Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Perła tego nie usłyszała.
A ten nadal sobie siedział, będąc szcześliwym Panem szczęśliwej Perełki.
-Czy mogę pójść na spacer po statku, Mój Panie?
-Oczywiście, Perło - powiedział, po czym ponownie spoglądał na kosmos.
Perła idzie spokojnym krokiem po całym statku. Niedługo zapewne wróci.
Pewnie tak będzie * - pomyślał sobie, po czym nadal wylegiwał się na fotelu.
Aż mu się zachciało spać.
Powoli zmrużał oczy, aż w końcu zasnął.
Śni mu się Biały Diament. Stoi tuż przed nim.
-Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty, tylko dręczysz uczciwych ludzi? - zapytał się z wyraźnym zażenowaniem w głosie. Spodziewał się pogadanki o złym wychowaniu Perły czy coś.
Diament bierze Deweya na dłoń i go w niej ściska co najmniej nie przyjemnie.
Próbuje się opierać i między okrzykami bólu udaje mu się wypowiedzieć: -O CO CI TERAZ CHODZI, TY BIAŁA PINDO?!
Biała Diament ściska Deweya coraz mocniej z każdą sekundą.
Zaczyna czuć, jak jego żebra zaczynają się łamać -Za… za co?! - udaje mu się jeszcze wykrztusić.
-Biała Diament wie najlepiej. Dewey się budzi tuż przed tym, jak został całkowicie zgnieciony.
Szybko maca się rękami jak opętany, by sprawdzić, czy jest na pewno cały.
Tak, całe jego ciało jest całe i w nienaruszonym stanie.
Westchnął z ulgą, ale zaraz zaczął się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodziło.
Nie miał na to zbytnio czasu, ponieważ właśnie wróciła jego Perła. -Już jestem, Mój Panie.
Szybko doprowadził się do porządku, by nie wyglądał na kogoś, kto się czymś zamartwia. -To dobrze, Perło - oznajmił.