Polska Środkowa - Pustkowia
-
Dalsza podróż przebyła spokojnie, aż do Gardna. Panna Badeni pewnie pamiętała że co jakiś czas przyjeżdżali stamtąd Polacy; Osada ta była niepowiązana z Imperium, mimo że starali się o protekcję, ale Imperium nie widziało potrzeby rozszerzania się poza Odrę, więc często odrzucali prośby. Jednak, zauważyła ona coś niespodziewanego. Na obrzeżach Gardna, oraz na drodze którą chciała pojechać dalej, wznosiły się pilary dymu, które wzbudziły w niej dreszcze. Takie same pilary zostawiła za sobą gdy opuszczała swoje rodzime miasteczko. Jednak fakt że samo Gardno jeszcze nie płonęło, oraz że znaki oznaczające osadę nie zostały jeszcze zamalowane czachami, dały jej nadzieję. Zauważyła ona jednak też coś martwiącego. Po drugiej stronie autostrady mogła zauważyć dosyć dużego, czarnego vana, na którym namalowane czerwoną farbą były czachy, po obu stronach pojazdu. Oczywiście, mogła stwierdzić że mieszkańcy Gardna nie są warci jej pomocy, ale z tego co widzi, osada chyba ma problem z klanem bandyckim. Jeśli panna Badeni nic nie zrobi, następny podróżujący po autostradzie może napotkać na swojej drodze dosyć trudną barierę… Ale wpychanie się teraz w środek konfliktu może być dla niej niebezpieczne. W końcu, nie zna się ona na walce, jak mogłaby pomóc mieszkańcom Gardna?
-
Ona być może nie może w żaden sposób pomóc mieszkańcom tej niewielkiej miejscowości… Ale jednocześnie, oni mogliby pomóc jej. Myślała o tym już wcześniej, ale teraz, widząc unoszący się dym, mocniej sobie to uświadomiła. Szukała igły w stogu siana, po omacku, nie mając choćby zapałki w ręce jako źródła światła. A kto wie, czy lata wcześniej, jej matka nie przechodziła właśnie przez Gardno? Być może ktoś ją zapamiętał?
Kontemplowała to przez kilka chwil, ale w końcu, mimo niebezpieczeństwa, postanowiła zjechać do miejscowości. Mogła tego pożałować, ale być może… To była właśnie dobra decyzja.
-
Cóż, zjeżdżając z autostrady szybko zauważyła jak dwóch ludzi wychodzi z krzaków, machając w jej stronę i krzyżując swoje ręce, najpewniej ostrzegając ją że nie jest tu bezpiecznie. Na podstawie tego że nie jest jeszcze pod ostrzałem, Panna Badeni raczej może wywnioskować że to dwóch wioskowych żołnierzy ostrzega ją przed klanem bandyckim znajdującym się nieopodal. Zbliżała się do nich całkiem szybko, więc jeśli chciałaby się od nich czegoś dowiedzieć przydałoby się zwolnić i opuścić szybę.
-
Tak też zamierzała zrobić. Aby pokazać, że nie ma groźnych zamiarów, zmniejszyła prędkość i powoli podjechała do tamtej dwójki, uchylając szybę na dosłownie kilka centymetrów. Nie gasiła jednak silnika, gdyż wciąż nie była pewna ich intencji. W każdej chwili była gotowa do wciśnięcia gazu i ruszenia z piskiem opon.
-
Żołnierze szybko do niej podbiegli. Jeden starszy człowiek, koło 50tki, miał na swoim mundurzę odznakę GROMu i wiele blizn na twarzy, i jeden nastolatek, 17 do 19 lat, dokładnie nie była w stanie stwierdzić. Gdy zauważyli że się zatrzymała i opuściła szybę, przeskoczyli przez barierkę, po czym starszy człowiek szybko podbiegł do okna
- Co ty najlepszego wyprawiasz? Nie widzisz, że tu jest klan bandycki? Kobieto, czy ty chcesz umrzeć?!
Podczas gdy starzec z nią gadał, młodziaszek odpiął ze swojego pasa lornetkę i wymierzył ją w dół drogi, z dala od Gardna i w stronę jakiegoś magazynu po drugiej stronie autostrady.
-Jeszcze nas nie zauważyli Jerzy. Może zdążymy się usunąć z widoku zanim do niej ruszą. -
— Ruszą…? — Monika odparła, blednąc na twarz gdy zdała sobie sprawę z konsekwencji tego, co właśnie powiedział młodszy z żołnierzy. — J-już odjeżdżam! Tylko powiedzcie mi w którą stronę, żeby ich uniknąć!
-
-Teraz to tylko w stronę Gardna. Nawet jeśli się wycofasz na autostradę, ryzykujesz pościgu a w tym wraku im nie uciekniesz. A teraz jedź zanim nas zauważą i zaczną strzelać.
Starszy człowiek, chyba Jerzy sądząc po słowach młodziaka, nie czekał nawet na odpowiedź. Razem z nastolatkiem od razu ruszyli z powrotem w krzaki, Monika jedynie mogła zauważyć jak Jerzy odpina od boku plecaka wojskowego swój karabin wyborowy. No cóż, lepiej chyba dupnąć po gazie i lecieć w stronę miasta. -
Lepiej?! W obecnym momencie nie widziała żadnego innego wyboru, niż wykorzystać swoją jedyną szansę na ucieczkę. Przycisnęła pedał gazu do podłogi, mając nadzieję, że wysłużony Polonez nie zawiedzie jej w takim momencie i pozwoli jej na jak najszybsze oddalenie się w kierunku miasta. Kimkolwiek była tamta banda, zdecydowanie nie była gotowa na starcie z nią!
-
Polonez z piskiem ponownie ruszył z rampy i zaczął jechać w stronę Gardna. Mogła jeszcze usłyszeć jak ktoś strzela w jej stronę, po czym ktoś odpowiada ogniem i wymiana powoli cichnie. Dodatkowo, szybko się oddaliła i zbliżyła do Gardna, gdzie mogła zidentyfikować pilary dymu jako zwęglone posterunki obronne, które ewidentnie dopiero co zostały zgaszone. Sama droga szybko się skończyła, bo Gardno jest otoczone drewnianą palisadą i bramą, z której chwilę po tym jak się zatrzymała wyszły cztery osoby, celujące w nią z dwóch strzelb łowieckich i dwóch karabinów automatycznych. Gestykulowali w jej stronę aby wyłączyła silnik i opuściła szybę.
-
W swoich myślach, już widziała samą siebie, nafaszerowaną śrutem i ołowiem wycelowanej w nią broni. Nie była to szczególnie miła wizja. Dlatego Monika przekręciła kluczyk, wyłączając silnik, opuściła szybę i powoli uniosła dłonie do góry.
-
Kiedy to zrobiła, jeden ze strażników podszedł do auta od strony kierowcy, opuszczając lekko swoją strzelbę ale dalej będąc w przygotowaniu do strzału
-Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego że jesteśmy w środku wojny z bandytami?! Co ty wyprawiasz kobieto?! Skąd cię niesie?
Strażnik ewidentnie był wkurwiony, pozostała trójka również dalej stała celując w Monikę z dalszej odległości. Jeden z strażników też trochę opuścił swój karabin, ale tylko żeby odpowiedzieć do krótkofalówki na ramieniu. Monika nie była w stanie rozpoznać tego co mówił, i chwilę później jego lufa znowu celowała prosto w poloneza. -
— Z M-mszczuj! — Jęknęła, nie opuszczając dłoni, wolała w żaden sposób nie dawać strażnikowi podstaw do ciągnięcia za spust. — Z Nowych Mszczuj! Nie jestem stąd, niczego nie wiedziałam, skierowała mnie tutaj dwójka spod szosy! — Mówiła szybko.
-
Strażnicy spojrzeli na siebie, po czym opuścili broń i otworzyli szerzej bramę
-Wjeżdżaj, tylko szybko! Strasznie typowe ze strony Jerzego żeby zrzucić ją na nas zamiast pogonić.
Po czym jak tylko wjechała do bramy, szybko ją zamknęli
-Zjedź z ronda trzecim zjazdem, i po prawej stronie będzie stara przychodnia NFZtu, a po lewej plac kontenerowy. Zaparkuj pod przychodnią, po czym na pieszo pójdź do placuUdaj się do centralnego kontenera i zgłoś do głównodowodzącego. On ci powie co dalej. Jeśli w ogóle będzie wiedział co z tobą zrobić. -
Nie sprawiając większych problemów, wypełniła ich polecenie. Wjeżdżając do Gardna, rozglądała się dookoła. Pomimo tego, że jej zmysły były postawione w stan najwyższej gotowości, a niepokój swoimi rozmiarami przebijał się przez mentalny sufit, to była zwyczajnie ciekawa tego, jak wygląda miejscowość. Wychodząc z samochodu, upewniła się że zostawiała go zamkniętym na cztery spusty.
-
Gardno było zwykłą wiochą, którą w przeciągu 15 lat otoczono palisadą z licznymi wieżami obserwacyjnymi i innymi punktami obronnymi. Nawet Mszczuje były zbudowane w podobny sposób, ale po dołączeniu się do Imperium, palisada trochę podupadła na rzecz garnizonów i obrony miasta poprzez pozbycie się bandytów po lewym brzegu Odry. Nie to że drewniana palisada pomogłaby przeciwko wojskom UMB które aktywnie korzystały z amunicji burzącej i zapalającej. Na rondzie widniał duży powojenny znak, wskazując dzielnicę mieszkalną po prawej stronie od wjazdu, drogę do granicy z Imperium na wprost, i na lewo dzielnicę handlowo-wojskową. Po skręcie w dzielnicę handlową, zauważyła też na górce kościół, w zaskakująco dobrym stanie. Nie było jednak czasu na zwiedzanie, chyba że chciała sprowokować mieszkańców. Opuszczając auto zamknęła je, po czym mogła nareszcie ruszyć na plac kontenerowy do człowieka, który pewnie był merem Gardna.
-
Tak też zrobiła, udając się wprost do placu kontenerowego, marszem i to szybkim. Szukała wzrokiem centralnego kontenera, w którym miał znajdować się ,głównodowodzący", kimkolwiek on był, merem czy burmistrzem, może wójtem. Miała nadzieję, że zdoła wytłumaczyć mu to nieporozumienie… Bo tym właśnie była ta sytuacja, nieporozumieniem! Chciała tylko wypytać i ruszyć dalej, nie miała zamiaru tu zostawać na dłużej…
-
Wchodząc do kontenera, zobaczyła jak starszy człowiek, pewnie jeszcze starszy niż GROMowiec spod zjazdu, nachylony był nad kartką papieru, pisząc coś, podczas gdy stary wiatrak stojący powiewał na niego z całej siły
-Czekaj, czekaj. Zaraz posłucham o co ci chodzi.
Nawet nie podniósł głowy, chyba pomylił ją z kimś. Mimo że jej nie proszono, krzesło w pokoju wręcz wołało Monikę, żeby nie stała dłużej niż musi. W międzyczasie, człowiek przed nią podniósł swoją krótkofalówkę.
-Przyślijcie mi tu Henryka. Tak, wiem że ma partol z Jerzym. Tak, chodzi o ten list. Wiem, myślicie że nie wiem? Kazałem wam mi go tu przysłać! Koniec dyskusji!
Po tym trzasnął krótkofalówką w stół i wrócił do pisania. -
Henryk i Jerzy… To musieli być ludzie, którzy skierowali ją do Gardna, przecież słyszała jak młodszy odezwał się do starszego tym imieniem.
Podniosła rękę, tak jak uczeń chcący się zgłosić. Dawny zwyczaj, który z czasem stał się dla niej odruchem.
— …Czy chodzi o zatarg z bandytami? — Zapytała, stojąc obok krzesła.
-
-Co? Czekaj, kim ty jesteś?!
Jak w jakimś okrutnym sitcomie, Monika nie miała okazji na odpowiedź, zanim ten podniósł palec, żeby się uciszyła, i odebrał krótkofalówkę
-No bez kitu że ktoś z Imperium, właśnie mam przed sobą kogoś kogo w życiu na oczy nie widziałem. A co ja mam jej powiedzieć?! No widzisz geniuszu, ja też. Dobra, czekaj, zaraz znajdę z niej jakiś pożytek. I przyślijcie tu Henryka.
Po tym odłożył krótkofalówkę i pochylił się nad stołem. Patrzył na nią człowiek we wczesnym wieku średnim - Zbielały mu włosy, ale nie miał zmarszczek, tak na oko 43-46 lat. Był ubrany wygodnie, ale wojskowo, tak że mógł podnieść broń i walczyć jeśli byłby zmuszony. Najgorszy był jego ostry wzrok, który przebijał Monikę na wylot, tylko wzmocniony jego ostrymi rysami twarzy. Nie patrzył się w ciszy jednak bardzo długo.
- Może jesteśmy zdesperowani, ale nie szaleni. Nie będę wysyłał obywatelki Imperium na pewną śmierć żeby kupić sobie może tydzień. Siadaj, zanim się zezłoszczę, bo myślę co z tobą zrobić. Zostać tu nie możesz na pewno. -
— Nie planowałam! — Monika odparła prędko, unosząc swoje dłonie do góry w defensywnym geście. — Gardno miało być tylko przystankiem, chciałam zapytać o kogoś i ruszać dalej… — Dodała, już nieco ciszej. — Mogę wyjechać, gdy tylko nadarzy się okazja i przestanę być waszym problemem.
Miała nadzieję, że zdoła przekonać mera do szybkiego wypuszczenia jej w swoją stronę. Zdanie mówiące o tym, by ,wypuścić obywatelkę Imperium na pewną śmierć" nie brzmiało dobrze…