
Pamiętając jednak słowa żebraka o tym, jakoby były jakieś inne wejścia dla giermków i innych nie-Paladynów, rozejrzał się za takowym, licząc na to, że koleś bez dachu nad głową nie ryzykowałbym głowy za okłamywanie go. -
Okleld
-- Teraz wypadałoby znaleźć jakiś sklep z różnymi zapasami. Zawsze możemy spytać kogoś, gdzie tu jest takowe lokum, ale w sumie znaki są, to może coś znajdziemy. -
Vader:
Jeśli było, to nie w okolicach frontu budynku. Aby je znaleźć, musisz obejść całą siedzibę Srebrnej Dłoni, zakładając przy tym, że rzeczywiście nie zostałeś oszukany.
Woofy:
- Albo po prostu pójdźmy na targ? - zasugerowała Elfka i nie czekając na ciebie od razu się tam udała. Raczej nie wiedziała, gdzie dokładnie iść, ale zapewne wiedziała, jak budowane są miasta w Verden, główną ulicą, na którą wchodziło się po przekroczeniu bramy, zawsze można było dostać się na położone w centrum targowisko. -
Jonathan Waasi
Po cichu jednak licząc, że nie został oszukany, spróbował obejść siedzibę, by znaleźć jakąś drogę wejścia. -
Ku twojej uldze (i zapewne uldze bezdomnego, który uratował w ten sposób swoje życie, bo powiedział ci prawdę) odnalazłeś inne wejście na tyłach, przeznaczone zapewne dla służby, giermków, gości i tym podobnych, a nie pełnoprawnych członków Zakonu. Pilnowali go dwaj zbrojni, nie Paladyni a wojownicy werbowani do ich wspierania w całych Złotych Włościach, odziani w kolczugi, hełmy, elementy zbroi płytowej, z tarczami na plecach, mieczami i sztyletami u pasa oraz halabardami trzymanymi oburącz. To wciąż strażnicy, których musisz się pozbyć w ten czy inny sposób bądź przechytrzyć, ale wciąż lepsze to, niż radzenie sobie z Paladynem lub kilkoma z nich.
-
-- Och tak… Tak też można zrobić – powiedział Centaur i ruszył za Elfką.
-
Jonathan Waasi
Postanowił położyć jak najwięcej na jedną kartę i jak gdyby nigdy nic, ruszył w kierunku drzwi, a kiedy zbliżył się wystarczająco do zbrojnych, rozejrzał się.
-- Chłopaka jeszcze nie ma? – zapytał, kierując wzrok na jednego ze zbrojnych, po czym pokazał wzrost, o połowę mniejszy od swojego. – Gdzieś taki wzrost. Miał tutaj na mnie czekać z narzędziami… a mniejsza, jak przyjdzie, to niech mnie szuka w środku – po czym ruszył w kierunku drzwi, spodziewając się, że jeszcze zostanie zatrzymany. -
Woofy:
Rynek w Hammer nie był szczególnie okazały, nie wyróżniał się też niczym specjalnym. Wyłożony białym brukiem, na planie kwadratu, z równoległe odchodzącymi ulicami. Zastawiony był rozmaitymi kramami i straganami, a dalej, wśród otaczających go kamienic, były też sklepy na parterach. Do tego kilka karczm, a także kowale, płatnerze, złotnicy i im podobni rzemieślnicy, którzy mieli swoje warsztaty w pobliżu rynku. Nie widziałeś nigdzie szczególnie interesujących kupców, przeważnie byli to ludzcy handlarze z całego Cesarstwa, lokalni mieszczanie czy chłopi z okolicznych wiosek, zauważyłeś jednak wśród tłumu nieco przedstawicieli innych ras, głównie Elfów i Krasnoludów. Uzbrojeni w miecze, włócznie i tarcze miejscy strażnicy patrolowali rynek, choć nic nie wskazywało na to, żeby musieli gdzieś interweniować. Pilnowali też znajdującej się w centrum wagi i odważników, niezbędnych dla kupców, aby mogli dogadać się z klientami podczas transakcji.
Vader:
Tak jak przypuszczałeś, skrzyżowane halabardy strażników powstrzymały cię przed zbliżeniem się do wejścia.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? Nie wydaje mi się, żebym cię skądś pamiętał.
- I kim jest ten chłopak, o którym mówisz? -
Młody Centaur był zachwycony tym, co widział. Jeszcze nigdy nie był w takim miejscu, wszak życie Centaura rzadko kiedy oznacza odwiedzanie jakichkolwiek miast. No, ale nie przybył tu aż tak się zachwycać. Począł obserwować okoliczne stragany, aby wypatrzyć coś dobrego do jedzenia. Coś innego niż typowe racje żywnościowe.
-
Jeśli przez “racje żywnościowe” rozumieć typowo podróżny prowiant w rodzaju suszonego mięsa, sucharów, wędzonych ryb i tym podobnych to miałeś spory wybór, poza tym na wielu kramach handlowali albo bezpośrednio okoliczni chłopi, albo kupcy, którzy wcześniej kupili ich towary i chcą teraz pozbyć się ich z zyskiem, miałeś więc spory wybór różnych owoców, warzyw i innych płodów rolnych. Poza tym swoje stanowiska mieli też myśliwi, u których mógłbyś zaopatrzyć się między innymi w dziczyznę, a także oferujący swoje wyroby miejscy rzeźnicy, piekarze i pozostali.
-
Niewiele myśląc poszedł w stronę straganów lokalnych piekarzy. Nic tak nie poprawia humoru jak jeszcze ciepły chlebek. No, może już nie być ciepły, ale i tak będzie lepszy niż suchary i suchary.
-
Było go sporo, w różnych kształtach, wypiekany z rozmaitych zbóż, świeży, jeszcze z dziś, albo sprzed kilku dni. Twoja towarzyszka skierowała się ku straganom chłopów lub tych mieszczan, którzy handlowali płodami roli, przeglądając zgromadzone tam warzywa, owoce i inne towary.
-
-- Po ile chlebek? – zapytał sprzedawcę.
-
Jonathan Waasi
Ciężko westchnął, przecierając jeszcze oczy kciukiem i palcem wskazującym lewej ręki.
-- Zawsze jakieś problemy… – odparł do siebie, po czym spojrzał się na wartownika. – Pracuję w kuźni – przyznał. – Jakiś giermek się zjawił z nagłą prośbą o naprawienie oręża. Problem w tym, że oręż należy do jego Paladyna, a on sam zabłysnął geniuszem i próbował coś tam z nim zrobić, przez co też w rezultacie go uszkodził. Podobno jakaś mała usterka, dlatego zjawiłem się tutaj na miejscu, by to szybko naprawić, by zarobić, zwłaszcza, że zaoferowano nam dobrą ilość złotych monet, jeżeli go nie wydamy i zdążymy, zanim giermek otrzyma rózgę. Rozumiecie? Świetnie – odpowiedział sobie samemu, nie czekając na ich odpowiedź. – Tylko miał się tutaj zjawić uczeń na czeladnika ze skrzynką z narzędziami, ale gnojka nie ma. Nie widzieliście gdzieś niskiego blondyna, dzieciaka około czternastoletniego? Z brązową skrzynką z narzędziami? Tutaj bądź w okolicy? – zapytał, rozbudowując swój blef. -
Woofy:
- Srebrnik. - odparł tamten. - Świeżo wypiekany, ze zbóż ze Złotych Włości. Nie znajdziesz lepszego na tym targu.
Vader:
Spojrzeli na siebie i nieco się rozluźnili, najwidoczniej kupując twoje kłamstwo.
- Nie, nikt taki nie rzucił nam się w oczy. - odparł jeden z wartowników. - Ten giermek… Przedstawił ci się? Albo jesteś w stanie nam go opisać? -
-- Biorę – odpowiedział sprzedawcy, wyciągając przy tym srebrnika.
-
Mężczyzna ugryzł monetę, aby upewnić się, czy nie jest to podróbka, po czym zadowolony schował ją do sakiewki, wręczając ci bochenek chleba w zamian.