Moskwa
-
Nie zwlekając długo, skinął ci głową i ruszył do gabinetu dowódcy. Najpierw kazał ci zaczekać, wchodząc do środka samemu, a po trwającej kilka minut rozmowie z Araszką, opuścił pomieszczenie i zapalił papierosa, gestem dając ci znać, że teraz możesz wejść.
-
Nie wahając się długo, Potomkin wmaszerował do środka, by od razu zasalutować przed Araszką. Był gotów wypluć z siebie raport bojowy, gdy tylko dowódca udzieli mu prawa do głosu.
-
Widziałeś gołym okiem, że oficer jej podekscytowany, w końcu twoja misja była tą z rodzaju specjalnych i zwieńczenie jej sukcesem mogło znacznie przyczynić się do poprawienia waszej sytuacji w całym mieście… Dlatego gdy tylko cię zobaczył, machnął ręką, abyś spoczął.
- Melduj, melduj. - rzucił krótko, odpalając w międzyczasie papierosa. -
Potomkin powolnym ruchem dłoni uniósł przyłbicę swojego hełmu. Zdając raport z tej misji, chciał być z przełożonym oko w oko.
— Melduję, iż nie udało się przechwycić żywego osobnika. — Zaczął, stając na baczność w pozycji tak idealnej, iż jej zdjęcie mogłoby zostać przedrukowane do wojskowych podręczników. — Natomiast jesteśmy w posiadaniu świeżych zwłok osobnika, dodatkowo nie wykorzystaliśmy całości przynęty. — Tutaj jego słowa, wypowiadane jednostajnym, żołnierskim głosem zatrzymały się na moment.
Potomkin ściągnął hełm i ścisnął go w swoich dłoniach.
— Towarzyszu Starszyno, moja drużyna natknęła się na coś, co wierzę, iż musi zostać natychmiastowo zlikwidowane. W jednym z bloków znaleźliśmy całe piętro pokryte tkanką, która z całą pewnością nie była rośliną ani grzybem. Wierzę, że odnaleźliśmy coś w rodzaju gniazda, być może leża nowego gatunku nieumarłych. Towarzyszu Starszyno, czymkolwiek to było, to musi zostać zniszczone. Ten blok należy zrównać z ziemią. — Powiedział, wyrzucając z siebie najwięcej słów od długiego czasu, a nawet pozwalając sobie na śmiałość, jaka rzadko kiedy uchodziła płazem w tej armii.
-
- Nie zrobiliście tego, czego od was oczekiwałem. - powiedział sucho Araszko po chwili milczenia. Nie były to jednak słowa wypowiedziane tonem zarzutu, po prostu stwierdzał fakt, a ty nie mogłeś nie przyznać mu racji, mieliście w końcu doprowadzić tu żywego Skoczka, a nie jego poharatane zwłoki. - Niech będzie, nasi jajogłowi rzucą okiem na ścierwo, może czegoś się dowiemy. Ale miejcie z tyłu głowy, że tamten rozkaz wciąż pozostaje w mocy: chcę mieć to coś i chcę mieć to żywe.
Później nastąpiła długa cisza, gdy Araszko nie tylko wypalił jednego papierosa, ale i od razu zajął się następnym.
- Potraficie zlokalizować ten budynek? Wrócić tam? - zapytał w końcu, patrząc ci prosto w oczy. -
Słysząc pytanie dowódcy, przez umysł Potomkina przelała się fala najróżniejszych emocji. Choć jego twarz pozostawała wciąż marmurową płaskorzeźbą, chłodną i statyczną, tak wizja powrotu do tamtego budynku wypełniała go strachem. Choć nie zostali w nim zaatakowani, ani nie stracił żadnego z żołnierzy, wiedział, że to, co upatrzyło sobie za leże tamten blok było złem większym niż zwykły nieumarły. W każdej chwili, którą spędzał w tamtym miejscu, czuł, iż balansuje na granicy życia i śmierci swojej oraz każdego członka przydzielonej mu drużyny.
— Tak, Towarzyszu Starszyno. — Odpowiedział zgodnie z prawdą.
-
Pokiwał głową.
- Weźmiecie tę samą drużynę co dzisiaj plus kilka drużyn piechoty i oddział saperów z materiałami wybuchowymi i miotaczami ognia. I kilku jajogłowych. Chcę wiedzieć z czym walczę. Szczury z laboratorium pobiorą próbki, bo słyszę o czymś takim pierwszy raz, a kiedy skończą, spalicie wszystko do fundamentów. A potem wysadzicie w pizdu. -
Potomkinowi absolutnie nie podobał się ten pomysł. Siwiejące włosy na jego głowie jeżyły się, gdy w swoich myślach widział tamten blok, tamto piętro. Miał wrażenie, jakby w tym przeklętym amalgamacie skupiał się każdy pierwiastek odpowiedzialny za to, że świat, jaki dawniej znał, upadł.
-- Tak jest, Towarzyszu Starszyno. – Zasalutował. – Kiedy mam wyruszyć?
-
- Zasłużyliście na odpoczynek po wycieczce w to nieludzkie miejsce. Ale nie za długi. Wyruszacie jutro z samego rana. Jakieś inne pytania?
-
-- Żadnych pytań, Towarzyszu Starszyno. – Odparł mocnym głosem, oczekując pozwolenia na odejście.
-
- Odmaszerować. - powiedział, machając ręką. - Użyjcie trochę tego miejsca, zabawcie się, odpocznijcie. A rano… pozostaje mi się tylko modlić, żeby to szczęście, które wyciągnęło was z Dzikich Pól, dalej z wami było.
-
— Tak jest, Towarzyszu Starszyno. — Zasalutował, po czym opuścił pomieszczenie.
Pozostaje mi się tylko modlić… W jego głowie wybrzmiały słowa oficera. Nie ich religijny wydźwięk, choć znał takich, którzy za podobne zwroty wypowiedziane przy nieodpowiednich osobach trafili do plutonu karnego.
Inna refleksja trzymała się Potomkina, gdy wychodził na korytarz. Jak wiele szczęścia będą potrzebowali, skoro nawet komunista modlił się o nie?
-
Biorąc pod uwagę jakie okropieństwa mogły tam na was czekać, każda forma pomocy, nawet ta z góry, będzie potrzebna. Ekspert od nieumarłych z ciebie żaden, nie masz nawet ułamka wiedzy fachowych jajogłowych, których zatrudnia tu Araszko, ale wiedziałeś dobrze, jak powstają Zombie: przez zarażenie żywych lub reanimację zwłok. Co w takim razie lęgło się w kokonach, które odkryliście w tym domu grozy?
-
Potomkin nie wiedział tego. Nie chciał wiedzieć. Jedyna informacja, jaka była mu potrzebna, to że to miejsce należało zniszczyć, spalić, zrównać z ziemią i pogrzebać.
Żołdak, pogrążony w niezbyt optymistycznych myślach, powlókł się z powrotem do reszty drużyny. Trzeba było ich powiadomić o planach na resztę dnia i na jutro.
-
Jeśli chciałeś powiadomić ich o czymkolwiek, powinieneś się pospieszyć. Ci uzbrojeni po zęby komandosi i dawni najemnicy mieli swoje sposoby, jak radzić sobie ze stresem po misji. A nie ma co się oszukiwać, akurat ten wypad na Martwe Pola zafundował im dużo stresu. Doświadczenie podpowiadało ci, że tacy ludzie radzą sobie z problemami tego typu na wiele sposobów, przy czym większość z nich zawiera w sobie alkohol. Dużo alkoholu.
-
Koszarowy bar. Tam się udał. Przy odrobinie szczęścia, któryś z żołnierzy będzie na tyle trzeźwy, by zrozumieć to co powie, a później przełożyć to z języka rosyjskiego na pijany. Dobrze, że w większości nie ma między nimi wielkiej różnicy.
-
Jeśli spodziewałeś się obrazu nędzy, rozpaczy i wielkiej pijatyki, w której ludzie chodzą jeden po drugim, rzygają pod siebie i piją alkohol prosto z beczek i kadzi, to byłeś w błędzie. Sam bar był dość schludny, powiedziałbyś nawet, że przytulny. Większość jego powierzchni zajmowały stoły i krzesła, zbierane sukcesywnie z różnych miejsc, bo rzadko do siebie pasujące, ale kto by się tam tym dziś przejmował? Poza tym długi i szeroki kontuar z szafką pełną rozmaitych alkoholi oraz beczkami do nalewania piwa. Małe okienko i drzwi za nim, a także dobiegający stamtąd zapach, sugerowały, że na zapleczu jest też mała kuchnia, gdzie można zamówić coś do zakąszenia trunków. Wystroju dopełniały różne przedmioty, zapewne rabowane przez żołnierzy na patrolach poza bazę: telewizor z odtwarzaczem DVD i stertą płyt z różnymi filmami, szafa grająca, fortepian, manekiny ubrane i wymalowane tak, aby przypominały Zombie lub jakichś ludzi, których jednak w ogóle nie kojarzyłeś i wiele innych bibelotów bez większej wartości. Poza barmanem cierpliwie polerującym kufle do piwa, wypatrzyłeś tylko ośmiu żołnierzy: trzech oglądało jakiś film przed telewizorem, jeden siedział smętnie nad kieliszkiem wódki przy kontuarze, a pozostali skryli się w rogu, grając w karty. Zapewne niedługo zrobi się tu o wiele większy tłok. Dopiero po chwili zauważyłeś jednak, że w pewnym sensie tłoczniej już jest: niezauważeni przez ciebie na pierwszy rzut oka ludzie stali wzdłuż ścian, czasem kręcąc się bez konkretnego celu po barze. Mieli czerwone opaski na ramionach, nagolenniki, karwasze, kaski, rękawice i napierśniki, przy pasach pistolety i tonfy, a w dłoniach gumowe pałki. Domyśliłeś się, że to coś w rodzaju żandarmerii wojskowej, co też wyjaśniło ci od razu, czemu bar jest w tak dobrym stanie. Cóż, nie ma co się dziwić, że Araszko stara się trzymać pijaństwo swoich ludzi w ryzach: wiele rzeczy mogłoby pójść nie tak i grozić wam wszystkim, nawet bez tych wszystkich zdechlaków czających się w pobliżu.
-
Potomkin musiał poświęcić kilka sekund na oswojenie się z tym obrazem. Na krótki moment nawet zwątpił, że faktycznie znajdował się w koszarach rosyjskiej armii. Jednak musiał przyznać w myślach słowach uznania dla Araszki. Choć podejrzewał, że jegomoście w czerwonych opaskach mogli mieć swój wachlarz patologii za uszami, to w utrzymywaniu porządku byli bezsprzecznie skuteczni…
Nie zamierzał na razie przerywać seansu grupie oglądającej telewizję, ani partii karciarzy. Podszedł do baru, siadając przy żołnierzu pijącym wódkę. Sam miał ochotę na ćwiartkę.
-
Tamten nawet nie podniósł na ciebie wzroku, chociaż swoim wyglądem odróżniałeś się od reszty sołdatów, a i opowieści o twoich wyczynach musiały już dotrzeć do uszu części z nich. Pozostali rzucali na ciebie okiem od czasu do czasu w milczeniu, a barman jedynie podniósł pytająco brew, czekając na twoje zamówienie.
-
— Ćwiartkę i zagrychę. — Powiedział barmanowi, machając niechlujnie ręką.
Po tym zwrócił się do żołnierza siedzącego obok.
— Wasz stopień i nazwisko? — Zapytał, a w jego tonie nie było srogości ani buty, tylko raczej pozbawiona szczególnego nacechowania obojętność. Spojrzał na sołdata.