Czat
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Historyjka
Widzę swoje wady, mam dość niską samoocenę. Ale tym razem to była tylko i wyłącznie jej wina. Od kilku dni normalnie sobie pisałyśmy, a ona nagle “Nie pisz do mnie, tylko ściągamy siebie nawzajem w dół”. Nosz kuwa, chyba był czuła, gdyby mnie ściągała w dół, czułam się zajebiście pisząc z nią, była dla mnie jak siostra, a ona nagle z dupy, że tak będzie lepiej dla obu. Ja zawsze byłam dla niej akurat miła, raz tylko powiedziałam, że prawi mi kazania jak ksiądz i jest taka niewinna, że przy niej jestem taką Babą Jagą obok księżniczki. Ale to pierwsze było krytyką, to drugie miało być kurde komplementem. No ale przeprosiłam ją, chociaż to ona zaczęła mnie wyzywać za to, że użalam się nad sobą (a miałam wtedy do tego usrane prawo, wiedziała, że wtedy matka stosowała przemoc wobec mnie i byłam w depresji), zmieszała mnie z gównem i powiedziała, że to dla mojego dobra, w celach terapeutycznych. No kuwa, ten jeden raz to mnie wpieniła, ale to JA ją za to wszystko przeprosiłam i CO? Przez kilka dni było super, a potem nagle z dupy nazwała mnie manipulatorką, mendą i tak dalej i kazała mi spadać dla dobra nas obu. Ja pie**olę, wiedziała co mnie zaboli najbardziej i to właśnie powiedziała, bo użyła dokładnie tych samych określeń, jakimi określa mnie moja matka (wiedziała o tym)… Mam wiele wad, jestem niedowartościowaną mendą, która wiecznie potrzebuje uwagi, dziecinną jak trzylatek w okresie buntu, brzydką i głupią jak but, ale cholera DLA NIEJ, dla tej jedynej osoby na świecie, na której mi zależało, byłam dobra, nie dam sobie wmówić, że nie. Zawsze byłam przy niej, wspierałam ją… A ona się ku*wa na mnie wypięła. Chciałam się przez nią zabić, ale koleżanka zapomniała worka z wuefem i wróciła do szatni akurat jak wiązałam pętle pod sufitem, karetka mnie zabrała i jestem pod opieką psychiatry. Kochałam ją jak siostrę i tylko ją, a ona mnie ot tak zostawiła… Nikogo innego nie mam. Jestem kurde samotna i czuję się winna, chociaż wiem, że nic jej do cholery nie zrobiłam. Zniszczyła mnie, bo byłam zbyt naiwna i dałam się nabrać, że jej też na mnie zależy… Jestem żałosna, ani jednej osoby nigdy nie utrzymam przy sobie, umrę sama w jakimś rowie, zdradzona przez wszystkich, których kochałam, kocham i pokocham. Świetnie.
Ja pie**olę… Ona tu jest.
Proszę, wyjdź z tej grupy.
Zrobię wszystko, ale błagam WYJDŹ.
Uwielbiam tego PBFa, nie niszcz mnie tutaj. Sprawisz, że mnie znienawidzą i opuszczę ukochaną grupę zalana łzami… Proszę, wyjdź. Błagam. -
-
-
Andrzej_Duda
A ja mam wszystko w dupie tak długo jak nie łamiecie regulaminu.
@Kazute:
Starlight, jeśli jesteś tu tylko żeby robić gównoburze, to sio. -
Kazute
Kochałam Cię. Próbowałam Cię wspierać. Tak bardzo, że aż płakałam po kątach obwiniając siebie, że nie potrafię Ci pomóc. Pewnych rzeczy o Tobie nie wiedziałam. Potrafiłaś mnie wku*wić, ale to wybaczałam. Przez Ciebie przez wiele tygodni miałam pogłębioną depresję, nie mogłam normalnie żyć. A zraniłam Cię, stosując terapię szokową, gdyż niektórzy właśnie tego potrzebują, by się podnieść. Przepraszałam wiele razy za swoje słowa i czyny, ale Ty to miałaś w dupie. Nie docierało do Twojej podświadomości. Ostatnim razem pisałam, że byłam w depresyjnym nastroju, bo nie wiedziałam, czy wybaczając Ci robię słusznie, czy moje serce nie zostanie ponownie złamane. Postanowiłam tak dla naszego wspólnego dobra, wierząc, że z terapeutą uda Ci się wyjść z gówna znanego jako depresja i żyć szczęśliwie, nawet jeśli beze mnie. Nie mówiłaś mi na bieżąco, że próbując Cię pocieszyć tylko pogarszałam Twój stan, zachowując się jak ksiądz. Nie, musiałaś poczekać 1.5 roku, by szambo wyje**ło. Uwierz mi, jesteś wspaniałą osobą, utalentowaną, z oryginalnym charakterem. Ale Twoja depresja powodowała u mnie jeszcze większego dołka. Wszystko, co robiłam, robiłam to dla wspólnego dobra. Ale okazało się, że umarłaś. Osoba, którą znałam, umarła w środku. Zostałaś pożarta przez demona depresji.
-
-
-
-
-
-
-