Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Chociaż jeszcze opatrunku zrywał nie będzie… Zaczął ładować kamienie do beczki. Ile się da.
Nie tylko idzie mu to szybko, ale nie odczuwa przy tym żadnego zmęczenia.
Wow… Ta nowa siła zarówno przerażała go i fascynowała. Gdy napełnił beczkę do pełna, spróbował ją podnieść.
Wciąż mógł to bez problemu w jakiejkolwiek postaci zrobić to jedną ręką, tak jakby to było jakieś piórko albo źdźbło trawy.
Co do ku*wy…- Mruknął do siebie. Niemniej, odłożył beczkę i poszedł w kierunku stacji. Z ukrycia sprawdził, czy kogoś zainteresował huk.
Z tego co widać, niektórzy wyglądają z okien swoich domów, zaciekawieni co wywołało ten grzmot.
O! Czyli jednak ktoś mieszka w tym mieście!
Przynajmniej taki jest ten plus tego całego rozgardiaszu.
Rozejrzał się po oknach. Był gdzieś tam Viktor?
Nie. Z tych wszystkich ludzi Arrow rozpoznał tylko Babkę.
Dyskretnie przyjrzał się innym.
Typowi mieszkańcy wsi zabitej dechami. Nic dodać nic ująć.
No, c’mon. Ludzie nie wyglądają tak samo.
Nie wyglądają, to prawda. No ludzie, jak ludzi. Niczego specjalnego. W większości bruneci lub szatyni, ubrania z pokolenia na pokolenie
Ah… Poczekał aż znikną z okien.
Jaki ma plan?
Zapuka do domów, q których nie widział Viktora.
Nie otworzył mu nikt.
No cóż… Najwyżej będzie głodny przez jakiś czas. Schudnie chociaż, choć nie żeby był gruby. Udał się z powrotem na cmentarz.
Zastał go w takim stanie w jakim go zostawił.