Antigua i Barbuda [Morze Karaibskie]
-
- Tak. - krótko oznajmił Arsenał i opuścił kryjówkę, kierując się w stronę portu z torbą przewieszoną przez ramię. Był przygotowany psychicznie do rozróby, jaka ma nadejść.
-
Z racji tego, że miasto nie było duże, a wasz motel znajdował się w pobliżu nadbrzeża, prędko dotarliście do portu. Stało tam zacumowanych kilkanaście statków, głównie kutrów rybackich, resztę stanowiły małe frachtowce, obsługujące ruch w portach Morza Karaibskiego. Nie ma co liczyć tu na spotkanie statku z Europy ani nawet Ameryki Północnej, najdalsza geograficznie bandera pochodziła z Brazylii. Niemniej, nie brakowało tu rozstawionych na parkingach ciężarówek, samochodów-chłodni i dostawczych czy kilku osobówek. Do tego mniejsze motorówki, mające usprawnić podróżowanie między statkami lub na linii statek-nadbrzeże. Tutaj główną zabudowę stanowiły magazyny, a wyróżniał się jedynie dźwig portowy. Dalej zauważyłeś zbite razem, podobne do siebie budynki, zapewne kapitanat i inne budowle administracyjne.
-
Arsenał przyszedł tu w określonym celu i nie zamierzał zawracać sobie uwagi architekturą. Mężczyzna przechadzał się po głównej ulicy szukając wzrokiem mężczyzn z tatuażami rekinów, czyli członków gangu. Na ten moment nie miał w głowie określonego planu, choć jednak… otóż zamierzał odnaleźć ich i kazać się zaprowadzić do szefa, gdzie też Arsenał z pomocą Noriego zrobi rzeźnie.
- Widzisz jakichś? - zapytał swojego towarzysza podróży. -
Japończyk zaprzeczył ruchem głowy. Sięgnął do torby i po chwili wyciągnął z niej dwie krótkofalówki. Jedną rzucił tobie, drugą przypiął do paska, po czym wskazał ręką na dźwig.
- Zajmę lepszą pozycję. Dam ci znać, gdy coś stamtąd wypatrzę. I będę osłaniać, gdy zrobi się gorąco.
Uznając, że nie masz żadnych pytań ani wątpliwości co do tego planu, mężczyzna odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku najwyższej portowej budowli. -
Skromnej rzeźni początek. Chwyciwszy krötkofalöwke i przypiąwszyją do pasa, zaczął chodzić w tłumie wobec poszukiwania Rekinów. Wsparcie w postaci strzelca wyborowego, dodawało odwagi, choć Arsenał nie mógł zapomnieć o rozwadze. Łatwo dostać kulkę w łeb będąc całkowicie nieostrożnym.
-
- Budynek po twojej lewej, sto metrów przed tobą. - powiedział do krótkofalówki Japończyk. - Kręci się wokół kilka osób, dwóch innych pilnuje drzwi. Jeśli im się lepiej przyjrzysz, to widać, że ukrywają pod ubraniem broń. Nie widzę tego stąd, ale mogę się założyć, że mają też tatuaże tych gangsterów, których szukamy.
-
- Zrozumiałem, sprawdzę to. - oznajmił, po czym Arsenał pewnym siebie krokiem ruszył w kierunku znajdującym się po jego lewej, sto metrów przed nim. Szedł pewny siebie i starając się nie zdradzić swoich zamiarów, choć z tym bywa różnie, w szczególności podczas trzymania przy sobie broni gotowej do użycia. Kiedy znalazł się w zasięgu wzroku oponentów to poszukał przelotnymi spojrzeniami tatuażów na ciałach zbirów.
-
Tak jak wspomniał Neal na spotkaniu, na którym scharakteryzował gangsterów, Rekiny i Żmije lubiły obnosić się ze swoimi tatuażami i przynależnością do danej bandy. Poza dwoma facetami pilnującymi drzwi, wokół kręciło się jeszcze siedmiu, pojedynczo lub parami, udającymi, że pracują, a tak naprawdę też pewnie pilnowali budynku, który mógł być jakimś ich magazynem, siedzibą czy czymkolwiek innym. No i wszyscy mieli wytatuowane rekiny, większość na rękach lub klatkach piersiowych, co było widać dzięki szeroko rozpiętym koszulom, a dwaj posunęli się do tego, żeby wytatuować sobie znak przynależności do bandy na twarzy. Tak jak zapewniał cię ze swojej pozycji Nori, każdy miał przy sobie broń, mniej lub bardziej ukrytą, ale nie widziałeś szczególnego zagrożenia w pistoletach, obrzynach i pistoletach maszynowych, które ci nosili ze sobą. Mimo to mężczyźni od razu przyjęli o wiele bardziej bojową postawę, gdy się zbliżyłeś, sięgając dłońmi w okolice broni i kabur.
-
Arsenal założył maskę gazową przepełniony adrenaliną na myśl nadchodzącego starcia.
- Graj muzyko! - krzyknął, jedną dłonią dobywając Colta 1911 z tłumikiem, a drugą chwytając przedmiot, eksperymentalny - granat kriogeniczny. Mężczyzna wstrzymal na sekunde oddech i cisnął ładunkiem wybuchowym w największą zbieraninę przeciwników, czyli ludzi będących jak najbliżej. Drugą dłonią zaś uniósł pistolet na wysokości głowy i przyczepiając się ciałem do najbliższej osłony, oddał magazynek celując w głowę każdego ze zbirów. -
Tamci, raczej przypadkowo, bo wątpiłeś w jakikolwiek zmysł taktyczny pośród prostych bandziorów, stali raczej rozproszeni. Jednak udało ci się cisnąć granat tak, aby trzej zaleźli się w polu rażenia. Nie był to idealny rzut, ale zrobił swoje: ich nogi do wysokości ud lub kolan kompletnie zesztywniały, przymarzając do ziemi. Dobicie ich było tylko formalnością. Czterej pozostali próbowali stawiać jakiś opór, ale celnie wystrzelone kule szybko zastopowały ich ambicje, nim choć jeden z nich miałby okazję cię drasnąć. Co prawda, gdy wyprułeś w nich magazynek, sytuacja zrobiła się na chwilę nieciekawa, bo na dachu budynku pojawili się dwa kolejne Rekiny. Obaj byli uzbrojeni w pistolety maszynowe, którymi celowali wprost w ciebie, ale nim zdążyli nacisnąć spust, twój kompan zdjął obu. I to w jakim stylu! Idealnie wymierzony pocisk przebił czaszkę pierwszego, wychodząc na wylot, po czym utkwił w gardle drugiego. Obaj upadli chwilę później, ten ostatni spadł z dachu, dławiąc się własną krwią i drgając konwulsyjnie przez kilka sekund, nim też nie znieruchomiał. Dziewięciu martwych Rekinów, a cała akcja trwała krócej niż minutę.
-
Świetna akcja. Całe szczęście, że mężczyzna miał wsparcie strzelca wyborowego. Inaczej bez snajpera mogłoby się to skończyć kiepsko. Arsenał schował broń, po czym zaczął przeszukiwać ciała zabitych Rekinów. Tylko po co? Ano po to, żeby znaleźć w którymś z nich telefon, gdzie też znajdą się dodatkowe informacje jak np. ich główną siedziba, gdzie też może znajdować się szef. Mężczyzna miał nadzieję, że uda mu się odnaleźć te informacje inaczej będą musieli wziąć któregoś rekina żywcem, a to nie wchodzi w standardy persony takiej jak Arsenał.