Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Już.
I tuż po tym zwymiotował na podłogę kilkoma litrami kwasu.
Zawstydził się… I nie sądził, że tyle tego ma. //Na moje to on ma objętość litra-dwóch kwasu.
// A na moje, to jest magiczny kwas. // Tata też chyba nie sądził. Kwas zaczął przeżerać się przez podłogę.
Spojrzał sił na to przerażony.
Tata również nie odczuwa z powodu tego kwasu zbyt pozytywnych emocji.
-Co… Co teraz robić?
-Po pierwsze… Udawajmy, że to nie ty wypaliłeś tą dziurę w podłodze. - odpowiedział tata, a następnie wziął Vergisa na ręce i zaczął z nim uciekać w głąb pałacu.
Jest tak słaby, że nic nie mówi.
A tata biegnie jak szalony, używając niewidzialności.
A on się stara trzymać.
Na szczęście Vergis to nie chuchro i może się trzymać biegnącego taty bez większych problemów.
Patrzył się tylko mętnie, gdzie biegną.
Biegną tak szybko, że Vergis nie może niestety ogarnąć wzrokiem otoczenia.
Usnął mu na rękach.
To wyczyn zasnąć w takich warunkach.
Raczej jest zmęczony bardzo.
Oby tylko to choróbsko się nie rozwinęło w coś gorszego…
Ale tak to śpi. //A tu dojrzewanie.
Chrapie sobie, chrapie…