Starając się jak tylko umiał, by niej nie urazić, Bill ostrożnie wyjaśnił, że chodziło o skojarzenie z układem rozrodczym ludzkiej kobiety i ich umiejscowieniem, po czym jeszcze na wszelki wypadek przeprosił.
Nieco uspokojony, choć wciąż zdziwiony położył się na fragmencie szaty między jej nogami. Leżąc tak sobie i dotykając od czasu do czasu jej sukni, powiedział:
-Niesamowite, że oprócz ciała potraficie sobie jeszcze tworzyć tak piękne stroje…
-Rozumiem -powiedział - Mam nadzieję, że do tego czasu zachowamy przyjazne relacje. Ostatnio mam istny talent do zrażania do siebie innych… -dodał nieco zasmucony.
Nie wiedział dlaczego, ale matkującą mu Niebieską Diament uznał za najlepsze, co mu się od dawna przytrafiło.
-Od dawna nikt nie był dla mnie taki miły… -powiedział cicho z wyraźną błogością w głosie.
-Cieszę się, że mogę dać komuś szczęście, nawet jeśli sama nie mogę go mieć…-Niebieska Diament westchnęła i włożyła sobie Deweya we włosy tak, żeby był nimi otulony, ale mógł oddychać bez problemu.
Wyrwało go to z nastroju.
-Pewnie ty dostałabyś rozmowę o tym, że spoufalanie się z istotami organicznymi takimi jak ja jest złe, zaś sam ponownie spotkałbym się w sądzie z Cyrkonami…
-Ale nie przepada za istotami organicznymi, a do tego ośmieliłem się skrzywdzić jedną z jej bliskich osób. Na pewno czekałoby mnie coś nieprzyjemnego. Lecz co ja mogę wiedzieć? To w końcu twoja siostra, ty znasz ją lepiej.