Londyn
-
Kuba1001
Vader:
Pierwsi żołnierze zeszli na dół. W chwili, gdy meldowali Ci, że pozostawieni tam wartownicy zniknęli, dalsze słowa zakłóciły eksplozje i krzyki, najpewniej przeklętych, bandyckich min‐samoróbek.
Antek:
Rozsądnie. Niemniej, idąc dalej nie widziałeś wyjścia, za to zobaczyłeś światełko na końcu tunelu, które się zbliżało, a wraz z nim terkot broni maszynowej i ryki Zombie oraz okrzyki, najpewniej ludzi, choć ciężko stwierdzić, co dokładnie mówią, inne odgłosy ich zagłuszają, a do tego jesteście stosunkowo daleko od siebie. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Nie wiadomo, co uznawałeś za najgorsze, ale chyba nie ocalałych, prawda? Tak czy siak, owi ocaleli nie byli widoczni, siedzieli w środku prowizorycznie opancerzonej drezyny, która jechała po torach metra, ostrzeliwując zaciekle z broni maszynowej hordę Nieumarłych idącą za nią.
Vader:
Twój okrzyk nie wywołał żadnej reakcji pośród wrogów, ale Twoich kompanów zmotywował do walki, przez co ci natychmiast chwycili za broń i ruszyli za Tobą, gotowi rozstrzelać to, co stanie Wam na drodze. -
-
-
-
Kuba1001
Antek:
Może i warto, bo o ile większość Zombie skupiona jest na pojeździe, to kilka oderwało się od niego i ruszyło w Twoim kierunku, podobnie jak część tamtych z powierzchni, które goniły Cię wcześniej. Uciekać nie ma zbytnio gdzie, chyba że za pojazdem.
Kucu:
//Ku*wa, faktycznie… Wybacz.//
W Twoją stronę ruszyło kilkanaście Szwendaczy. Niby sporo, ale właściwie nic, jeśli wziąć pod uwagę liczebność hordy otaczającej pojazd i jego załogę. Cóż, zawsze coś, ale teraz trzeba by było pomyśleć, jak rozprawić się z tymi zdechlakami.
Vader:
Zeskoczyliście na dół, znaleźliście tam zmasakrowane ciała Waszych kompanów, ale poza nimi nikogo. Owszem, było kilku Bandytów, którzy pewnie czaili się w zasadzce na Was, ale każdy leżał martwy z dziurą w głowie bądź okolicach innego żywotnego miejsca, jak serce czy jakikolwiek inny ważny organ wewnętrzny. Pojawił się nawet jeden spóźnialski, ale nim wycelowaliście w niego swój oręż i posłaliście ku niemu kilka kilogramów ołowiu, i ten padł. Charakterystyczny dźwięk upewnił Cię, że to snajper Was osłania. Jeśli chodzi o Bandytę, to dostał w szyję, a jego głowa oderwała się od korpusu, wyleciała w górę i spadła u Twoich stóp. -
-
-
Kuba1001
Vader:
W takiej sytuacji lepiej jest uciekać jak najszybciej tą samą drogą, co wcześniej, zwłaszcza że tym razem nie jesteście sami…
Antek:
Marnowanie amunicji, tamci z pojazdu przenieśli ogień i na nich. Po jakimś czasie Zombie odpuściły, a prowizoryczny pociąg pancerny pognał dalej, nie zwracając na Ciebie większej uwagi. Mimo to możesz się raczej domyślać, gdzie pojedzie, więc czemu by nie ruszyć za nim? -
-
-
Kuba1001
Antek:
Idzie wprost świetnie, bo żadnych grup nie ma przed pociągiem, a te za nim są skutecznie eliminowane. Świetna osłona, to fakt, dzięki niej dotarłeś do kolejnej stacji metra bez szwanku i problemów. Pytanie tylko, czy podążysz za tym behemotem dalej, czy jednak zakończysz swoją podróż tutaj?
Vader:
Udało się, Bandyci wyjątkowo Wam to ułatwili, najwidoczniej bardziej ceniąc swoje życie niż konieczność pozbawienia Was Waszego. -
-
-
Kuba1001
Antek:
W oddali zobaczyłeś światła, przed którymi pojazd zatrzymał się. Na dodatek usłyszałeś podniesione głosy ludzi, choć nieco stłumione, jakby przez maski czy coś w tym guście.
Vader:
Większość rannych uratowana, komandosi obecni, snajper gdzieś się szlaja, z szeregowych piechurów przetrwała połowa, z czego pięciu było jeszcze rannych, na szczęście dość lekko. Do tego medyk oraz kolejnych kilku szeregowców, rannych lub pozostałych tam, aby chronić swoich kolegów. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Ze swojej obecnej pozycji widzisz to, co wcześniej, czyli tył pojazdu, i słyszysz głosy, co daje ten sam efekt, jak do tej pory: Żaden.
Vader:
Tym razem nie wpadliście na żadne, więc trafiliście tam bez problemu. Na widok ocalonych ludzi medyk tylko załamał ręce.
‐ Nie opatrzę ich tutaj, nie mam nawet czym.