Kair [Egipt]
-
Najbliżej była jedna z kilku publicznych bibliotek, ale wiedziałeś, że są tu też inne, naukowe, choć wejście tam byłoby problematyczne, chyba że twoje lewe dokumenty i z tym sobie poradzą. Samo miejsce było ciche i spokojne, jak to biblioteka, a przy tym pozbawione tłumów, masz więc idealne warunki do pracy.
-
Vader:
Wreszcie przybyłeś na miejsce, o czym powiadomiono egipski rząd. Nie byłeś pewien, na ile była to ich własna inicjatywa, a na ile postawiony przez Ligę bądź Agencję wymóg, ale zadbano o wszystko i do centrum miasta dostałeś się niemal niezauważony. Tam miejscowa komórka Agencji zapewniła ci wszystko, co potrzebne do życia i pracy w jednym z budynków, niedaleko centrum wydarzeń, które sprowadziły cię do kraju faraonów. -
Pieter Van Veerenjans / Rdzeń
Rozejrzał się po samym budynku, sprawdzając, co jest tutaj na miejscu, oraz czego nie ma. Oprócz tego, umieścił tutaj również jeden zapasowy pancerz, w razie czego, by móc szybko zareagować na to, co się dzieje. Jeżeli zaszłaby taka potrzeba, oczywiście. -
W razie gdybyś znalazł coś wartego uwagi, w budynku był niewielki skarbiec, o grubych ścianach i pancernych drzwiach zabezpieczonych kodem, który znałeś jedynie ty i szef miejscowej placówki OAB. Do tego część stricte użytkowa, ale najwidoczniej nie poinformowano ich, kto dokładnie przyleci, aby zająć się sprawą, więc było tu wszystko, czego potrzebowałby zwykły człowiek: wyposażone sypialnia, łazienka, toaleta i połączenie kuchni z salonem. Ostatnie pomieszczenie było w jakimś stopniu ciekawe, bo miało telewizor, więc mogłeś stamtąd czerpać informacje z lokalnych mediów, o ile cokolwiek do nich wypłynie. Dalej było to, co potrzebne ci do pracy, a więc dobrze wyposażone laboratorium, choć nieumywające się do tego, jakie miałeś na Grenlandii, oraz mała pracownia z kilkoma komputerami i telefonem satelitarnym, pozwalającym połączyć się z każdą placówką Agencji na świecie, a także z bazą Ligi Herosów i Ligii Młodych. W budynku aktualnie przebywałeś sam, ale zawsze mógłbyś skontaktować się z Agencją i poprosić o dodatkowy personel, żołnierzy albo nawet oddział komandosów, bo i tych widziałeś, gdy pojawiłeś się na miejscu.
-
Krokodyl przebywał obecnie w Egipcie, gdzie też zatrzymał się w jednym z opuszczonych budynków. Nie wiedział jeszcze po co tu jest, gdyż zgodnie z zaleceniami Zmiennokształtnych informator miał się z nim dopiero spotkać w opuszczonej fabryce odzieży. Tak też Kroken czekał tutaj na tego, który ma przyjść.
-
Choć gdzieś tam, w głębi samego siebie, czułeś, że to pułapka i zaraz każdymi drzwiami i oknami wpadną tu elitarni komandosi Ogólnoświatowej Agencji Bezpieczeństwa lub członkowie Ligii Herosów, to jednak dostanie się tutaj trwało zbyt długo, a ciekawość była zbyt wielka, aby ruszyć się z miejsca. Jednak dopiero po wielu godzinach oczekiwania, pod wieczór, twoje wyostrzone zmysły drapieżnika wychwyciły, że ktoś rzeczywiście wszedł do środka i idzie samotnie w twoim kierunku.
-
Krokodyl zatem zaczekał na tego ktosia przygotowany do ewentualnej walki, o ile nie będzie to osoba, na którą czeka. Trzeba rozważyć każdą ewentualność.
-
Gdyby nie był to jakiś bohater, i to większego kalibru, walka taka byłaby przerażająco krótka i jednostronna. Na samą myśl o bohaterach mógłbyś się nieco uśmiechnąć. W końcu jakaś rozrywka. I może nawet wyzwanie?
Myśli te szybko się rozwiały, gdy zobaczyłeś, kto idzie w twoją stronę. Sam fakt, że był niepozornym człowieczkiem odbierał jakiekolwiek nadzieje na ciekawą walkę, a bliższe przyjrzenie mu się uświadomiło ci, że odpowiada kubek w kubek opisowi informatora, z którym miałeś się tu spotkać.
- Nie ma chyba sensu się przedstawiać, prawda? - zapytał, unosząc ręce tak, żebyś widział, że nie ma żadnej broni. -
Może i dobrze, że nie ma tutaj herosów, gdyż starcie z kimś takim co prawda byłoby ciekawe i i stanowiące wyzwanie, ale zbyt mocno zwracające uwagę na Leonardo. Nie żeby nie przykuwał już teraz wystarczająco dużo uwagi swoją prezencją, jak to mutanci mają w swojej naturze. Wreszcie doczekawszy się informatora Krokodyl zmierzył niepozornego człowieka spod byka. Informator nie był uzbrojony, podobnie jak Krokodyl, który na spotkanie nie potrzebował broni, ponieważ sam w sobie był pewnego rodzaju bronią biologiczną.
- Do sedna. Co masz dla mnie? - zapytał Leonardo stając naprzeciwko informatora. -
Sięgnąwszy do wewnętrznej kieszeni kurtki, mężczyzna wyjął z niej opasłą kopertę, bez wątpienia wypełnioną dokumentami.
- Moi mocodawcy uznali, że idealnie nadasz się do tego zadania. Jak nam wiadomo, w delcie Nilu znajduje się ukryte, podwodne laboratorium należące do egipskiego wywiadu. Ze zdobytych informacji wynika, że Egipcjanie opracowują tam pewnego rodzaju broń biologiczną. Nazywają to Wirusem K. Umowa jest prosta: w tej kopercie znajdują się wszystkie informacje, których potrzebujesz, aby dostać się do środka i odzyskać próbki Wirusa. Spotkamy się na miejscu, wtedy mi go przekażesz. Poza odpowiednią sumą w nieoznakowanych dolarach możesz zabrać dla siebie i swojej organizacji wszystko, co znajdziesz w środku: sprzęt laboratoryjny, próbki, wyniki badań, nawet naukowców. Ale wszystko to pod warunkiem, że fiolka z Wirusem K trafi tylko i wyłącznie do mnie. Aha, zapomniałbym: wszyscy, których nie zabierzesz ze sobą, mają zginąć. A laboratorium puść z dymem.