Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Spał.
Śni mu się polana pełna kwiatów.
Położył się na niej, wyciągnięty na płasko. Spoglądał na chmury.
Chmury formują się w głowę Białego Diamentu.
W głowę czego?
Kwiaty uschły. Wszystkie jednocześnie.
Poderwał się i rozejrzał dookoła.
Z chmur schodzi Biały Diament w pełnej okazałości.
Czym do cholery jest ten Biały Diament? Białym kamykiem? Jak wyglądał? Czym był?
Ten Biały Diament, który pisze się z dużej litery w obu członach nazwy.
//Chodziło o to, że Arrow nie miał o tym pojęcia.// Niech ją licho trzaśnie. Robiła coś szczególnego?
//Chodziło o to, że Arrow nie miał o tym pojęcia.//
Niech ją licho trzaśnie. Robiła coś szczególnego?
// Rozumiem, rozumiem. // Biała Diament tylko patrzyła.
A więc Arrow uznał za stosowne oddalić się od wielkiej baby. Szybkim krokiem. Właściwie to biegiem.
Diament cały czas za nim biegnie i próbuje go złapać.
Kurna. Miał przy sobie pistolet?
Kurna.
Miał przy sobie pistolet?
Tak.
Wyciągnął i zaczął do niej strzelać. Zatrzymał się, by lepiej celować, a mierzył prosto w czoło, między oczy.
Pociski przez nią przelatują. -To mój świat, skarbie.
Opuścił pistolet: To powiem Ci, że ostro spieprzyłaś robotę. - Rzucił sarkastycznie.
Opuścił pistolet:
-Doprawdy? Kończyny Arrowa zostały przebite na wylot kryształowymi kolcami. To jest sen, ale on czuje prawdziwy ból.