Nowy Jork
-
Kuba1001
Antek:
Około dwudziestu śmierdzących i obsranych po kolana minut później mogliście wreszcie wyjść na powierzchnię. Teoretycznie moglibyście zrobić to nawet pięć minut wcześniej, ale jednak wszyscy raźno wybrali dalszą podróż kanałami niż zmierzenie się z hordą przynajmniej kilkudziesięciu Zombie różnych rodzajów, które wypatrzyłeś wokół studzienki.
Ray:
‐ Dobra, młody. Spi***alaj, póki mamy dobry humor, ale żebym Cię tu więcej nie widział. I ciesz się, że to nasz rewir, bo jakbyś trafił na Bandytów, to już dawno byłbyś martwy. W najlepszym przypadku. Jesteśmy Legionem, a więc nie tak źle. ‐ powiedział żołnierz i poprowadził grupę dalej, choć wszyscy zerkali na Ciebie od czasu do czasu, chcąc mieć pewność, że nie spróbujesz wbić im noża w plecy ani nic w tym guście. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Szpital było widać gołym okiem kilkadziesiąt metrów stąd. Twoja wola, czy chcecie przeszukiwać okoliczne budynki, to głównie bloki mieszkalne, które gwarantują żmudną pracę, ale nie ma pewności co do łupów, jakie są w środku. O ile są.
Ray:
Zabiłeś kilku, ale na dłuższą metę takie chodzenie w kółko i zabijanie pojedynczych Zombie nie ma sensu, a jedynie Cię męczy. Przydałby się jakiś bardziej długofalowy cel czy cokolwiek w tym guście. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Pozostałym plan na pewno pasował, więc ruszyli, po drodze dla zabawy rozbijając przegniłe czaszki kilku napotkanych Zombie kamieniami i fragmentami gruzu, które dość celnie ciskali, robiąc przy tym zakłady. Przed budynkiem szpitala nie widzieliście nikogo ani nic ciekawego.
Ray:
Cóż, było ich tu w bród, gorzej że większość to były już wraki, a z pozostałych wykręcono większość wartościowych części oraz spuszczono ostatnią kroplę paliwa. Czego się spodziewałeś, skoro apokalipsa, bezprawie i masowy szaber trwa od tak dawna? -
-
-
Kuba1001
Antek:
A i owszem, liczne Zombie, często w dawnych uniformach lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, ale też zwykłych ubraniach. Co ciekawe, każdy z nich był Świeży, co oznaczało też, że musieliście działać szybko i instynktownie, marnując amunicję, ale zabijając wszystkich.
Ray:
Te również były w większości rozkradzione, ale po jakimś czasie udało Ci znaleźć jakiś, który nadawał się do podróży. -
-
antekk5
// Tu zakładam, że Świeże jeszcze żyją. //
Przełączył ogień na automatyczny i wycelował w nadciągające truposze.
‐ Jeden z was niech pilnuje tyłów ‐ nie wiemy, czy nie będą nas atakowały z jednej strony. ‐ rozkazał, a potem strzelił dziesięć razy w kierunku Świeżych, licząc na to, że zginie ich co najmniej połowa. -
Kuba1001
Kuba1001 pisze:Antek:
A i owszem, liczne Zombie, często w dawnych uniformach lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, ale też zwykłych ubraniach. Co ciekawe, każdy z nich był Świeży, co oznaczało też, że musieliście działać szybko i instynktownie, marnując amunicję, ale zabijając wszystkich.//No to źle założyłeś.//
Ray:
Nie było to rozsądne ani produktywne, ale podreperowało Twoje ego. Byłeś na przedmieściach, więc szybko znalazłeś pomniejszy sklep spożywczy, a nieopodal również mały kiosk. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Znajdowaliście się na parterze, ale wedle rozkazu, porzuciliście je, udając się na górę, gdzie było więcej Zombie, choć głównie przykutych (dosłownie) do szpitalnych łóżek, co pozwoliło się Wam ich pozbyć bez zużycia amunicji. Jak na razie macie trochę płynu do kroplówek, bandaży i morfiny, ale to wciąż mało.
Ray:
Akurat gazety nie były tak ważne, jak jedzenie, woda czy broń, więc towar ten podczas apokalipsy schodził dość słabo, więc tak, jest ich tu całkiem sporo. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Na drugim piętrze było o wiele bardziej rozrywkowo, gdyż już na dzień dobry rzuciło się na Was kilkanaście Zombie, które jakby czekały, aż ktoś tu wejdzie, aby mieć się czym posilić. Dwaj żołnierze Z‐Com wycelowali w nich broń, ale czekali na Twój wyraźny rozkaz, bo pewnie kończyła im się już amunicja.
Ray:
Pomiędzy zwyczajową prasą, w której nagłówki mówiły o dziwnym zachowaniu niektórych ludzi, rozprzestrzenianiu się groźnego wirusa i początku końca świata, odnalazłeś nieco kolorowych pisemek dla dorosłych, których amatorzy cenili bardziej od nich swoje życie, zostawiając je tu. -