-Diamenciku, wracaj z Nefryt do domu. Wiesz, jak trafić, prawda. - rzucił do swojej podopiecznej, jednocześnie podając jej rzutem klucze do niego - Czekajcie tam, dopóki nie wrócę, dobrze?
-Dobrze, nie dopytuję. - powiedział, podnosząc ją lekko za ręce i opierając jej ramię o swój kark, jak żołnierze przenoszący rannych - Chodźmy może poszukać tego twojego ,domu"…
-Ostatnio dowiedziałem się, że dzieciak, którego gnębiłem, okazał się synem kosmicznej dyktatorki, która miała jeszcze dwie starsze siostry i matkę, którą teraz się zajmuję. Uwierz mi, nic mnie już nie zadziwi.
-Doprawdy? A więc to było dokładnie tak…-I tutaj Perła opowiedziała WSZYSTKO o przygodach Deweya. Od początku do końca, bez ŻADNEJ cenzury ani omijania niewygodnych dla kogokolwiek fragmentów.
Kevin tylko stał z rozdziawonymi ustami. Nie mógł sie nadziwić dokonaniom Deweya.
-*Jak to możliwe, że ten staruch wziął w obroty dwie olbrzymki i dwie Perły? Do tego jeszcze ta reszta… Cholerny James Bond * - myśli sobie, nie dają wiary w opowieść Białej Perły.
Wziął w obroty nawet tą Żółtą Jędzę! Jak to w ogóle możliwe?! Przecież żył bez żadnej kobiety przez paręnaście lat! Gdyby nie pozycja, to byłby całkowitym przegrywem!