To jeszcze bardziej rozśmieszyło towarzysza Douga. Gdyby nie to że jest dość rozbudowany, to teraz pewnie miwolnie leżałby na podłodze i śmiał się do rozpuku.
Widząc tą przysłowowią bękę ciśniętą przez przydzielonego mu agenta postanowił już zamilknął, sądząc pół żartem, pół serio, że w takim tempie i przy takiej intensywności kabaretu własnego autorstwa to jeden z nich się tu zaraz ze śmiechu przekręci.
O… to jest nawet ważniejszy skutek tego prowizorycznego kabaretu - obustronna poprawa humoru przed nieuniknionym piekłem, jakie odbędzie się nazajutrz. Mimo wszystko, przynajmniej można było się pośmiać.
Właśnie dlatego także Doug milczy - by pupajać się oprócz spokonu także odrobiną ciszy, bo już niedługo ucho usłyszy takie decybele, że nie będzie można się pozbierać.
Podelektował się ta błogą, pustą od czyichkolwiek krzyków i śmiechów, ciszą, po czym spokojnie się odezwał:
-Więc… cieszcie się, że na tym waszym Helikarierze macie nieprzepuszczające dźwięku ściany, bo wtedy to nikt by tam nie wytrzymał.
-Nie, poza takimi sytuacjami jak ta dzisiejsza z Kameleonem lub ktokolwiek to był - jest spokojnie. Swoją drogą… Tak jak sobie przypominam, to Kameleon siedzi w Raft - To kto cię zaatakował?
-Na pewno ktoś, kto też potrafi się zmieniać… - zamyślił się Doug, po czym nagle odparł, biorąc pod uwagę jedną rzecz - A co jeśli Sęp i Nosorożec dogadali się z tą, no… tą fioletową mutantką?