Londyn
-
Kuba1001
Antek:
Mężczyzna wycelował i wypalił ze swojej broni, ale za późno, i ten strzał spudłował, tak jak każde inne zresztą. Gorzej, że zwołał pościg, więc trzeba raczej przyspieszyć i zacząć krążyć, żeby im uciec.
Vader:
‐ Mam ratować ludzi, nieważne gdzie, kiedy i z kim. A czuję, że przyda się Wam porządny łapiduch, więc wchodzę w to. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Nie było to konieczne, mogłeś równie dobrze zgubić ich w tym morzu ruin, więc pozostaje podjąć decyzję: Zostajesz na powierzchni czy uciekasz pod ziemię?
Vader:
‐ Nie minęła nawet godzina, nie zajrzałem jeszcze do wszystkich, więc powiem co najwyżej, że żyją. Więcej dowiesz się później, tak jak zresztą i ja. -
-
-
-
-
Kuba1001
Antek:
Raczej płonne to nadzieje, właśnie takie miejsca zostały osuszone w pierwszych dniach i tygodniach apokalipsy, zwłaszcza w tak wielkich miastach, jak Londyn.
Vader:
Byłeś tu nowy, świeży i tak dalej, więc za cholerę nie wiedziałeś, gdzie tu się spożywało nielegalnie alkohol, co pewnie utrudni Ci znalezienie pary komandosów. -
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Na pewno Cię widzi, inna sprawa, czy ma ochotę na rozmowę z Tobą.
Antek:
Udało Ci się wkraść do apteki, gdzie zastałeś półki świecące pustkami. Na szczęście było to tylko pierwsze wrażenie, bo może gdzieś zostały jakieś leki, których inni szabrownicy nie zauważyli lub nie chcieli zabrać? -
-
-
-
-
-